16.

689 33 0
                                    

Luca

Nastał ten nieszczęsny dzień gdzie musiałem wsiąść do samolotu. I po prawie trzynastogodzinnym locie postawiłem pierwsze kroki na ziemi włoskiej. Wciągnąłem ciepłe powietrze do płuc i ruszyłem by odebrać swój mały bagaż. Wziąłem ze sobą tyle co nic. Możliwe, że jeszcze dziś będę w samolocie powrotnym albo nocował w jakimś hotelu by przeczekać do jutra. Nie wiem co mnie czeka. W końcu zabrałem swoją małą torbę i wyszedłem z lotniska. Od razu rozpoznałem samochód, który należał do mojego brata. Uśmiechnąłem się gdy z niego wyszedł. Rozłożył ręce i szeroko się uśmiechnął.

- Dobrze Cię widzieć. - przytulił mnie. - Mama się doczekać nie może. Gotowy?

- Nie, ale jedźmy. - uśmiechnąłem się. - Gratulacje, Dominic. - poklepałem go po plecach. - Jak Lily?

- Jest szczęśliwa, ale miała już załamanie, że nie zmieści się w suknie ślubną. - zaśmiał się. - Mam nadzieję, że będziesz na ślubie.

- Oczywiście, że będę. Muszę to zobaczyć.  - parsknąłem. - Mój braciszek wzięty w sidła kobiety.

- Śmiej się śmiej, najwyższa pora byś ty się ogarnął. - zacisnąłem usta. - Niedługo będziesz miał trzydzieści lat. Dziecko już masz, weź się teraz za jego matkę.

Walnąłem go w ramię. Wsiadłem do samochodu i wyciągnąłem telefon by napisać Lucy, że jestem już na miejscu i zadzwonię wieczorem. Mój brat zerknął na mój telefon, który szybko zablokowałem, potem na mnie i uniósł brwi.

- Chyba, że już kogoś masz. - pokręciłem głową. - Pasy, idioto.

Zapiąłem pasy i ruszyliśmy. Próbowałem się jakoś przygotować na rozmowę z ojcem, ale na to się nie dało przygotować. Im bliżej byłem domu tym bardziej się denerwowałem, ale też się cieszyłem, że spotkam się z mamą. Gdy została ze mną w Stanach, dużo mi pomogła i chyba tylko dzięki niej tam nie zwariowałem. Gdy mój brat zaparkował przed domem, uśmiechnąłem się widząc Lily przy basenie. Siedziała w cieniu na leżaku w samym stroju kąpielowym. Mój brat ma szczęście, że trafił mu się taki materiał. Gdy ją poznałem, chyba nie muszę mówić o czym pierwszym pomyślałem. Jednak bratu bym tego nie zrobił. Wysiedliśmy z samochodu, skierowałem się od razu do domu gdzie była mama. Przytuliłem się do niej na przywitanie. Tęskniłem za nią. Odsunęła się ode mnie i zmierzyła mnie wzrokiem.

- Schudłeś. - przewróciłem oczami. - Zaraz Ci zrobię coś do jedzenia.

Chciałem już powiedzieć, że nie jestem głodny, ale fakt był taki, że jestem głodny jak wilk. Nic jadłem nic od wczorajszego marnego zamówionego obiadu. Nie miałem jakoś czasu by myśleć o jedzeniu.

- Ojciec w domu?

- Jak zwykle zamknięty u siebie. - wzruszyła ramionami. - Odkąd wrócił ze Stanów, jest dziwny.

- To znaczy?

- Oderwany od rzeczywistości. Ciągle siedzi zamknięty w gabinecie. Może twoje słowa na niego tak zadziałały i już myśli jak by Cię wydziedziczyć.

- Nadal jest na mnie wściekły? - pokiwała głową. - No tak, ma mnie przecież za nieudacznika i nieodpowiedzialnego faceta. Pewnie nie jestem mile widziany.

- Przestań. Jesteś naszym synem. Zawsze będzie tutaj dla Ciebie miejsce. Jak Max? Masz pracę?

- Dobrze, świetny z niego dzieciak i nie żałuję, że zostałem z nim. Uczę się być ojcem. - uśmiechnąłem się. - Nic nie znalazłem. - wzruszyłem ramionami. - Finalizuje za to sprzedaż domu, jakiś milioner go chcę. Jak wszystko będzie w porządku to odbije się od dna.

Porzucone Marzenia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz