23.

686 38 1
                                    

Luca

Oddanie sypialni mojemu bratu i spanie w salonie ma swój plus. Mam blisko do kuchni i zaraz po przebudzeniu mogę zrobić kawę by później z nią wrócić do łózka. Jednak też jest minus, wszyscy mi tu chodzą jak chcę spać, ale jest to do przeżycia. Miałem nocować u Lucy, ale wczoraj długo rozmawiałem z bratem i było już późno. Z Lucy umówiłem się dzisiaj.

- Cześć młody. - uśmiechnąłem się gdy z góry zszedł Dominic.

Rozciagnąłem się z grymasem na twarzy i poszedłem do kuchni. Od pobicia minął ponad tydzień, ale nadal skutki odczuwam. Siniaki ze mnie zeszły, ale ból żeber pozostał. No i został siniec pod okiem. Nie prezentuje się najlepiej.

- Ojciec dzwonił. - skrzywiłem się. - Chce się z nami spotkać. Dwa dni temu wylądował w Miami.

- Znając Ciebie, kazałeś mu spadać.

- Ta. Chociaż i tak pewnie w końcu tutaj trafi. - wzruszyłem ramionami. - Nie unikniemy tego. Lily jeszcze śpi?

- Tak. - uśmiechnął się. - Dziękuję, że nas przygarnąłeś. Wiem, że nie zawsze się dogadywaliśmy i wskakiwaliśmy sobie do gardeł. Dziękuję.

- Jesteś moim bratem. - spojrzałem na niego. - Wiele razy jeszcze się pokłócimy albo będziemy szarpać, ale zawsze Ci pomogę. Możecie tutaj zostać ile będzie trzeba. - uniósł kącik ust. - To nie jest problem, większość czasu i tak spędzam u Lucy i Maxa.

- Jeszcze trochę i będziesz u niej mieszkał. - zaśmiał się. - Albo ona tutaj.

- To się raczej tak szybko nie wydarzy.

Odwróciliśmy głowy gdy drzwi się otworzyły. Uśmiechnąłem się widząc Maxa biegnącego w moją stronę. Schyliłem się i go przytuliłem. Podszedłem do Lucy całując ją na przywitanie. Spojrzałem na syna, który zaczął płakać gdy tylko Dominic zabrał go na ręce. Spojrzał na mnie przestraszony i oddał mi dziecko.

- Bierz tego szatana.

- Chyba Cię nie lubi. - zaśmiałem się. - Miałaś być o jedenastej.

- Jest już jedenasta. - uśmiechnęła się. - Ktoś tu chyba dobrze spał.

Spojrzałem na zegar i faktycznie pokazywał, że jest już kilka minut po jedenastej. Nie spałem dobrze, bo spałem krótko choć już prawie południe. Postawiłem syna na podłodze gdy wyrywał mi się z rąk i odprowadziłem Lucy wzrokiem do kuchni. Ale trafił mi się materiał. Dominic zniknął na schodach i zostaliśmy sami. Podszedłem do Lucy i objąłem ją gdy robiła sobie kawę. Pocałowałem ją w szyję na co odchyliła głowę by dać mi lepszy dostęp. Nie byłbym sobą gdybym tego nie wykorzystał. Zatopiłem się w jej skórze, a dłonie położyłem na jej brzuchu. Cicho jęknęła gdy ją ugryzłem. Zdecydowanie teraz w tym momencie przydałaby się w domu prywatność, której nie mam odkąd pojawił się tutaj mój brat. Mi tam nie przeszkadza, że może nas nakryć, ale Lucy chyba nie czułaby się komfortowo w takiej sytuacji. Wsunąłem dłoń pod jej dresy, ale szybko złapała mnie za rękę i się odsunęła.

- Nie. - szepnęła.

- Zrobiłem coś nie tak? - kiwnęła przecząco głową. - Okres?

- Niestety. - uśmiechnęła się.

- Albo stety. - położyłem brodę na czubku jej głowy. - Wiemy przynajmniej, że prezerwatywy nie były dziurawe.

- Kupujesz z trefnych źródeł? - cicho się zaśmiałem. - Jak się czujesz?

- W porządku. Trochę bolą mnie żebra.

- Nadal uważam, że powinieneś to zgłosić.

- Nie zaczynaj tego tematu.

Porzucone Marzenia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz