-Mnichu, którędy dalej?- zapytałam, szliśmy już dość długi czas przez las, nie widziałam jego końca, ani początku i powoli zaczęłam się zastanawiać czy napewno idziemy dobrą drogą. Choć mimo wszystko widoki były piękne. Na drodze spotkaliśmy tylko dwóch sztywnych, wiec nic nie zakłócało wędrówki.
-Mowiłem żebyś mnie tak nie nazywała- syknął Oscar.
-Było się do mnie odzywać, teraz cierp.
Chłopak westchnął zrezygnowany. Widocznie męczyło go moje towarzystwo i vice fersa. Ta cisza była strasznie niekomfortowa i niezręczna. Mieliśmy sporo nie wyjaśnionych spraw, a nie robiliśmy nic w kierunku ich wyjaśnienia. Nie wiedziałam czemu wcześniej nas nie znalazł. Nie wiedziałam co się u niego przez ten czas działo i na odwrót. Było wiele sytuacji kiedy chciał o coś zapytać jednak coś zawsze go powstrzymywało. Dlatego nie potrafiliśmy się w żaden sposób dogadać, nawet teraz kiedy jesteśmy sami jest między nami niewidzialna bariera, której nie możemy przeskoczyć. Jesteśmy dla siebie jak obcy, żeby zacząć ponownie kontakt, musielibyśmy się od nowa poznawać.
-Cały czas prosto. Za kilka minut będziemy na miejscu.
-Chociaż tyle, nogi mnie już bolą- marudziłam, szliśmy już najpewniej ponad godzinę jak nie więcej, bez chociaż jednej przerwy.
-Uważaj.
-Hm?
-Na układy z Neganem, one nigdy nie kończą się dobrze.
-To znaczy?
Szatyn zatrzymał się i popatrzył na mnie ze smutkiem. Jego ciemne oczy przeszywały mnie na wylot, wydawało się, że wie o mnie więcej niż ja sama.
-Myśl o sobie, nie o Alexandrii, oni już nie są z tobą, ten chłopak powinien wtedy zginąć.
-Ten chłopak ma imię- odparłam, ciśnienie powoli zaczęło mi się podnosić. O co mu chodzi? To moje układy i moje decyzję, nie jego.
-Poza tym to moje wybory i nie masz nic do gadania- dokończyłam.
Towarzysz gwałtownie się do mnie zbliżył i przycisnął do drzewa. Spojrzałam na niego w szoku z niezrozumieniem. Czułam na sobie jego przyspieszony oddech. Jednak nie byłam w stanie go od siebie odsunąć. Położył rękę nad moją głową, a druga natomiast lekko mnie przytrzymywał.
-Będziesz w stanie zabić dla niego?- syknął.
-Jeśli będę musiała.
-Nawet ludzi z Alexandrii? Ricka? Judith?
-Co?- zamarłam, stałam jak wmurowna. Nie wzięłam pod uwagę tego, że Negan może kazać mi zabić innych członków Alexandrii.
-O to mi właśnie chodzi, jest tego wart? Jak się będziesz czuła, mając krew jego ojca na rękach? Carl cię za to znienawidzi, jak i cała Alexandria. Dalej wtedy będziesz za nimi?
-Przestań!
-Myślisz, że dlaczego nie dołączyłem do was? Do Kate i ciebie? Chciałem, widziałem wasze znaki, ale nie tylko ja. Wiesz ile musiałem zawrzeć układów żebyście były bezpieczne?! Za każdą waszą wskazówkę kolejny układ, a i tak tu wylądowałaś!- wykrzyczał mi w twarz. Nie potrafiłam odpowiedzieć. Mimo wszystko o nas nie zapomniał.
-Teraz milczysz- prychnął.
-Wiesz ile krwi mam przez to na rękach? A i tak nie byłem w stanie cię od nich odciągnąć- powiedział już spokojniej.
-Ja... Nie wiedziałam.
-Teraz wiesz, nie popełniaj tych samych błędów... To i tak będzie bezskuteczne- odsunął się odemnie i ruszył w dalszą drogę. Bez słowa ruszyłam za nim. Ile musiał przelać krwi, żeby aż tak się zmienić? Teraz jego zachowanie wydaje się zrozumiałe. Jak się rozdzieliliśmy mieliśmy po czternaście lat. Skoro na mnie śmierć tak oddziaływała, to jak musiała na niego, który doświadczył jej w młodszym wieku?
-Przepraszam- szepnęłam, nic więcej nie mogłam powiedzieć.
***
-Jesteśmy na miejscu- usłyszałam, gdy dotarliśmy do pewnej osady. Gdy tylko przekroczyliśmy próg metalowej bramy, podeszli do nas dwoje mężczyzn.
-Po zapasy mieliście przyjść dopiero za trzy dni i czemu jesteście bez Negana?- skierował te słowa bardziej do Oscara.
-Byliśmy w pobliżu, kręciło się za dużo umarłych, powiadomiliśmy Negana, że przyjdziemy z wizytą- szatyn ewidentnie kłamał, ale czemu? Jaki cel miała ta podróż?
-Zaprowadzimy was do wolnego bloku, ile zamierzacie zostać?
-Kilka dni, nie zauważycie naszej obecności- mężczyźni pokiwali tylko na zrozumienie i ruszyli w kierunku wolnego budynku. Zaczęłam się rozglądać. Osada sama w sobie nie była za duża. Było kilka domków letniskowych po jednej i drugiej stronie. Garstka ludzi, patrzyła na nas z pogardą. Widocznie ich też skrzywdził Negan. Nie widziałam ani jednego dziecka. Było tu najwięcej mężczyzn w wieku mniej więcej trzydziestu lat i kilka kobiet w podobnym wieku.
-To tutaj, jakbyście czegoś potrzebowali, przyjdźcie do bramy- powiedzieli i odeszli.
Weszłam do domu, a za mną zrobił to też szatyn.
-Okłamałeś ich. Po co tu tak naprawdę jesteśmy?
-Skutki twoich decyzji.
![](https://img.wattpad.com/cover/90016451-288-k751543.jpg)
CZYTASZ
Don' t leave me // Carl Grimes
FanficBiegłam, oni byli już blisko. Przeskoczyłam przez pień drzewa. Biegłam dalej. Już nie słyszałam charczenia sztywnych , ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. * Okładkę wykonała Psychopathic_Fairy *Opowiadanie na podstawie serialu The walking de...