Część 1

69 8 0
                                    


Ze snu obudził ją duszący swąd dymu. Było gorąco jak w piekle. Ześlizgnęła się z łóżka i włożyła na stopy swoje pantofle króliczki. W domu panowała całkowita cisza. Nasłuchiwała jakichś odgłosów z sypialni rodziców, ale jedyne co słyszała to swój przyspieszony oddech. Oddychała z coraz większym trudem.  Przez drzwi zaczęły wdzierać się do środka kłęby czarnego dymu. Brakowało jej powietrza w płucach, upadła na kolana i czołgając się próbowała dostać się do wyjścia. Nagle drzwi runęły do pokoju mijając jej głowę o włos. Do środka wlały się tańczące płomienie pochłaniając wszystko co znalazły na swojej drodze. Zakręciło jej się w głowie i czuła, że traci przytomność. Resztkami sił zawołała rodziców i odpłynęła w ciemność. 

Jasmine obudziła się zlana potem. Miała przyspieszony oddech a koszulka kleiła jej się do pleców. Spojrzała na zegarek, był kwadrans po czwartej. Ziewnęła i wygramoliła się z łóżka. Pracę zaczynała dopiero o siódmej, ale wiedziała że już nie zaśnie. Od kilku tygodni nawiedzały ją koszmary, większości z nich nawet nie pamiętała. Rozsunęła zasłony i mimo wczesnej pory poczuła ciepło promieni słonecznych. W końcu był środek lata. Z ociąganiem ruszyła do łazienki, potrzebowała zimnego prysznica że zmyć z siebie resztki snu. 

Gdy skończyła już poranną toaletę, zeszła do kuchni. Nie zdziwił ją widok Caleba siedzącego przy stole z kubkiem kawy w ręce. 

-Dzień dobry, ktoś tu znowu nie może spać? - rzucił nie odrywając wzroku od laptopa.

- Tak - jęknęła nalewając gorącej kawy do kubka i siadając przy stole - przynajmniej będę mogła zaliczyć poranny spacer, zamiast gnieść się w przepełnionym autobusie. Czy ci ludzie nie wiedzą że istnieje mydło i woda? I że można ich używać częściej niż raz w tygodniu?

- Nie wspominałaś czasem, że Bethy prosiła cię żebyś przyszła dziś po południu? - odpowiedział spoglądając na nią z uśmiechem.

- No tak, całkowicie o tym zapomniałam - odparła biorąc ostatni łyk kawy - Katy nie będzie zadowolona. Miała wpaść do mnie wieczorem, kiedy będziesz w pracy. Mam wrażenie, że się unikacie. - dodała oskarżycielsko. Biorąc jego kubek zerknęła mu przez ramię i zauważyła fragment artykułu o pożarze sprzed kilku lat. Zmarszczyła brwi ale Caleb widząc jej wzrok szybko zamknął stronę.

-Nic straconego, będziesz miała cały tydzień bez natrętnego brata psującego babskie ploteczki. Lecę do Oklahomy.  - poinformował ją całkowicie ignorując temat Katy. 

Caleb był przedstawicielem jednej z większych firm handlowych w Nowym Yorku, więc Jasmine była przyzwyczajona do jego częstych wyjazdów. Nigdy jednak nie wyjeżdżał na tak długo. 

- Na tydzień? - spytała podejrzliwie wrzucając niedbale kubki do zmywarki - Nie wiem czy poradzę so...

-Jasmi, jesteś już dużą dziewczynką - przerwał jej - Dobrze wiesz, że potrafisz sobie beze mnie poradzić. Muszę lecieć, mam samolot za dwie godziny a mam kilka spraw do załatwienia- mówiąc to wstał od stołu i zmierzwił jej włosy.

- Zadzwoń jak będziesz na miejscu. Miłej podróży, kocham cię - krzyknęła za nim.

-Ja ciebie też! - odkrzyknął zatrzaskując drzwi.

Miał rację. Już od dłuższego czasu była niezależna i potrafiła bardzo dobrze sama o siebie dbać. Ale przez ostatnie lata zdążyła się przyzwyczaić, że Caleb się nią opiekuje i źle znosiła dłuższe rozstania. Nic dziwnego, w końcu zajmował się nią sam, od kiedy jej rodzice zginęli. Miał zaledwie 19 lat kiedy postanowił rzucić studia i zająć się 9 letnią siostrą. Bywało ciężko, ale przez lata nawiązała się między nimi relacja silniejsza niż Jasmine mogła się spodziewać. Westchnęła ciężko i zabrała się za sprzątanie. 

                                                                                            ***

W drodze do pracy wstąpiła do swojej ulubionej cukierni po pączka. Jedząc go sprawdziła telefon, ale nie dostała żadnego smsa od Katy. Chyba faktycznie przyjaciółka się obraziła, będzie musiała zadzwonić do niej po pracy. Skręciła w wąską uliczkę i już z daleka zauważyła szyld z napisem 'Świat książek u Bethy'. Nazwa nie była zachęcająca i jak można się było spodziewać księgarnia nie przyciągała wielu klientów, ale Jasmine lubiła tą pracę. Kiedy nie było klientów, siadała z kubkiem kakao i czytała wszystkie najnowsze pozycje, które Bethy z niezmiennym zapałem wykupywała każdego miesiąca. Uwielbiała książki i kiedy tylko zagłębiała się w fikcyjny świat, wszystko inne przestawało istnieć, dlatego gdy tylko zobaczyła to ogłoszenie od razu zadzwoniła do Bethy. Okazało się, że jest jedyną chętną do pracy i zaczęła już w drugi dzień wakacji. Uchyliła drzwi księgarni a mały dzwoneczek nad jej głową wydał irytujący dźwięk. Bethy odwróciła się i uśmiech rozpromienił jej twarz kiedy zobaczyła Jasmine. Była drobną kobietą po trzydziestce, z krótkimi ciemnymi włosami i sympatyczną twarzą. Miała na sobie długą sukienkę na ramiączkach i Jasmine mogła dobrze zobaczyć jej zaokrąglony brzuszek. Właśnie z powodu ciąży zrezygnowała z większości pracy w księgarni i zatrudniła pomocnika. 

-Dzień dobry słoneczko - przywitała się wkładając jej klucze do ręki. - dziękuje, że zgodziłaś się przyjść później, mam nadzieje że nie planowałaś nic na dzisiejszy wieczór.

-Dla ciebie wszystko Bethy- odparła z ponurym uśmiechem. Nie była zadowolona, że musi spędzać piątkowy wieczór w księgarni, ale bardzo polubiła Bethy i nie wyobrażała sobie jej odmówić. 

-Zostaw klucze tam gdzie zwykle, miłego wieczoru! 

Kiedy zatrzasnęły się za nią drzwi, Jasmine sprawdziła telefon jeszcze raz. Żadnej wiadomości od Katy. Podeszła do regału i wzięła do ręki pierwszą lepszą książkę z napisem 'bestselller', usiadła i zabrała się za czytanie.


Kiedy skończyła książkę zaczynało robić się ciemno. Wieczór minął jej spokojnie, jedynym klientem była starsza pani, która kupiła kolejny tom swojej ulubionej noweli. Nikt więcej nie przyszedł. Spojrzała na godzinę. Dwudziesta pierwsza czterdzieści pięć. Pora zamykać. Kiedy poprawiała książki na regale usłyszała dźwięk deszczu bębniącego o szybę i cichy grzmot z oddali. Świetnie, nie wzięłam parasola- pomyślała. Ubrała bluzę z logo jakiegoś mało znanego zespołu, którą dostała od Caleba na urodziny, naciągnęła kaptur na głowę i wyszła na zewnątrz. Zamknęła drzwi i wrzuciła klucz do doniczki stojącej na parapecie. Drobny deszcz zmienił się w ulewę a chmury burzowe zasłoniły całe niebo. Zrobiło się ciemno. Jasmine przyspieszyła kroku, chcąc jak najszybciej wrócić do domu. Żaden autobus ani tramwaj nie jeździł już o tej godzinie. Jeśli się pospieszy w piętnaście minut powinna być w domu. Burza zbliżała się wielkimi krokami, więc zrezygnowała ze standardowej trasy i skręciła w obskurną nie uczęszczaną uliczkę. To miejsce przyprawiało ją o dreszcze, stare niezamieszkałe budynki, powybijane szyby w witrynach zamkniętych sklepów, wszędzie rozrzucone butelki taniego piwa. Nie miała jednak wyjścia, musiała tędy przejść jeśli chciała wrócić szybciej do domu. Nagle usłyszała za sobą jakiś szmer. Stanęła w miejscu i spojrzała przez ramię a serce zaczęło jej szybciej bić. Ulica jednak była pusta, pomyślała że to pewnie szczury buszujące w śmieciach. Odwróciła się by iść dalej gdy nagle wyrósł przed nią ogromny mężczyzna w czarnym płaszczu z kapturem. Przeszywający ból głowy był ostatnim co zarejestrowała zanim zemdlała.

UkrytaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz