oʍʇ-ʎʇuǝʍ⊥

404 38 16
                                    

Pomimo że z początku Wooyoung był zazdrosny, że San tak bardzo polubił Minhee, po czasie przekonał się, że dziewczyna jest naprawdę w porządku. Często przychodziła razem z koleżankami do bistro, a gdy Wooyoung miał czas, również do niej zagadywał. Właściwie to ucieszył się, że ma kogoś, z kim może pogadać w wolnej chwili, lub zwyczajnie pożartować w trakcie pracy. Oczywiście nie zawsze pozwalali mu na to inni klienci, których miał do obsłużenia, ale dni w bistro robiły się żywsze, gdy przebywała tam grupa dziewczyn. Minhee właściwie szybko stała się ich przyjaciółką. Wooyoungowi pomagało to pogodzić się ze stratą i ruszyć naprzód.

W weekend oboje zostali w domu, ale młodszy miał już plany. Postanowił odwiedzić swojego przyjaciela po raz pierwszy od ceremonii pożegnalnej. Czuł, że jest na to gotowy i powinien to zrobić.

- Jesteś pewien? Może pojadę z tobą? - zmartwił się San.

- Dam sobie radę, bez obaw. Minęło wystarczająco dużo czasu...

- Ale dzwoń w razie czego.

- Oczywiście. - zaśmiał się wychodząc z mieszkania.

San był nadopiekuńczy i to było w nim poniekąd urocze. Troszczył się o niego i bardzo dużo martwił, ale nie ograniczało go to w żaden sposób. Tym różnił się od Daniela, którego troska zamieniła się w obsesję na punkcie chłopaka.

Wooyoung szczerze bał się stanąć po raz pierwszy przed zdjęciem swojego przyjaciela, mając w świadomości, że nigdy nie zobaczy go już na żywo, ani nie otrzyma od niego rady. Bardzo chciałby go przytulić ten ostatni raz, mieć po prostu pewność, że pożegnali się tak, jak powinni. Ale niestety żaden z nich nie przewidział następujących wydarzeń i nie dane im było nawet się spotkać. Wooyoung wciąż się za to obwiniał, choć San wielokrotnie powtarzał mu, że nie był w stanie przewidzieć jego losu i nie powinien czuć się za to odpowiedzialny.

Był wdzięczny za taki dar od losu, jakim był Choi. Wiele razy zastanawiał się, czym sobie zasłużył na kogoś takiego i przez chwilę nawet myślał, że jest on aniołem wysłanym, by go pilnować. Tacy ludzie po prostu nie mogli istnieć w tym zepsutym świecie, to był istny cud. A mimo wszystko należał do niego, a on również mógł nazywać się jego. To powodowało u niego uczucie dumy.

Jak w każdy weekend, na mieście było mnóstwo ludzi. Nie tylko w centrum. Wystarczyło, by Wooyoung przeszedł kilka przecznic i już widział parę za parą oraz grupki znajomych zachowujące się na tyle głośno, by słyszała ich cała ulica. Wooyoung przywykł do takiej codzienności i lubił to. Gdyby nagle wszyscy ucichli lub zniknęli, rzeczywistość stałaby się nudna i bezbarwna.

Droga minęła mu szybciej niż się spodziewał przez co mając przed sobą zdjęcie Yeonjuna, zastygł w bezruchu nie mając pojęcia co powinien powiedzieć. Czy w ogóle powinien się odzywać? Może jakiekolwiek słowa były tutaj zbędne?

Denerwował się, i to bardzo. Nigdy nie był e takiej sytuacji, wszystkie bliskie mu osoby były przy nim, poza rodzicami, których nie zdążył jednak dobrze poznać. Tak wielka strata sprawiła, że nie wiedział jak się zachować. Nastała pustka, której nie umiał zapełnić i prawdopodobnie nigdy nie będzie w stanie. Bo Yeonjun był kimś, kto rozumiał go jak nikt inny. Wspierał go od najmłodszych lat i był przy nim, gdy tego potrzebował. A on gdzie był, kiedy Yeonjun był w potrzebie? Dlaczego zawsze myślał tylko o sobie?

- Jestem ci winien przeprosiny za wiele rzeczy. - zaczął niepewnie wspominając wieloletnią przyjaźń z chłopakiem. - Przepraszam, że za każdym razem myślałem tylko o sobie. Może wtedy skończyłoby się to inaczej... Ale wiesz co? Teraz wiem, że powinienem już dawno posłuchać zarówno ciebie, jak i Hoetaetka. Daniel nie jest dobrym człowiekiem i nawet jeśli mnie kocha, nie jest to typ miłości, której potrzebuję. Zależy mu tylko na tym, by mieć kogoś, kto będzie jego lalką. Nie zależy mu na tym, bym był bezpieczny czy na moim dobrym samopoczuciu, co dopiero szczęściu. Może gdybym posłuchał cię wcześniej, moglibyśmy chociaż spędzić trochę czasu razem, zanim... Aish, czy musiałeś mnie zostawić akurat teraz? Było tak blisko. Chciałem ci powiedzieć, że jestem wolny i nie musisz się więcej martwić... Los chyba nigdy nie był po naszej stronie... Chciałem ci też powiedzieć, że mieszkam teraz z Sanem i jestem z nim szczęśliwy. Miałem nadzieję, że uda wam się bliżej poznać. Teraz możesz tylko patrzeć z góry, gdziekolwiek jesteś. - westchnął czując jak zbiera mu się na łzy. Nie chciał znowu płakać. Chciał być silny. Nie wiedział co może jeszcze dodać do swojego wyznania i jak mógłby je zakończyć, ale rozmyślanie przerwał mu telefon. Uśmiechnął się pod nosem na myśl, jak troskliwy jest San, że już do niego pisze.

Ale to nie był San.

Od: Nieznany

Nie uciekniesz.
Zawsze cię znajdę i nie
pozwolę, byś odszedł.
Pozbyłem się już jednego
problemu, a ten twój kochaś
będzie następny.

Zamarł czytając treść i poczuł jak robi mu się słabo. Czy to możliwe, by to Daniel mu groził? Ktokolwiek by to nie był, najwyraźniej chciał zrobić krzywdę Sanowi. Wooyoung popędził na autobus, by jak najszybciej dostać się do mieszkania. Bo co jeśli w tym momencie San jest w niebezpieczeństwie? Nie zamierzał go stracić tak samo jak Yeonjuna. Musiał zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić, bo wtedy on sam nie będzie miał po co żyć. Jeśli w jego codzienności zabrakłoby Sana... Zapewne sam odebrałby sobie życie. Wizja ta była zbyt potworna.

Omal się nie potknął wsiadając do autobusu, a jadąc na miejsce nerwowo spoglądał na mijający czas podróży. W jego głowie był tajemniczy SMS z nieznanego numeru i San. Przede wszystkim San. A także jego bezpieczeństwo. Nie mógł pozwolić, by coś stało się jedynej osobie, która sprawia, że jest szczęśliwy. San był jego szczęściem, jego tlenem. Wszystkim, czego potrzebował, by żyć.

Ruszył szybkim krokiem w stronę ich domu czując jak szybko bije jego serce. Bał się, i to bardzo. Nie chciał zastać pustego mieszkania tak jak w przypadku Yeonjuna. Przeskakiwał po dwa schodki chcąc jak najszybciej znaleźć się na miejscu.

Po otwarciu drzwi stanął w miejscu nasłuchując. Nie zapowiadało się, by ktokolwiek był w środku...

- San? - zawołał niepewnie mając nadzieję dostać odpowiedź. Ściągnął buty i kurtkę i unormował oddech po biegu, wchodząc głębiej do mieszkania.

Wszędzie było ciemno, to tylko dodatkowo go niepokoiło. Chyba nie spełnił się jego koszmar...?

- San? - powtórzył czując jak jego głos zaczyna drżeć. Zaglądnął do wszystkich pomieszczeń, ale nie znalazł tam starszego. Zaczynał powoli panikować. - Jesteś tu? - zapytał zaglądając do ostatniego pokoju, jakim była sypialnia.

Gdy już był o krok od płaczu, poczuł ciepłą dłoń sunącą wzdłuż jego ramienia, a na szyi usta przybierające do wrażliwej skóry. W pomieszczeniu zapaliły się lampki, na co Wooyoung nie wytrzymał i popłakał się, czując jak kamień spada z jego serca. Odwrócił się do chłopaka i przytulił go mocno.

- San, tak się bałem. - powiedział przerażony.

- Czego? - zdziwił się chłopak. Chciał zrobić młodszemu niespodziankę, czy jego starania poszły na marne?

- J-ja... Dostałem wiadomość.

San spoważniał i wzmocnił uścisk na ręce chłopaka. Wooyoung wyciągnął telefon i pokazał starszemu treść, którą ten ze skupieniem przeczytał, rozumiejąc już co tak bardzo zmartwiło Wooyounga. Przyciągnął go do siebie całując delikatnie w czoło.

- Nie bój się, nie zostawię cię. - zapewnił obejmując go mocno. Nie liczyło się już, że jego mała niespodzianka nie wyszła, ale najważniejsze było, by Wooyoung już się nie martwił.

- San, on chce ci zrobić krzywdę. - powiedział roztrzęsiony.

- Nie zaprzątaj sobie tym głowy. Dopóki jesteśmy razem, nic nam nie grozi.

- Nie chcę cię stracić.

- Nigdzie się nie wybieram.

•••

a/ Nie chcę do szkoły :(

Daisy • Woosan ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz