Wieża zaczęła się walić na mury Alexandrii. Stałam jak sparaliżowana. Dlaczego akurat teraz? Nie mogła zawalić się choć jeden dzień później? Wszyscy uciekali do domów. Wokół panował chaos. Krzyki przerażenia i rozpaczy. Niestety nie każdy miał tyle szczęścia. Deana została ugryziona, ratując Ricka. Nie mogłam się ruszyć dobrą chwilę. Widziałam wokół tyle śmierci.
-Emily, weź Judith i uciekaj do siebie- wybudził mnie głos Ricka.
-Ja? A co jeśli nie dam rady?!
-Wierze w ciebie, opiekuj się nią- polecił, w tym samym czasie zabijając sztywnego w pobliżu nas. Nie traciłam czasu, uciekłam razem z dziewczynką do najbliższego domu. Nie patrzyłam czyj jest, najważniejsze było bezpieczeństwo dziecka. Dołączyła do mnie przyjaciółka. Położyłam dziewczynkę na łóżku, a sama zaczęłam barykadowac mieszkanie.
-Kate, pomóż mi to przesunąć!- krzyknęłam do przyjaciółki. Adrenalina podskoczyła, miałam ludzi, o których musiałam zadbać. Mimo wielkiego stresu, starałam się działać rozważnie. Jeden błąd mógł skończyć się tragedią. Nigdy nie widziałam tak dużo sztywnych.
-M-myslisz, że to wystarczy?- spytałam przyjaciółki. Głos mi się łamał. Płacz Judith wcale mi w tym nie pomagał.
-Bedzie dobrze, ale trzeba teraz ją uspokoić. Przyciąga ich tutaj.
Podeszłam do małej. Mogło się wydawać, że mało rozumiała, jednak było wręcz przeciwnie. Musiała wyczuć zagrożenie. Trudno było ją uspokoić. Jednak po paru minutach dałam radę, a dziewczynka zasnęła. Trzymając ją na ręce, drugą zaczęłam załatwiać jej prowizoryczne miejsce do spania, gdy to zrobiłam położyłam dziewczynkę i przykryłam kocem. Podeszłam do okna. Ciągle obserwowałam sytuację na zewnątrz. Nie było za dobrze. Sztywnych było coraz więcej. Zauważyłam grupę moich przyjaciół. Szukali miejsca do ukrycia.
-Kat, pomóż mi to przesunąć, trzeba ich wpuścić!- zawołałam do przyjaciółki, jednak nie za głośno, by nie zbudzić małej. Brunetka posłusznie pomogła mi zdjąć barykadę.
-Tutaj!- krzyknęłam do ocalałych, a ci prędko przybiegli do nas. Zwracając na nas trochę uwagę zimnych. Gdy weszli od razu zaczęliśmy na nowo zakładać barykadę z mebli, a nawet ja wzmacniając.
-Gdzie Judith?- zapytali Grimesowie w tym samym czasie.
-Śpi, a teraz co zrobimy. Jest ich zbyt wielu, nigdy nie widziałam takiej grupy. Nie mamy szans na nich, jeśli czegoś nie zrobimy, zginiemy- odpowiedziałam, ręce ponownie zaczęły mi się trząść. Nie potrafiłam opanować nerwów. Miałam ochotę płakać. Carl złapał mnie za rękę, choć nawet to nie pomogło mi opanować stresu. Spojrzałam na niego, patrzył na mnie smutno. Też nie widział wyjścia z tej sytuacji.
-Na razie trzeba czekać. Niech sztywni odejdą na inne mieszkania. Potrzebujemy czasu. Wejdźmy na piętro, by nas nie słyszały- zakomunikował Rick. Przytaknęłam i ruszyłam po dziewczynkę. Spała tak spokojnie. Nie musiała się martwić o resztę, miała teraz czas na odpoczynek.
-Hej, nie martw się- spojrzałam na Carla, który złapał mnie za ramię. Nie odpowiedziałam.
-Wiem, że się boisz, ale będę przy tobie, obronię cię- powiedział, głaszcząc moje policzki.
-Właśnie dlatego się boję, boję się, że znowu was stracę- szepnęłam, opierając się o chłopaka. Łzy same zaczęły płynąć po policzkach. Brunet przyciągnął mnie do siebie, gładząc mi włosy.
-Nie stracisz, obiecuję- pocałował mnie w głowę.
Odsunęłam się od chłopaka, wycierając łzy, nie było czasu na rozczulanie się. Wzięłam dziewczynkę ja ręce i skierowałam się na górne piętro.
CZYTASZ
Don' t leave me // Carl Grimes
Fiksi PenggemarBiegłam, oni byli już blisko. Przeskoczyłam przez pień drzewa. Biegłam dalej. Już nie słyszałam charczenia sztywnych , ale wiedziałam, że nie mogę się zatrzymać. * Okładkę wykonała Psychopathic_Fairy *Opowiadanie na podstawie serialu The walking de...