2.

1.2K 46 3
                                    

Luca

Z samego rana pojechałem do biurowca po swoje rzeczy, wiedziałem, że nie jestem tam mile widziany. Jednak musiałem zabrać swoje rzeczy. Wszedłem bez słowa do swojego gabinetu i zacząłem wszystko pakować do małej torby. Wziąłem zdjęcie rodziców do ręki, przez dłuższą chwilę się w nie wpatrywałem po czym spakowałem je do torby. Tak zrobiłem z resztą rzeczy. Oparłem dłonie o puste biurko i spuściłem głowę. Nie wierzę, że przez taką głupią pizdę straciłem pracę. Pracę, która mogła otworzyć mi drzwi przed dalszą karierą. Pokiwałem głową i podniosłem wzrok. Rozejrzałem się po raz ostatni po pomieszczeniu by sprawdzić czy wszystko zabrałem po czym zgarnąłem torbę i wyszedłem. Zatrzymałem się przy recepcji by zostawić identyfikator i wszystkie klucze. Odwróciłem się i bez słowa skierowałem się do wyjścia.

- Luca. - zatrzymał mnie głos recepcjonistki. - Wszystko w porządku?

- W jak najlepszym. - burknąłem i wyszedłem.

Szybkim krokiem szedłem do samochodu, który stał na przeciwko. Zrobiłem kilka kroków z wzrokiem wlepionym w ziemię, czułem, że na kogoś wpadłem.

- Patrz jak łazisz, idioto.

- Przepraszam. - poprawiłem torbę i ruszyłem dalej.

- Luca? - zatrzymałem się gdy usłyszałem swoje imię.

- Znamy się? - odwróciłem się. - Kim jesteś?

Lucy

Ten głos. Gdy go usłyszałam, zamarłam. Gdy się odwrócił, wstrzymałam oddech. Wpatrywałam się w niego gdy do mnie podchodził. Z wyglądu nic się nie zmienił. Może trochę dojrzał. Zatrzymał się przede mną i uważnie wpatrywał się w moją twarz.

- Przepraszam, musiałam Cię z kimś pomylić.

Nie wiem jak miałam się zachować. Nie mieściło mi się w głowie, że po dwóch latach szukania go, nie miałam nic, a gdy się poddałam, on jakby nigdy nic się pojawia. A jeśli to nie on? Jeśli to tylko ktoś podobny do niego?

- Przepraszam, naprawdę musiałam Cię z kimś pomylić.

Ściągnął brwi, wzruszył ramionami i się odwrócił poprawiając torbę na ramieniu. Już chciałam odejść, ale zatrzymał mnie jego głos.

- Nie wiem kim jesteś, ale na pewno ty mnie skądś znasz. Może mnie oświecisz?

Szybkim krokiem odeszłam, nie odwracając się za siebie. Ale ze mnie kretynka! Gdy skręciłam za rogiem, oparłam się o budynek i schowałam twarz w dłonie. Czułam, że moje serce zaraz wyskoczy mi z piersi. Waliło jak oszalałe. Nie sądziłam, że tak będzie wyglądało przypadkowe spotkanie. Uspokoiłam w końcu oddech i szalejące serce. Wyjrzałam za róg, zamarłam widząc jak stoi przy samochodzie i patrzy w moim kierunku. Jakby wiedział, że spojrzę w jego stronę. Ruszył w moim kierunku. Odwróciłam się i szybkim krokiem odeszłam w przeciwną stronę. Gdy się odwróciłam stał przy zakręcie. Ręce miał schowane w kieszeni. Stał i patrzył.

- Dlaczego uciekasz?! - krzyknął. - Kim jesteś?

- Matką twojego syna. - burknęłam pod nosem.

Patrzyliśmy na siebie i chyba oboje nie wiedzieliśmy co zrobić. Na pewno ja nie wiedziałam. Zrobił krok w moją stronę, zareagowałam robiąc krok w tył. Widząc, że się oddalam, zatrzymał się. Cholera. Serce, które przed chwilą wróciło do normy, teraz znowu galopuje jak szalone. Wzięłam głęboki wdech, odwróciłam się na pięcie i zwiałam jak tchórz. Obiecałam sobie, że nie będzie wiedzieć o dziecku. Nigdy się o nim nie dowie.

Luca

Co za dziwna akcja. Co za dziwna dziewczyna. Kto to był? Nie miałem zamiaru za nią biegnąc. Nie wiem nawet kto to jest. Jeśli kiedyś się spotkaliśmy, nie pamiętam jej. Może kolejna, z którą spałem. Nie pamiętam wszystkich, trochę ich było. Podniosłem z ziemi mały plastik, który wypadł jej z kieszeni. Obejrzałem go dokładnie i skupiłem się na jej danych. Lucy Brown. Nie kojarzę. Schowałem jej prawo jazdy do portfela i wróciłem do samochodu. Zanim ruszyłem spod tego przeklętego biurowca, wyciągnąłem telefon i wszedłem na Instagram. W tych czasach każdy go ma. Wpisałem jej imię i nazwisko. Po kilku chwilach wyskoczyło mi kilka profili. Od razu ją zlokalizowałem. Poszło łatwiej niż myślałem. Uśmiechnąłem się i kliknąłem w jej profil. Konto prywatne. No tak, za łatwo by poszło. Wysłałem prośbę i mogłem tylko liczyć, że ją zaakceptuję, a wtedy odzyska swoje prawo jazdy.

Wróciłem do domu, zamówiłem sobie jedzenie i opadłem na sofę. Nie miałem pojęcia co mam ze sobą zrobić. Nigdy nie miałem dla siebie tak dużo wolnego czasu. Cały czas byłem pochłonięty pracą i tak leciały dni, tygodnie, lata. Teraz kompletnie nie miałem co ze sobą zrobić. Zgarnąłem telefon by porozmawiać z bratem, który mieszka w Europie. Znalazłem jego numer i zadzwoniłem. Odebrał niemal od razu. Uśmiechnąłem się na jego głos.

- Co tam, braciszku?

- Masz czas? Chciałem pogadać. - westchnąłem, a po drugiej stronie zapadła cisza. - Jesteś tam?

- Masz kłopoty. - bardziej stwierdził niż zapytał. - Co się dzieje?

- Wyleciałem z roboty. - walnąłem prosto z mostu, po drugiej stronie znów zapadła cisza. - Dyscyplinarnie.

- Jak wyleciałeś z roboty?! - ryknął na mnie. - Co zrobiłeś?! Co z twoim kontraktem w Nowym Jorku?!

- Z kontraktem mogę się pożegnać. - przetarłem twarz. - Wdałem się w romans z sekretarką.

- Ty idioto! Mówiłem Ci, że kiedyś przez to wpadniesz! I zrobiłeś to na własne życzenie!

Pominąłem już fakt, że był do podstęp, a ja dałem się podejść jak dziecko. Tego nie musi wiedzieć. Miałby ubaw.

- Dobra. - westchnął. - Co masz zamiar teraz zrobić?

- Nie wiem. Na Florydzie raczej jestem spalony. Gdzieś wyjadę. Może ktoś mnie zechcę. - wzruszyłem ramionami jakby miał to niby zobaczyć.

- Nie popisałeś się, bracie.

- Nie musisz mi tego mówić, wiem o tym. - nieświadomie bawiłem się dokumentem tej dziewczyny. - Miałem dzisiaj dziwne spotkanie.

- To znaczy?

- Wpadła na mnie jakaś dziewczyna, a raczej ja wpadłem na nią. Nazwała mnie po imieniu, po czym stwierdziła, że mnie z kimś pomyliła. I zwiała gubiąc prawo jazdy.

- Może kiedyś z nią spałeś.

- Też tak myślę. - kolejny powód do dumy. - Nie pamiętam jej.

- Sypiasz z tyloma, że nie dziwię się, że nie pamiętasz. Zachowujesz się jak męska dziwka, bracie. Znajdź sobie kobietę, jedną ruchaj, a nie pół Florydy.

- Nie mam na to czasu.

- Teraz już, kurwa masz bo jesteś bezrobotny!

- Pomożesz mi? - rozłączył się. - Aha, miło z twojej strony, braciszku.

Westchnąłem zrezygnowany. Nadal trzymałem dokument tej laski. Patrzyłem na jej zdjęcie, i choćbym bardzo chciał, nie mogę sobie przypomnieć czy miałem z nią do czynienia.

Wiem tylko jedną rzecz. Jestem w dupie. Na własne życzenie. Gdybym był bardziej czujny, obeszłoby się bez tego. Sięgnąłem po telefon gdy przyszło mi powiadomienie. Uśmiechnąłem się pod nosem widząc zaakceptowane zaproszenie. Od razu wszedłem w wiadomości.

lucawilson: Mam twoje prawo jazdy.

Trzy kropki się wyświetlały i znikały. I tak przez kilka długich sekund. W końcu pojawiła się od niej wiadomość.

lucybrown: To mi je oddaj.

lucawilson: Jak mam to zrobić, skoro przede mną z niewiadomych przyczyn uciekasz?

lucybrown: Oddaj na najbliższy komisariat. Oni się ze mną skontaktują.

Zaśmiałem się.

lucawilson: Gdybym chciał, już bym to zrobił. Oddam osobiście. Więc jak?

lucybrown: Dobra...

Wiem, że dziecinna zagrywka, ale zadziałała. Czasem najprostsze rozwiązania są najlepsze.

lucawilson: Będę czekać o dziesiątej w kawiarni, spod której zwiałaś. Liczę na kawę i wyjaśnienia.

lucybrown: Niedoczekanie.

Parsknąłem. Zakład, panno Brown?

Porzucone Marzenia [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz