- Diano. Idziemy na zakupy, zostawiam cię z Adio. Pamiętaj o dzisiejszej kolacji, nie możesz zepsuć pierwszego wrażenia na swoim narzeczonym. – słowa matki były jak kolejny nóż w serce, nie zliczę już ile zdołała mi ich wbić podczas całego życia, moja własna mama, osoba która powinna być dla mnie oparciem, a nie moim wrogiem
Kiwnęłam głową i pustym wzrokiem spojrzałam na Adio, naszego służącego.
On jako jedyny zdawał się być dla mnie miły, zawsze witał mnie z ciepłym uśmiechem, i dbał o moje dobre samopoczucie, często pozwalał mi żebym wyżalała się mu lub czasem nawet, żebym mogła się na nim wyżyć. Oczywiście zawsze potem przepraszałam za to wszystko, ale on nie przyjmował przeprosin, mówił, że jego rolą jest służyć mi i mojej rodzinie jak najlepiej.
Adio pochodził z biednej, afrykańskiej rodziny która została tutaj przywieziona przez kolonistów. Najgorsze było to, że miał tylko 2 lata gdy Anglicy wymordowali prawie całą jego wioskę, po czym trafił do zupełnie obcego kraju i w dodatku musi teraz służyć bogatej rodzinie mając tylko 17 lat.
Tak, Adio nie jest nawet pełnoletni a już pracuje w nieludzkiej pracy jaką jest usługiwanie zamożnym.- Mev Diana... Wszystko dobrze? – słowo „mev" oznacza w jego języku „Pani" zawsze mówiłam mu żeby zwracał się do mnie po imieniu lecz on chyba nigdy się nie odzwyczai
- Nie, Adio... Nic nie jest dobrze. Parę tygodni temu musiałam zostawić wszystko co znałam, miałam i na czym mi zależało, musiałam zostawić swojego ukochanego i przyjaciół tylko dlatego żeby moi rodzice mogli sobie żyć w jeszcze większej willi... Mam tego dość – szepnęłam po czym poszłam do pokoju powolnym krokiem
Nienawidziłam tego pokoju, nienawidziłam tego domu, nienawidziłam swojego życia. A najbardziej z tego wszystkiego, nienawidziłam moich rodziców. Miałam ochotę żeby zniknęli na dobre z tego marnego świata i zostawili mnie w spokoju, chciałam wrócić do Camilo, do moich przyjaciół i do mojej prawdziwej rodziny. Od zawsze czułam, że nie jestem podobna do matki ani do ojca, a już napewno nie do dziadków.
Byłam inna.
I taka zawsze chciałam pozostać, lecz oni na siłę chcieli wcisnąć mnie do ich wyimaginowanej fantazji. Chcieli mnie naprawić jak jakąś zepsutą zabawkę.Wyjęłam z szafy papier, słoiczek z tuszem oraz głęboko schowane pióro, i zaczęłam pisać list.
List który pewnie nigdy nie zostanie wysłany.Mi querida Camilo.
Wiem, że pewnie nigdy nie przeczytasz tego listu, ale mam nadzieję, że kiedyś jakkolwiek trafi w twoje ręce. Wszystko u mnie w porządku, jeśli można to tak nazwać. Moi rodzice... zaaranżowali dla mnie małżeństwo, myśl o tym rozrywa mi serce, ale nie mogę nic na to poradzić. Swoją drogą, jest tu tak strasznie nudno, wiesz? Nie ma muzyki, Pepy która ciągle panikuje tworząc przy tym najróżniejsze zmiany pogodowe i Felixa który próbowałby ją uspokoić biegając za nią ze swoją parasolką, Mirabel która mogłaby kwestionować cały świat, ale przede wszystkim nie ma tu ciebie, osoby która po prostu jest dla mnie wszystkim... Pamiętaj, że kocham cię nade wszystko i nigdy nie śmiej w to wątpić. Mam nadzieję, że zaczynasz już sobie nowe życie i znajdziesz kogoś kto będzie mógł być z tobą na zawsze... nie tak jak ja.
Kocham cię, Camilo.Diana.
(Mi querida Camilo - mój drogi Camilo)
Pojedyncza łza spadła idealnie na moje imię na kartce rozmazując przy tym lekko tusz.
Skończenie listu i świadomość, że nigdy nie dotrze do mojego ukochanego jeszcze bardziej mnie dobiła. Zamknęłam oczy, a w mojej głowie pojawiły się bolesne wspomnienia. Wspomnienia bolące bardziej niż każdy nóż w serce jaki wbijali mi rodzice. Nienawidziłam ich bardziej niż nienawidziłam samej siebie za to, że nie zostałam przy Camilo gdy on i reszta mnie potrzebowali. Kiedy tylko widziałam tego chłopaka cały świat znikał dookoła mnie, a teraz..? Teraz nie ma już nic.
Jedyne co mi zostało to poślubić jakiegoś zadufanego w sobie, bogatego chłoptasia z rodziny która nie przyniesie nam nic oprócz zysków. Ewentualnie mogłabym uciec, ale ta myśl pozostawała tylko słodkim marzeniem, niemożliwym do zrealizowania.Nagle w mojej głowie pojawiła się pewna myśl.
Gdyby tylko udało mi się ją zrealizować...- Adio! – krzyknęłam tym samym podnosząc się z krzesła z impetem
Chłopak natychmiast pojawił się w moim pokoju. Wydawało się jakby przez ten cały czas stał za drzwiami i tylko nasłuchiwał czy go nie wołam. To było trochę przerażające, ale rozumiem to. Chciał pomóc.
- Tak? Wszystko dobrze, mev Diana? – spojrzał na mnie swoimi zatroskanymi oczami po czym utkwił wzrok w przedmiocie leżącym na biurku – Mev Diana...
- Nieważne. – przerwałam mu – Potrzebuję abyś mnie krył. Jeżeli rodzice wrócą, a mnie nie będzie, musisz coś wymyślić. Możesz powiedzieć, że poszłam przymierzać suknię ślubną. Dobrze? Proszę, zrób to dla mnie. – chłopak nawet nic nie odpowiedział, po prostu skinął głową i pobiegł na dół po mój płaszcz
W międzyczasie zdążyłam spakować list do koperty i zejść na dół gdzie wszystko było już przygotowane. Czarne, wysokie kozaki były lśniące i wypastowane, a ciemnobrązowy płaszcz, czysty i pachnący. Szybko założyłam buty, zapięłam płaszcz i schowałam list głęboko do prawej kieszeni żeby za nic nie mógł mi zniknąć.
Z bijącym sercem otworzyłam ogromne drzwi i wybiegłam na dwór. Rozejrzałam się dookoła, widok, który musiałam oglądać przyprawiał mnie o smutek. Szare, brudne od dymu niebo pokryte było chmurami, praktycznie nie było widać nawet promieni słońca, które mogłyby przenikać przez ten depresyjny krajobraz i dodawać mu chociaż trochę jasności.
Następnie fabryki, najgorszy wynalazek człowieka, te ogromne, ceglane kominy z których codziennie unosił się odurzający dym. Byłam niemal pewna, że Londyn wyglądał niegdyś wspaniale, kiedy nie było tam nawet myśli o takim przemyśle.
Miałam wrażenie jakby nawet natura zmuszała mnie do ucieczki z tego okrutnego miejsca. Wszystko było takie ponure i szare... .
Nie to co Kolumbia.Przez chwilę wróciłam myślami do tego malowniczego, kolorowego kraju. Lekki uśmiech momentalnie pojawił się na mojej twarzy.
- Tęsknie za wami... – szepnęłam tak jakby do siebie, ale wiedziałam, że tak naprawdę słowa te były skierowane do kogoś znacznie ważniejszego
Po męczącej wędrówce przez zatłoczone miasto, udało mi się dotrzeć do poczty. W mojej głowie zaiskrzył płomyk nadziei, może jednak uda mi się chociaż wysłać list do Camilo...
Spojrzałam na list, który trzymałam mocno w ręku i uśmiechnęłam się, po czym weszłam do środka.I to właśnie wtedy zrozumiałam, jak poważny błąd popełniłam.
—————
Heeej co tam u was?
Wiem ze długo mnie nie było, ale wiecie egzaminy itd
Ale jestem z powrotem więccc
Będzie więcej rozdziałów!!!Oczywiście powoli zbliżamy się do końca, aleee
Zostało nam jeszcze parę spraw do załatwienia 😘Także wyczekujcie ponieważ jak najszybciej postaram się dotrzeć do was z kontynuacją
A tutaj jeszcze możecie pisac sobie co myślicie o rozdziale —————————————————————>>
CZYTASZ
You're my (im)perfect friend ~ Camilo Madrigal
FanfictionPiętnastoletnia Diana Arguello pochodzi z bogatej i szanowanej rodziny lecz nigdy nie była taka za jaką wszyscy ją brali. Gdy przychodzili goście zawsze witała ich z uśmiechem ponieważ tak kazali jej rodzicie, lecz w środku chciała wybiec z willi i...