Po skończonej rozprawie wszyscy wyszli z sali. Widownia od razu skierowała się do wyjścia, lecz grupa najbliższych świadków, oni sami oraz strony, po kolei stanęli obok siebie w kółku. Każdy był zwrócony w stronę Susan z twarzą wbitą w kremowe płytki na podłodze.
Lance po wysłuchaniu jej zeznań czuł się dziwnie. Po wysłuchaniu o romansie, a potem o ucieczce Thomasa, i wszystkim innym. Patrzał na Susan, chcąc ją przytulić lecz wzrok innych lekko go krępował, choć przytulał już ją przed rozprawą.
- Więc... jednak jest ci to potrzebne. - Odparła nagle Susan kierując wzrok na rękę Thomasa.
Wszyscy spojrzeli na blondwłosą ze zdziwieniem, oprócz Shelbyego który popatrzał na obrączkę na swoim palcu.
- Ta... dzięki że nie pozwoliłaś mi jej oddać. - Ciemnowłosy spojrzał na nią z wielkim szacunkiem i podziękowaniem.
Nie zwracając na nikogo więcej patrzali sobie w oczy.
Lance, Gregory i Mia wyczuli że coś między nimi znów błyska. Trench jednak nie poczuł znów zazdrości a radość...
- 21 minut wcześniej -
Susan usiadła na miejscu świadka obok stołu sędziowskiego. Patrzała na widownie a w nim wszystkich swoich bliskich.
Jej słowa miały zadecydować o wszystkim.
- Więc... pani Montanha, jest pani byłą Thomasa Shelbyego? - Zapytał mężczyzna w czarnym garniturze przed nią.
- Jeżeli jedną noc można uznać za zostanie parą to tak. - Odpowiedziała niepewnie.
- Spędziła pani noc z Thomasem Shelbym?
- Tak.
- Kiedy to było?
- 19 stycznia. - Odpowiedziała.
Susan patrzała na wargi kobiety.
19 stycznia...
- Jaka więź łączyła panią z Thomasem?
- Byliśmy przyjaciółmi.
- Jesteście dalej?
- Tak... ja tak uważam... - Spojrzała na spuszczoną głowę Shelbyego patrzącego w stół.
- Czy czuje pani coś do niego dalej?
- Nie...
- Proszę się zastanowić.
- Sprzeciw! Podrzeganie pana mecenasa do swojej wersji odpowiedzi! - Powiedziała nagle kobieta w marynarce wstając zza stołu przed Susan.
- Uznaje. - Odparł sędzia. - Panie mecenasie. - Powiedział ostrzegawczo w jego stronę.
Mecenas westchnął.
Susan patrzała i łączyła fakty.
- Miała pani kontakt z Thomasem Shelbym przez dwa tygodnie po tej nocy?
- Nie, spotkaliśmy się dopiero 7 lutego.
- Gdzie?
- Na komendzie w pracy.
- Czy Thomas Shelby mówił coś o swoim małżeństwie?
- Nie...
- Czy Shelby zerwał z panią?
- Tak.
- Czy była to wspólna decyzja?
- Tak, uznaliśmy że nasz związek nie ma sensu.
- Dobrze... nie mam więcej pytań. - Mecenas podszedł do swojego stolika i usiadł na krześle.
- Wysoki sądzie, ja chcę coś powiedzieć... - Odparł Susan wstając zza stolika. - Bo... 20 stycznia... po tamtej nocy... - Przełknęła ślinę. - Razem z Thomasem wyjechaliśmy na wakacje... na dwa tygodnie... wróciliśmy 5 lutego... Thomas w ostatnim dniu powiedział mi o... tym wszystkim...
- Czyli mąż poinformował panią o swoim romansie. - Odparła pani mecenas.
- Tak...
- Panie Shelby, jaki miał pan zamiar mówić swojej żonie o swoim romansie?
- Żeby nie żyć w kłamstwie... ja... dalej kocham Susan, nie chciałem abyśmy żyli w tym kłamstwie...- Thomas spuścił głowę na stół.
- Nie mam więcej pytań dziękuje. - Mecenas usiadła.
- 20 minut później -
- Uratowałaś mi dupe... dziękuje. - Odparł Shelby unosząc lekko kąciki ust w stronę Susan.
- Od tego są przyjaciele, prawda?
- Ta.
Para patrzała sobie w oczy czując że ich więź stoi w miejscu, w dobrym miejscu.
- Dobra... - Blondynka odwróciła się w stronę Lancea. - Jedziemy? - Zapytała patrząc na jego lekko rozkojarzoną minę.
- Tak. - Powiedział szybko.
- No to na razie. - Pożegnała się odwracając wzrok na resztę. Skierowała się w stronę wyjścia a za nią szedł Lance.
- 20 minut później -
- Ehhh... w końcu w domu. - Westchnęła młoda opierając się o ścianę. Drzwi się zamknęły, kobieta spojrzała na bruneta stojącego przy nich. - Zostaniesz na noc?
- Jeśli tego chcesz.
- Dzięki Lance. - Wymruczała wbijając się w klatkę chłopaka. - Dzięki za wszystko...
W tym samym czasie w domu Montanhy panowała cisza, jedynie Gregory popijający whisky za którym niezbyt przepadał. Popijał łyk po łyku siedząc w fotelu i myśląc jak zjebał sobie życie. Susan może mu wybaczyła, ale Alex? Alex nic nie wie, nie wie kto jest jego matką.
I może niech tak zostanie?
Gregory westchnął ciężko patrząc przez okno na miasto, na samochody, wieżowce, niebo i słońce.
Wtedy zadzwonił dzwonek, a po chwili do mieszkania weszła Mia.- Hej... - Kobieta weszła do salonu niespodziewając się Gregorego w takim stanie. - Co się dzieje?
- Długa historia... w skrócie... jestem debilem, i to w chuj dużym.
- Powiedz coś czego nie wiem. - Odparła z zadziornym uśmieszkiem. Gregory skomentował to zmęczonym wzrokiem.
- Ale ty jesteś nie miła.
- W ostateczności użyje pocisku nuklearnego. - Podeszła bliżej mężczyzny. - Lubisz fileta w panierce z naleśnika i sera?
- Wszystko co z mięsem uwielbiam.
- W takim razie zrobię ci obiad... i nie wypij za dużo. - Skierowała się w stronę kuchni.
Gregory przestał pić whisky stwierdzając że nic tym nie osiągnie. Włączył telewizję i zaczął oglądać film akcji.
- A może jednak nie jestem takim debilem? - Odparł zastanawiając się. - Mia! Za niedługo wrócę! - Powiedział po czym pośpiesznie wyszedł z mieszkania...
CZYTASZ
Hierarchia ~ Rodzina Montanha / Gregory Montanha
FanfictionHierarchia, to opowieść o rodzinie Gregorego Montanhy (5city rp) który w wieku piętnastu lat spłodził syna Alexa... a potem córkę Nicolle którą kocha jak ojciec... lecz czy Alex jest jego ukochanym synem? Nicolle, córka Gregorego która jest tu główn...