20.

726 40 1
                                    

Luca

Gdy otworzyłem oczy, byłem sam w łóżku. Przetarłem twarz przypominając sobie wczorajszą sytuację. Westchnąłem i się podniosłem. Muszę z nią pogadać. Nie chcę się z nią kłócić. Założyłem na siebie ciuchy i wyszedłem z sypialni. Dotarł do mnie zapach kawy, uśmiechnąłem się na ten cudowny aromat. Kawa to najlepsze co może być. Odetchnąłem z ulgą gdy zobaczyłem, że Lucy siedzi przy blacie, jedną ręką trzymała kubek, a drugą podpierała głowę. Zszedłem po schodach i przygryzłem wargę. Na pewno mnie słyszała, ale nie odwróciła się w moją stronę. Miałem ochotę teraz do niej iść i ją przytulić i kolejny raz przeprosić. Stałem jednak w miejscu.

- Możemy porozmawiać? - zacisnęła dłoń na kubku. - Lucy, wiem, że wczoraj..

Pokręciła głową i odwróciła się w moją stronę. Zacisnąłem usta widząc, że płakała. Czułem jak niewidzialny sztylet wbija mi się w serce. Ten widok mnie bolał. Nie chciałem by płakała, nie chciałem by płakała przeze mnie. To bolało. Wczoraj mówiłem, że nie chcę tego spieprzyć, no cóż. Szybko poszło. Schowałem dłonie do kieszeni spodni by ukryć ich drżenie. Denerwowałem się i nie do końca umiałem tego ukryć.

- Chcę wrócić do domu.

W końcu się odezwała, ale to nie jest to, co chciałem usłyszeć. Zawaliłem. Spojrzałem na nią, wzrokiem ją błagałem by została, ale nie mogłem jej tutaj siłą zatrzymać. Już wystarczy, że wczoraj ją tutaj przywiozłem, choć chciała wrócić do domu. Czułem się jak kutas, który patrzy tylko na siebie, a tak nie jest.

Złapałem ją za nadgarstek gdy chciała mnie ominąć. Spojrzała na mnie, a potem na rękę. Nie trzymałem jej mocno, nie chciałem zrobić jej krzywdy. Wyrwała rękę z mojego uścisku i cofnęła się o krok.

- Kim ty jesteś? - cholera, bała się mnie. - Wracam do domu. Mój syn na mnie czeka.

Skrzywiłem się gdy zaakcentowała dwa pierwsze słowa. Tak, chcę być prawnym rodzicem Maxa, ale nie chcę by myślała, że chcę to zrobić tylko po to by mi go nie odebrała. Nie wykorzystałbym go do tego. Nigdy w życiu. Gdybym to zrobił, byłby to cios poniżej pasa. Jeśli będę musiał, poczekam.

- To też jest mój syn, Lucy. - podszedłem do niej. - Chcę być dla niego ojcem, kocham go.

- To gdzie byłeś przez dwa lata?! - zamarłem. - Gdzie byłeś gdy ja nosiłam pod sercem twojego syna?! Gdzie wtedy byłeś?!

Zgarnąłem telefon ze stolika i wyszedłem z domu trzaskając za sobą drzwi. Przywaliłem dłonią w dach samochodu. Nie sądziłem, że będzie w stanie mi to wypomnieć. Przecież gdybym wiedział, że mam dziecko, kurwa! Oparłem się o maskę samochodu i zamknąłem oczy. Zacisnąłem dłonie w pięści i wziąłem głęboki wdech, po czym je głośno wypuściłem.

- Luca. - otworzyłem oczy. - Przepraszam.

- Powiedziałaś to co myślałaś.

Bolało mnie to, co do mnie powiedziała, ale jeszcze bardziej bolały mnie jej łzy. Ich nie jestem w stanie wytrzymać. Wbiłem wzrok w ziemię by tylko nie spojrzeć w jej oczy.

- Odwiozę Cię do domu. Tak będzie lepiej.

Odbiłem się od samochodu i chciałem odejść, ale tym razem to ona złapała mnie za nadgarstek. Zatrzymałem się i spojrzałem na nią. Stanęła na przeciwko mnie i kolejny raz stałem oparty o samochód. Splątałem nasze palce u dłoni i przyciągnąłem ją do siebie. Objęła mnie mocno i zacisnęła dłoń na mojej koszulce. Rozpłakała się. Boże, jak ja nienawidzę jak ona płacze.

- Przepraszam. - szepnęła. - Przepraszam za to co powiedziałam.

Zamknąłem oczy i przytuliłem ją do siebie jeszcze mocniej. Pocałowałem ją w czubek głowy. Puściłem ją w końcu i wszedłem do domu. Zgarnąłem colę z lodówki i upiłem spory łyk. Musiałem jakoś ochłonąć, zanim zrobię coś głupiego.

Porzucone Marzenia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz