VII

383 10 0
                                    

Miałam dosłownie mało czasu na ogarnięcie się na spotkanie, a byłam cała rozkopana i w dodatku śmierdziałam papierosami. Umyć się nie zdążę.. Podbiegłam pod toaletkę i popsikalam perfumami włosy po czym je rozczesalam. Przebralam się w jeansy i czarny golf. Spielam włosy tak żeby mniej śmierdziały cygarem. Udałam się w strone gabinetu Slughorn'a.

— Oo witaj!— uradował się profesor i ścisnął moja dłoń. — A coz to za zapach? Nie chce żeby mój kolejny ulubiony uczeń zaczął palic..— odparł zakłopotany.
— Oo! Nie, absolutnie. Rozrabiaki na korytarzach.. Taka praca prefekta, prawda?— podniosłam lekko kąciki ust.
— Ah, racja!— wskazał palcem do góry i usiadł przy stole. Podeszłam do mojego starego miejsca i już chciałam odsunąć krzesło.— Oh, tam siedzi taka puchonka. Może byś usiadła obok?— uśmiechnął się ciepło.
— Pewnie..— odparlam sztywno i usiadłam na krzesle obok.

Zebrało się więcej klubowiczów, w tym ta puchonka, gdy ja zobaczyłam o mało nie wybuchlam smiechem jak się okazało to ona zajęła moje miejsce. Spojrzałam na nią katem oka z morderczym wzrokiem.

Po około godzinie do gabinetu wszedł Riddle, puchonka od razu na niego spojrzałam takim wzrokiem, ze miałam ochote jej wjebac.
— Oo, No prosze. Tak się cieszę, ze powróciłaś do tego klubu, panno Emilient!— rzucił Tom przez co zwróciłam na niego uwagę, tak jak reszta.
— Również się cieszę, ze moja kolejna ulubienica jest w mych skromnych progach.— uśmiechnął się ciepło Slughorn. — Tom, może dołączysz do nas? Będziemy rozmawiać teraz o balu. Proszę usiądź obok..-
— Obok mnie jest miejsce.— przerwała ta puchonka, której imienia zapomniałam. Każdy na nią spojrzał z lekkim zdziwieniem. — No co się patrzysz, zwolnij miejsce profesorowi.— pogoniła mnie rekami, a ja się zdziwiłam.
— Przepraszam?— zasmialam się.
— Chyba umiesz sluchac..— podniosła jedna brew.
— No to są chyba jakieś żarty, 14 latka mną rządzi.— pokiwalam głowa na boki z zrezygnowania i spojrzałam na Tom'a, który próbował schować swój uśmiech. Wrocilam wzrokiem na dziewczyne. — Pójdziesz za drzwi i usiądziesz przy ścianie.— wypowiedziałam to skupiając sie na niej, moje oczy z szarych zamieniły sie na fiolet. Dziewczyna powtórzyła to co powiedziałam i wyszła z gabinetu. Poczułam, ze leci mi krew z nosa, wzięłam chusteczkę i wytarlam nos.
— Wszystko dobrze?— spytał Tom podchodząc bliżej.
— Tak. To tylko krew..— odparlam nawet na niego nie patrząc. Po chwili spojrzałam w górę już będąc „normalna". — Może profesor usiąść. — uśmiechnęłam się i wskazałam na krzesło obok.

Po parunastu minutach rozmowy, Riddle zaczął mnie szturchnąć w nogę. Spojrzałam na niego dyskretnie.
— Bal.— szepnął ledwo slyszalnie udając, ze się rozgląda.
— Profesorze. Mam pomysł na bal.. Może odbyłby się on w formie balu maskowego?— zapytałam podnosząc lekko kąciki ust.
— Coz.. Mysle, ze ten pomysł jest inny niż dotychczas. — zamyślił się na chwile.— Pogadam jutro z Profesorem Dumbledore'm.— uśmiechnął się ciepło.
— To-
— To świetnie. Jeżeli moje zdanie się liczy to również uważam, ze to ciekawa forma ozdnowoczesnienia balu.— wtrącił się Riddle i odparł swoim przekonującym głosem.
— Oczywiście, ze profesora zdanie się liczy! Im więcej osób chętnych, tym lepiej.— spojrzałam na jego profil i uśmiechnęłam się sztucznie.

Spotkanie zakończyło się, ja wyszłam od razu i szlam szybkim krokiem do dormitorium, bo byłam już zmęczona. Weszłam do srodka i zobaczyłam Amandę. Kurwa. Zapomniałam zapytac Tom'a o to, czy jej powiedzieć.
— Hej.— odparła spoglądając na mnie spod zadania dodatkowego z eliksirów — Jak tam było?— zapytała odkładając książkę i pergamin.
— A dobrze, trochę się popstrykalam z ta puchonka..— zasmialam sie na niedawna sytuacje.
— Co sie tam działo?— zaśmiała sie Amanda patrząc na mnie, a ja podeszłam bliżej łóżka i oparłam się o balustradę.
— Była niemiła dla mnie.— odparlam.— A wiesz, ze jak ktoś jest dla mnie niemiły to raczej nie ujdzie mu płazem.— zmruzylam oko. Po chwili się zawiesiłam, co oczywiście nie uszło uwadze Amandy.
— Co tak dumasz?— zapytała po chwili.
— Wiesz może kim byli rodzice..— chwilowo się  zawahalam, ale wypuscilam powietrze z ust i zaczęłam dalej. — Professora Riddle'a?— zapytałam i usiadłam obok niej.
— Wiesz.. Nie wiem czy to prawda, ale ta historia lub plotka rozeszła się tylko jak on tu przyjechał.. — spojrzała mi w oczy tak jakby mnie chciała ostrzec, kiwnelam głowa na znak żeby kontynuowała.— Ponoć jego matka podawała amortencje jego ojcowi, aż do dnia narodzin. Wtedy wyjechał, a ona sama go wychowywała.. Dalej nie jestem pewna czy ja zabił czy zmarła, ale wiem, ze trafił do sierocińca... — spojrzała pusto w podłogę.
— To.. straszne.— wykrzywilam usta i spojrzałam na zegar- 20:47. Postanowiłam pójść do Riddle'a pod pretekstem patrolowania korytarzy. Zarzucilam na siebie szatę z plakietka prefektów i podeszłam do drzwi. — Idę trochę popatrolowac korytarze..— mruknelam, a Amanda powiedziała ciche „okej" i wrocila do swojego poprzedniego zajęcia.

Podeszłam do sali z eliksirów.
alohomora — wyszeptalam i zrobiłam odpowiedni ruch różdżka. Weszłam ostrożnie do srodka i podeszłam do polki z różnymi eliksirami. Zaczęłam szperać miedzy nimi i czytać każda etykietę. — Wielosokowy- nie. Tojadowy- nie. Trucizna- nie. Amort- bingo.— wzięłam fiolkę i włożyłam do kieszeni szaty. Wyszłam z sali i zamknęłam z powrotem drzwi. Poszłam szybkim krokiem do Riddle'a.

Zapukałam i od razu weszłam do srodka. Mężczyzna sprawdzał przy biorku jakieś sprawdziany od uczniów.
— Co Ci się z tym kojarzy?— zapytałam szukając po kieszeniach amortencji. Riddle dźwignął wzrok i skupił się na mnie. Wyciągnęłam fiolkę i położyłam na biurku na jakimś sprawdzianie.
— Mam powąchać? — otwarł szybko i zaciągnął się zapachem.— Słodycze, mydło z łazienki prefektów, tytoń, whiskey i pergaminy.— zakręcił i wbił swój wzrok we mnie.
— Tom.. Czemu mi nie powiedziałeś o swoich rodzicach?— podeszłam bliżej i oparłam rece na jego barkach. Na słowo „rodzice" spiął się.
— Bo byli nikim.— odparł zimno i przesunął amortencje oceniając dalej sprawdzian. Zabrałam rece i spojrzałam na niego, odsunęłam się i podeszłam z drugiej stront biurka.
— Chciałam się jeszcze zapytac, czy mogłabym powiedzieć Amandzie o nas?— odparlam spokojnym głosem.
nas?— spojrzał na mnie tak jakby z obrzydzeniem.— Jestem nauczycielem.— odpowiedział szybko.
— A ja twoja studentka.— warknelam już podirytowana.
— No to musisz szanować moje decyzje i zachowania.— syknął.
— Szacunek idzie w obie strony. — warknelam. — Nie będę i nie mam zamiaru mieć relacji jak twoja matka z ojcem, jeżeli będziesz tak mnie traktować.— odpowiedziałam doniosłym głosem.
— Nie jestem jak moj mugolski ojciec.— syknął.
— To nie zachowuj się jak on, bo użyje amortencji.— podeszłam bliżej, a mężczyzna gwałtownie wstał i podszedł do mnie szybkim krokiem, szybko oddychając. Złapał mnie za szyje i podszedł do ściany przyciskając mnie.
— Skad o tym wiesz?!— warknal i potrząsnął mną. Był tak wkurwiony, ze aż to bylo wypisane na jego twarzy. — NO MÓW, KURWA!— krzyknął i zaczął mnie podduszac.
— Ściany.. — zaczęłam ledwo łapiąc oddech. — Maja uszy..— zaciągnęłam się powietrzem. — Zapomniałeś?— zadałam retoryczne pytanie, a ten mnie mocniej ścisnął. Próbowałam powstrzymać łzy, które zbierały się w moich kącikach oczu. Złapałam za jego rękę i próbowałam ja odepchnąć, ale ten nie reagował. Myśli! On się tak komunikuje.
— Uduś mnie do konca, ale wiec, ze wrócę jako duch i będę cię nawiedzać do konca twojego życia.— pomyślałam, a mężczyzna był jak zbity z tropu. Rozluźnił uścisk i odsunął się, a ja zsunelam się po ścianie, aż upadłam na ziemie. Riddle spojrzał na mnie z góry i przykucnął, odsunął mi włosy i dał je za uszy.
— Nie kombinuj więcej w tym temacie, kotku. Złe to się skończy, masz szczęście, ze jesteś sprytna. Spryt Cię poprowadzi w życiu.— pogładził mnie po policzku, a ja na niego patrzyłam pustym wzrokiem. — Nie. Nie możesz powiedzieć nic Amandzie, mam to w dupie, ze jesteście przyjaciółeczkami od siedmiu boleści.— wstał i usiadł przy biurku. Spojrzałam na niego zmęczonym wzrokiem.

ZAKAZANY OWOC || Professor RiddleOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz