Dwa dni później, gdy w skupieniu warzyli eliksiry, ona wielosokowy, a on veritaserum, prefekt ze Slytherinu, przekazał, by Snape udał się na trzecie piętro, na prośbę rodzeństwa Carrow.
Hermiona zmniejszyła ogień pod kociołkami i dwoma dużymi susami, znalazła się przy magazynku. Rozemocjonowana wyszeptała inkantację i ze zdziwieniem zaobserwowała, że drzwiczki otwierają się. Czemu nie zmienił zabezpieczeń? zastanawiała się, może nie pamięta, że zdradził jej zaklęcie, chwilę później przecież zemdlał. Bała się wziąć wiele, zabrała tylko tyle składników, by wystarczyło na podstawowe eliksiry dla chłopców.
Gdy wróciła do stołu, zaczęła rozmyślać czemu wrócił ranny. Kto mu to zrobił? Zakon? Śmierciożercy? Może sam Voldemort? Z zamyślenia wyrwał ją trzask drzwi i kąśliwa uwaga Snape'a, że przez bujanie w obłokach zaraz zmarnuje veritaserum. Był wyraźnie zły, stwierdziła, że nie będzie o nic go pytać. Zgasiła ogień i przelała eliksiry do fiolek. Już chciała wychodzić, gdy ktoś wtargnął do pracowni.
- Lestrange i Dołohow – wysyczał Snape.
Stała jakby ktoś strzelił w nią drętwotą.
– Spieprzaj Granger – warknął dyrektor, a ona już miała wyminąć śmierciożerców, gdy Rudolf – mąż Bellatrix, chwycił ją za ramię. Jego paznokcie wbiły się w jej skórę. Skrzywiła się z bólu.
–Ona zostaje - zarechotał mężczyzna i potrząsnął nią jak kukiełką.
Popchnął ją na krzesło obok Snape'a. Ten stał z założonymi rękoma i patrzył wyzywająco na dwójkę nieproszonych gości.
- Czy mogę zapytać o powód Waszej hmmm miłej wizyty? – zapytał stalowym tonem, nie spuszczając mężczyzn z oczu.
- To my będziemy zadawać pytania Snape, a Ty grzecznie na nie odpowiesz - burknął Lestrange, jednak Dołohow poklepał go po ramieniu i odparł:
- Snape, to tylko kurtuazyjna wizyta, wynikająca z naszego zaniepokojenia, Twoimi decyzjami. Robimy wszystko by bronić imię naszego Pana, a Ty...
- Czy Czarny Pan wie o Waszej wizycie? wysyczał przez zaciśnięte zęby Severus.
Śmierciożercy spojrzeli się na siebie, po czym Lestrange rzucił lekceważącym tonem:
-Czarny Pan ma dużo ważniejsze rzeczy na głowie, niż Ty i ten zawszony zamek.
Snape podniósł różdżkę, Lestrange splunął, ale Dołohow wkroczył między mężczyzn i wyrzucił z siebie z uśmiechem na ustach:
- Porozmawiajmy panowie - jednak jego oczy pozostały poważne i niemal nieruchome.
Lestragne zaczął od nowa:
- Wiem Snape, że Czarny Pan darzy Cię zaufaniem i że jesteś oddanym sługą, przyznaję - teatralnie się ukłonił -Ty zabiłeś starego chuja i Ty się chełpisz teraz w chwale bohatera, ale wytłumacz nam do kurwy, czemu nauczycielem w szkole, którą zarządzasz, ale która jest własnością i wizytówką naszego Pana, czemu do kurwy, w tej szkole uczy brudna szlama, przyjaciółeczka jebanego Pottera?
Mówiąc to splunął pod nogi Hermiony, a ona biała jak papier, tak jak mężczyźni utkwiła wzrok w Snapie.
Ten jednak nie pokazał żadnych emocji. Wręcz wypranym z jakichkolwiek uczuć głosem, powiedział:
- Jedyna osoba, którą zamierzam informować o jakimkolwiek moim ruchu, czy decyzji, jedyna osoba, z której zdaniem się liczę, zna odpowiedź na Twoje pytania. Jeśli chcecie też się dowiedzieć, zapytajcie go - Mówiąc to patrzył im w oczy, ale palcami dotknął przedramienia, gdzie jak domyślała się Hermiona, znajdował się Mroczny Znak. Śmierciożercy spojrzeli na siebie niepewnie, widać było, że nie zamierzają wzywać Voldemorta i że zaczynają żałować swojej wizyty.
Snape nie odpuszczał:
- Jeśli jeszcze raz zakwestionujecie moje oddanie Czarnemu Panu, osobiście doprowadzę Was przed jego oblicze i z przyjemnością usłyszę jego odpowiedź na Wasze skargi. Z jednej strony to strata czasu, chociaż z drugiej znakomita rozrywka...
- Wybacz Severusie – wszedł mu w słowo Dołohow, trochę się zagalopowaliśmy.
Lestrange milczał wściekły, ale powstrzymał się od komentarza. W końcu obaj pokracznie się żegnając wyszli z pracowni. Hermiona dopiero wtedy poczuła, że brakuje jej tchu, Snape, jakby zapomniał o jej obecności i podszedł do kamiennej misy, w której umieścił kilka wspomnień. Srebrzyste pasma odbijały światło lamp zawieszonych w pracowni.
Hermiona przełknęła ślinę, jej myśli wirowały w głowie. Voldemort zaakceptował jej obecność w zamku pewnie dlatego, że ktoś (może Dumbledore?), podrzucił fałszywe świadectwo czystości jej krwi i że ufa w kwestii zatrudnienia jej swojemu najlepszemu śmierciożercy. Ale skąd Snape ma pewność, że ona nie walczy czynnie po stronie Harry'ego? Skąd wie, że nie przekazuje mu informacji? Że nie pomaga go pokonać? Dlaczego Snape myśli, że zachowała neutralność i nie robi wszystkiego, żeby pomóc zakonowi? Nie użył legilimencji , nie torturował jej, nigdy nie udzieliła mu skrawka informacji o Harrym. Wręcz przeciwnie, to ona wykorzystała każdą informację od niego czy innych śmierciożerców.
Nie zauważyła jak stanął przed nią, z twarzą nieprzeniknioną jak zawsze
– Wynoś się Granger.
Nie trzeba jej było dwa razy powtarzać.
CZYTASZ
Veritaserum - Sevmione
Fanfiction"Siedział tam ze swoimi długimi, czarnymi włosami opadającymi na twarz. Z bladymi, wręcz przezroczystymi palcami, które gładziły rozciągnięty przed nim pergamin. Gdy zapukała do drzwi, powiedział tylko "wejść" i wskazał jej fotel przed biurkiem. St...