Rozdział 1.

373 7 3
                                    

-Sarah! SARAH! Do jasnej cholery! Zejdź do salonu! - krzyknął William, po raz chyba drugi z wymienionego pomieszczenia. Zamknęłam zdenerwowana książkę, wstałam z łóżka i ruszyłam do salonu który mieścił się od razu po zejściu z schodów.

-Mógłbyś powiedzieć o co chodzi?! A nie od razu krzyczysz mordę na cały dom? - oznajmiłam z krzykiem.

-Dziękuję... - powiedział spokojnie, ignorując mój napad złości- Wytłumaczysz może tamtym panom że nie ma tu żadnej osoby pod nazwiskiem Evans?- wytłumaczył, wskazując placem na drzwi wyjściowe. Przewróciłam tylko oczami, i poszłam porozmawiać.

-Dzień dobry pani Evans? - zapytał mężczyzna który był zapewne kurierem.

-Em... Tak- odpowiedziałam ciszej.

-List dla pani, oraz paczka- powiedział jak zwykle szczerząc się, podpisałam to co trzeba i wróciłam do domu.

-Czego chciał?- zapytał od razu William.

-Niczego... Pomylił nazwiska... Z Adams zrobiło się Evans- uśmiechnęłam się sztucznie, i w szybkim tempie wróciłam do swojego pokoju.
List jak i paczkę ułożyłam na łóżku, usiadłam po turecku na pościeli.

-Hmm.... - mruknęłam cicho pod nosem. Otworzyłam list, była w nim kartka, i nic poza tym...

Cześć Córcia!
Mam nadzieję że w końcu nas odwiedzisz! Razem z ojcem nie możemy doczekać się twojego powrotu do Los Angeles, twój brat bardzo za tobą tęskni.
Wiesz piszę tak aby zaoszczędzić pieniądze na koncie... :)
Od poniedziałku mamy wolne przez cały tydzień, więc serdecznie cię zapraszamy!
Daj znać ;)

Twoja Mama
Plus Rodzina.

Ughh... Jeszcze tego mi do życia potrzebne, spotkanie z matką, ojcem, i bratem. Nie dość że nie mam czasu na takie spotkania, to bym musiała spotkać się z państwem Collins.
Odrzucając złe myśli wzięłam się za otwieranie paczki, której oczekiwałam on miesiąca.
W środku znajdowała się jedna broń krótka, dziesięć magazynków z ostrą amunicją, oraz piętnaście z zwykłą. Na samym spodzie w specjalnym pudełku znajdowały się trzy noże.

________________

-Paul, jest sprawa... Muszę jechać do rodziców na tydzień, mam nadzieję że poradzilibyście
sobie beze mnie. - powiedziałam

-Pewnie, damy radę- odpowiedział- Ale tylko na tydzień? - zapytał

-Tak heh, aż na tydzień nie wiem jakbym miała tam wytrzymać- skomentowałam.

-Dasz radę, kto jak nie ty-oznajmił, popijając kawę.

Ruszyłam do kuchni gdzie zrobiłam sobie kolację, po zjedzeniu jeszcze herbatę, którą wzięłam do pokoju, i czytając dalej książkę Romansu..

________________

Następnego dnia, z samego ranka, jeszcze w prowizorycznej piżamie zaczełam pakować walizkę na wyjazd który miał się odbyć już dzisiaj. Po za pakowaniu wszystkiego co potrzebne, wzięłam prysznic, oraz przebrałam się w końcu z tej piżamy.

Muszę wyglądać w miarę dobrze, żeby matka się nie czepiała mojego ubioru

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Muszę wyglądać w miarę dobrze, żeby matka się nie czepiała mojego ubioru.
Makijażu nie zrobiłam bo po co, założyłam jeszcze białe Air Force.
W kuchni zjadłam o dziwo zdrowsze śniadanie niż zazwyczaj.

Napisałam wcześniej mamie że będę na 12 już w LA.
Więc jak wypadało pożegnałam się jeszcze z chłopakami. Wyjechałam moim autem z garażu, i ruszyłam autostradą.

_________________

Mimo tego że doskonale znałam drogi Los Angeles, czułam się nie swojo... W Chicago mam swój dom, z bandą idiotów, własny gang który szanuje nad życie... Szkołę którą rzuciłam od razu...po prostu nie jestem u siebie... To nie moje tereny.

Wjeżdżając na podjazd do domu rodziców, czułam coraz większy dyskomfort. Idąc po ścieżce wyłożonej granitem myślałam że zaraz na niej wyląduje, z zawałem serca.

Zadzwoniłam dzwonkiem, otworzyła mi kobieta o brąz włosach i brązowych oczach, to była moja.. Eh matka.

-Cześć Kochanie! Miło mi ciebie znów gościć- powiedziała przytulając mnie, od jej ciała biły różne duszące perfumy. Mimo niechęci odwzajemniłam gest.

-Mamo kto przyjechał? - zapytał gdzieś z tyłu mój brat Spencer.

-Witaj matole- powiedziałam czochrając jego na pół blond czuprynę. - Wyrosłeś widzę... Dokładnie 20 centymetrów

-Tsa... Ciebie też dobrze widzieć Sarah- odpowiedział. Mój brat posiadał bardzo ciemny blond włosy, i ciemno niebieskie oczy. Miał 18 lat, które skończył dokładnie miesiąc temu- Fajnie że byłaś na mojej 18-nasce.

-No przecież przepraszałam cię już... Dostałeś prezent- odpowiedziałam unosząc brwi do góry.

-Tak... Motor, śliczny jest- odpowiedział już uśmiechając się.

-Nie ma problemu młody

-Idź się z tatą przywitaj- wtrąciła się matka. Ojciec jak zwykle siedział na skórzanym fotelu w salonie z gazetą w rękach.

-Dzień dobry tato- powiedziałam

-Cześć... - odpowiedział, i wrócił do czytania. Nic się nie zmienił to muszę przyznać.

Dzyń, Dzyń!!

- Przepraszam Ale pani Collins dzwoni- powiedziała matka i wyszła z pomieszczenia- Aha! Spencer pokaż Sarah pokój! - krzyknęła z kuchni rodzicielka. Chłopak nic nie mówiąc kiwną palcem i weszliśmy na piętro. Wszytko zostało takie same. Nadal stała ta jedna biała donica z ala palmą i lustro.
Weszliśmy do pokoju gościnnego.

-Twój pokój mam ja, a mój jest teraz biurem ojca- wyjaśnił widząc mój wzrok Spencer- Więc śpisz w gościnnym.

-Okey, dzięki rozpakuje się- powiedziałam, a chłopak jak piorun strzelił wyszedł z pokoju.

_________________

-Sarah, jutro rodzina Collins przychodzą na dwa dni- powiedziała matka wchodząc do pokoju, za oknem było już ciemno. - Będą na 11, ubierz się ładnie. Dobranoc- dodała

-Okej, dobranoc- odpowiedziałam wymuszając lekki uśmiech, zamknęła drzwi.

Jeszcze tego mi brakowało, jakbym nie miała czego innego do roboty niż łażenie w sukience  na obiadki, i popijanie Winka przy kolacji... Zmęczona położyłam się na łóżku zapadając w sen.

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Nie Ma Zmiłuj/ Bad Girl✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz