Veintitrés

422 34 63
                                    

Pov. Diana

Tańczyliśmy już do kolejnej piosenki gdy nagle poczułam mocne pociągnięcie z tyłu.
Obróciłam się i ujrzałam Ise.

- Di! //-isoldemer 😏// – krzyknęła uradowana natychmiast ściskając mnie z całej siły – Tęskniłam..

- Ja też Isa.. – uśmiechnęłam się na widok Antonio który do nas dołączył

- Diana! – pisnął – Wróciłaś! – natychmiast wzięłam chłopczyka na ręce i przytuliłam go mocno

Odstawiałam go na ziemie, a już od razu po tym usłyszałam za sobą donośny głos Luisy.

- Kruszynko! Jak dobrze cię widzieć! – złapała mnie i prawie znowu zmiażdżyła mi narządy

- L-Luisa.. nie mogę..

- Oj, przepraszam.. – zaśmiała się i poklepała mnie po ramieniu

Pov. Camilo

Nasz taniec przerwała nam moja rodzina witająca się ponownie z Dianą.
Wszyscy byli tacy szczęśliwi, stęskniliśmy się za nią..

- Przepraszam że tak długo – dziewczyna złapała mnie za rękę i pociągnęła w stronę stoiska z jedzeniem, przeróżne zapachy wypełniły mój nos

- Co bierzemy? – spytałem próbując przekrzyczeć muzykę

- Hm.. może... buñuelos, arepy, i.. lechona

- Nie za dużo? – spojrzała na mnie wzrokiem typu „myślisz że nie dam rady tego zjeść?"

Nałożyłem sobie to samo i razem z Dianą podeszliśmy do jakiegoś wolnego stolika jak najdalej od muzyki żebyśmy mogli usłyszeć siebie nawzajem.

- Będę za tym tęsknić... – wyszeptałem mimowolnie

- Za czym?

- Za wszystkim. Za naszymi rozmowami, za tym jak zaplątałaś mi kwiatki na łące, za twoim uśmiechem, za twoim głosem... za tobą.. – mojego cierpienia nie dało się opisać, a skoro czuję się tak zanim wyjechała, jak będę się czuł kiedy już jej..

Nie będzie.

- Cam. Wiem że będzie ci trudno jak wyjadę, ale.. nic na to nie poradzimy. Musisz nauczyć się żyć beze mnie... – ostatnie słowa zabolały bardzo

- Jak mam to niby zrobić?! Nie mogę bez ciebie żyć już ci to mówiłem! Dlatego że cię kocham! Jestem od ciebie uzależniony i nie wytrzymam ani chwili bez ciebie! Nie potrafię! – krzyczałem przez łzy spływające po moich policzkach

- Camilo! Posłuchaj mni- – moja dziewczyna próbowała mnie zatrzymać lecz ja byłem już w drodze do Casity

Słyszałem jak za mną biegła, jednak zatrzymała się w połowie.
Dotarłszy do domu trzaskając drzwiami wszedłem do pokoju i walnąłem się na łóżko.

Zmęczony przymknąłem leniwie powieki patrząc się cały czas na jeden punkt w moim suficie.
Po jakimś czasie jednak zasnąłem, przed tym zamykając okno aby uniknąć hałasu.

Time skip wcześnie rano

Obudziło mnie uderzenie, jakby kamieniem czy czymś.. trafiło akurat w szybę przez co dźwięk ten rozległ się po całym pokoju.

- Camilo! Jesteś tam? – to był prawie napewno głos Diany

Niechętnie wstałem i spojrzałem na nią przez okno.

- Czego chcesz? Jest wcześnie! – mruknąłem otwierając okna

- Grzeczniej. – popatrzyła na mnie przerażającym wzrokiem – Mogę wejść?

- A co ja Isabela jestem? Drzwi nie ma? – wskazałem w stronę wejścia do naszego domu

- Eh.. tak by było łatwiej, gdybym weszła oknem nikt by się nie pytał. Dobra czekaj zaraz przyjdę – odparła i ruszyła przed siebie

Nie miałem ochoty teraz z nikim rozmawiać, zwłaszcza że nie jest na to pora, ale cóż, nie mogłem jej odmówić.

Po chwili usłyszałem pukanie do drzwi, podniosłem się z łóżka i powoli podszedłem do klamki.
Przekręciłem ją i ujrzałem uśmiechniętą Dianę.

- O co chodzi? Przyjdziesz mi prawić kazania, że muszę nauczyć się żyć bez ciebie? – spytałem

- Właściwie to.. chciałam to zrobić, ale skoro widzę jak jesteś do tego nastawiony to chyba jednak nie – zaśmiała się, ja mimowolnie też

- Więc co chcesz mi powiedzieć?

- To co kiedyś ty powiedziałeś do mnie. Chodź, musisz się trochę rozerwać. – wzięła mnie za rękę i pociągnęła za sobą

- Diiii nieeee chce miiii się – mruknąłem

- Mam to gdzieś. Zmienisz zdanie. – i za to ją kocham, uśmiechnąłem się i pozwoliłem się prowadzić

Z początku myślałem że zmierzamy w stronę naszej polanki lecz w pewnym momencie dziewczyna gwałtownie skręciła w lewo.

- Gdzie my idziemy? – spytałem

- Zobaczysz – odpowiedziała mi tajemniczo i zaczęła przeciskać się pomiędzy ostrymi krzewami jeżyn

Zrobiłem to samo, umarzając aby żaden kolec nie zaczepił mojego ubrania.
Z ulgą wydostaliśmy się z cierni i szliśmy dalej, mijaliśmy przeróżne kwiaty i drzewa.

Byłem tak zamyślony wszystkim co było wokół, że dopiero po chwili usłyszałem jak Diana mówi, że to tutaj.

Rozejrzałem się wokoło, piękne, różowe i białe stokrotki wyglądały w świetle słońca jak kolorowe morze.
Moją uwagę najbardziej przykuła jednak ogromna altanka, z dachem chroniącym przed słońcem, kolumny go podtrzymujące obwinięte były czerwonymi różami.
Nieco dalej dało się słyszeć delikatny chlupot wody, wyostrzyłem wzrok i natknąłem się na jeziorko na którego tafli dryfowały płatki kwiatów.

- Tu jest tak pięknie... jak znalazłaś to miejsce? – zaciekawiony usiadłem na kwiatkach

- Nie ja lecz Isa, powiedziała mi jak tutaj dotrzeć, sama to wszystko stworzyła gdy kiedyś KTOŚ – wskazała na mnie przez co lekko się zarumieniłem – bardzo ją wkurzył i chciała pobyć sama

Pokiwałem głową i pobiegłem w stronę altanki, usiadłem na poduszce i zachęciłem ją do dołączenia do mnie.

- Zagramy w coś? — spytała

- Ok. Tylko zróbmy tak, że ten kto przegrywa musi wskoczyć do wody i przepłynąć dwadzieścia rundek. – popatrzyłem na nią z diabelskim uśmieszkiem

- Eh.. chłopcy i te ich wyzwania... nigdy was nie zrozumiem..

- Świetnie. To w co gramy?

- Może.. karty. – zaproponowała, a ja wziąłem jedną talię ze stolika

Time skip

- Wygrałem! – spojrzałem na nią zwycięskim wzrokiem – Idziesz do wody!

Pov. Diana

Niechętnie wstałam i skierowałam się w stronę jeziora.

- Odegram się na tobie! – pogroziłam mu i zanurzyłam się w wodzie

———————————————

Siema siema
Co tam u was

Jak się podobało?

Ja se właśnie gram so bajj✨💋

You're my (im)perfect friend ~ Camilo MadrigalOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz