9. ,,On jest boski!"

212 22 2
                                    

Poranek, godzina 5:41, słońce dopiero wschodziło. Ludzie pobrzebudzali się ze snu i zaczynali kolejny dzień w słonecznym Los Santos.

Nicolle leżała na boku już od kilku minut, pod białą i miłą w dotyku kołdrą. Nie spała, leżała wpatrzona w białe drzwi na korytarz. Poczuł się głodna i niewyspana, jej żołądek zżerała ją od środka domagając się pożywienia. Kobieta nie chciała wstawać  i leżała dalej nie czując już ręki która niedawno jeszcze  była na jej brzuchu. Powoli obróciła się w drugą stronę i zobaczyła wysportowane plech które wczoraj pieściła opuszkami palców, teraz mogła je zobaczyć.

Lance spał na boku w stronę okna, drzemał jak zabity, nic go nie mogło obudzić, nawet trąbienie samochodów.  Przyzwyczajenie do życia w mieście uodporniły go od antysennych dźwięków miasta i sąsiadów.

Nicolle przybliżyła się do jego szyi, pocałowała jego bok i wróciła na swoje miejsce. Leżała jeszcze chwilę patrząc czy chłopak się nie budzi, lecz Lance leżał jak kłoda. Usiadła na krawędzi łóżka, poprawiła czarną koszulkę na sobie i wtedy zauważyła że ubranie jest na nią za duże. Wczoraj w nocy pomyliła koszulki i założyła T-Shirt Lancea zamiast swojej szarej. Wstała na nogi, ułożyła kołdrę i wyszła po cichu z sypialni. Zamknęła cicho drzwi i poszła do kuchni. Podeszła do szafki nad zlewem, wyjęła dwa kubki i postawiła na blacie.

Gdzie jest kawa?

Szukała po szafkach i półkach opakowania po kawie lecz nie mogła znaleźć. Nalała wody do czajnika, postawiła na płytę i włączyła. Woda się gotowała a ona ponowiła szukanie kawy. Sprawdziła szafkę z przyorawami, makaronem, garnkami, nawet tą gdzie jest czekolada lecz nie było tam kawy. Nagle usłyszała szelest papierowego opakowania. Odwróciła się w stronę regału przy wejściu z którego dobiegł dźwięk. Zauważyła Lancea z paczką kawy podchodzącego do niej.

- Tego szukałaś? - Odparł kładąc opakowanie na blacie obok. - A tak w ogóle to dzień dobry...

- Dzień dobry. - Zbliżyła się do niego, Lance lekko uchylił głowę w dół i złączyli się w pocałunku.

Mężczyzna był wyższy od niej o 11 centymetrów, i starszy o osiem. Pomyśleć można że pod tym względem nie pasują do siebie, lecz wygląd i wiek dla obojga to najmniej ważna rzecz.

Nicolle cieszyła się że ma Lancea, zakochała się w nim szybko, bo jedynie przez dwa tygodnie się znali. Kochała jego charakter, zachowanie. A jego wygląd był jeszcze lepszy, lubiła jego całego, jego niezbyt szerokie barki, umięśnione ręce, lekko opaloną skórę, umięśnione piersi i wysportowany brzuch z jego zarysami i wycięciami przy biodrach. Ogolony, z włosami na rękach i nogach, lekka broda i krótkie ciemnobrązowe włosy, brązowe oczy i małe dołki przy policzkach.

- Mogę ci coś powiedzieć? - Położyła rękę na jego piersi.

- Yhm.

- Gdyby to był dwunastu wiek ożeniła bym się z tobą od razu...

Lance parsknął śmiechem.

- Aż tak mnie kochasz?

- Oj... to coś więcej niż miłość...

- Powiem ci coś szczerze... poczułem do ciebie miłość od pierwszego spotkania... twój charakter... i wygląd, jest cudowny, i... zostaniesz moją dziewczyną? - Zapytał niepewnie.

Nicolle spojrzała na niego i poczuła ukłucie w sercu, lecz miłe ukłucie i namiętne.

- Jeśli tego chcesz...

- Nie, jeśli my tego chcemy... a ja chce.

- Też chce... - Przybliżyła się i wtuliła w tors chłopaka. Położyła głowę na jego mostku. Słyszała jego spokojne bicie serca.

Hierarchia ~ Rodzina Montanha / Gregory MontanhaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz