Epilog

1K 44 6
                                    


Hermiona otworzyła oczy. Sprawiło jej to lekki problem, ale w końcu zobaczyła znajome twarze. Była w skrzydle szpitalnym, a przy jej łóżku siedzieli Harry, Ron i Ginny.

- Udało się! – krzyknęli radośnie, a ona uśmiechnęła się z trudem i zaczęła wodzić oczami po łóżkach wkoło. Obok leżał Fred, który miał unieruchomioną głowę, ale nie przeszkadzało mu to flirtować z Angeliną i przekomarzać się z bratem, siedzącym blisko niego.

 Hermiona zaczęła się wiercić i wyciągać szyję, miała problemy z mówieniem, próbowała wydukać cokolwiek, z pomocą przyszedł Harry: 

– On żyje, uratował Cię, a Ty jego, jesteście kwita- zaśmiał się.

Opadła na poduszki i odetchnęła. Po chwili znowu podniosła głowę i trafiła na niepewne spojrzenie przyjaciela, który cicho powiedział: 

– Na razie nie przyjdzie, nie może, jest....w Azkabanie.

***

Skazali go? Ile spała? Co właściwie się działo, gdy była nieprzytomna?

Dlaczego akurat teraz nie może z nimi swobodnie porozmawiać i zadać wszystkich pytań, które świdrowały jej w głowie? Próbowała zerwać się z łóżka, ale wszystko zawirowało. Ron i Harry powstrzymali ją przed ponowieniem próby wstania:

- Hermiono, spokojnie, muszą go przesłuchać... 

- To aczeo jes w wizeniuu? – wycharczała.

 -Spokojnie, teraz nie ma tam dementorów – wyjaśnił cicho Harry - pilnują ich aurorzy i potężne zaklęcia, to na pewno lepsze niż demento... - nie dokończył, gdy zobaczył, jak na niego spojrzała - Hermiono, uspokój się, jest w areszcie, bo muszą go osądzić, muszą zorganizować proces, który jest formalnością, bo według Kingsleya i całego Zakonu, dowody na jego niewinność są niepodważalne, ale dopóki nie zapadnie wyrok, musi przebywać tam.

Zacisnęła oczy. Pragnęła zostać sama.

***

To był najdłuższy miesiąc w jej życiu. Miała ochotę okupować Ministerstwo Magii, wysyłała kilkanaście listów tygodniowo, by pozwolili mu zeznawać z wolnej stopy, ale procedury były nieubłagane.

Sama też miała zeznawać, przygotowała się rzetelnie, ćwiczyła też głos, który na razie zachrypnięty, powoli wracał do normalności. Urazy przebyte na wojnie odbiły się na jej ciele, poruszała się wolniej niż zwykle, bardzo szybko się męczyła i dostawała zadyszki, po wypowiedzeniu kilku zdań. Ale to nie było ważne. Dni mijały, a upragniona i równocześnie zatrważająca data procesu, zbliżała się wielkimi krokami.

Jej zaangażowanie w sprawę i zeznania, zdecydowanie przybliżyły go do uniewinnienia. Sędzia przesłuchał wszystkich powołanych świadków, m.in. Mrużkę, Harry'ego, Rona. Swoje zeznania w tej sprawie złożyli także śmierciożercy i sam Snape. Hermiona nerwowo spojrzała w stronę sędziego, który właśnie zakończył przesłuchania. Następnego dnia o świcie zapadnie wyrok.

Hermiona spojrzała na Severusa. Siedział spokojny i opanowany, z nieprzeniknioną maską na twarzy. Miała ochotę podejść do niego, ale był odgrodzony sztabem aurorów. 

Wytrzyma. To jeszcze tylko jedna noc.

***

- Niewinny – ogłoszono wynik, a jej zachciało się płakać ze szczęścia.

Gdy po kilkunastu minutach, przepychania się przez tłum dziennikarzy i aurorów, Hermiona wreszcie dotarła do niego, nie do końca wiedziała jak rozpocząć rozmowę. Z każdej strony otaczali ich czarodzieje, błyskały flesze, a odgłosy z sali zlały się w jedno głośne brzęczenie, które kojarzyło jej się z atakiem roju owadów. Na szczęście Severus chwycił ją za rękę i utorował przejście przez tłum. Gdy wydostali się na zewnątrz, użyli teleportacji łącznej i przenieśli się do jego mieszkania na Spinner's End.

***

Pierwszy raz była w tym miejscu. Z zaciekawieniem omiotła wnętrze wzrokiem. Mieszkanie było staromodne, mocno zaniedbane, a grube warstwy kurzu spoczywały na wszystkich powierzchniach. Severus machnięciem różdżki rozpalił ogień w kominku i jednym zaklęciem usunął większość kurzu z pomieszczenia.

Hermiona spojrzała na niego, a on gestem poprosił ją, by usiadła. Sam zajął miejsce w najbliższym fotelu i powiedział: 

- Dziękuję Granger, to dzięki Tobie jestem teraz na wolności.

Machnęła niecierpliwie ręką.

– I tak by Cię uniewinnili, to...

-Posłuchaj - przerwał jej – niczego od Ciebie nie oczekuję. Wojna się skończyła, zrozumiem jeśli będziesz chciała podążyć w swoją stronę, beze mnie - powiedział.

Hermiona aż się zjeżyła, wstała z kanapy i krzyknęła: 

- Bałwan. Skończony bałwan! 

Ale on siedział spokojny, patrząc na nią i pozwalając rozwinąć myśl. Mówiła z lekkim trudem, jednak nie dbała o to, chciała wykrzyczeć z siebie całą złość i strach, które nagromadziła i trzymała w sobie za długo. 

– Myślisz, że to co czułam i to co czuję dalej, że wszystko to, co wydarzyło się między nami przez ostatni rok, że teraz z tego zrezygnuję?!, że mi przeszło, a może...... może Tobie przeszło, może dla Ciebie to była tylko przygoda i odskocznia od tego co się działo? ... - słowa wyrzucała tak szybko, że zaczynała się zapowietrzać.

- Nie, nie przeszło mi – powiedział wolno - ale chcę, żebyś miała wybór, chcę żebyś mogła odejść, jeśli tego potrzebujesz. To co wydarzyło się między nami, było prawdziwe Hermiono. Było czymś, dzięki czemu miałem jakąkolwiek chęć i nadzieję na przeżycie. Ale zrozumiem, jeśli będziesz chciała, już bez poczucia zagrożenia i zbliżającego się końca świata, zdecydować inaczej, rozwijać się, poznawać świat, założyć rodzinę, może z kimś młodszym i bardziej znośnym. 

Oparła ręce na biodrach i powiedziała kpiąco: 

- Ale się rozgadałeś - a potem ciszej- chcę Ciebie Ty stary dupku.


KONIEC.



***********************************************************************************************

To był mój fanfikowy debiut. W założeniu tego opowiadania, najważniejsza była więź między HG i SS, a reszta historii miała być tłem dla ich relacji.

Bardzo dziękuję za wszelką aktywność, cieszę się z każdego komentarza, głosu, czy wyświetlenia!

;*

Irsea

A na koniec zostawiam Wam piękny wiersz Herberta, o miłości w czasach apokalipsy - takiej, której doświadczyli Hermiona i Snape (pamiętajmy, że taka miłość, też może trwać, gdy apokalipsa się skończy)


Lasy płonęły –
a oni
na szyjach splatali ręce
jak bukiety róż

ludzie zbiegali do schronów –
on mówił że żona ma włosy
w których się można ukryć

okryci jednym kocem
szeptali słowa bezwstydne
litanię zakochanych

Gdy było bardzo źle
skakali w oczy naprzeciw
i zamykali je mocno

tak mocno że nie poczuli ognia
który dochodził do rzęs

do końca byli mężni
do końca byli wierni
do końca byli podobni
jak dwie krople
zatrzymane na skraju twarzy


Z. Herbert

Veritaserum - SevmioneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz