Rozdział IV

44 6 2
                                    

Musiałam chyba zemdleć, bo gdy otworzyłam oczy leżałam na swoim łóżku. Głowa mnie okropnie bolała. Spojrzałam w bok. Na fotelu przy moim łóżku siedział Gilbert. Też zasnął. Ciekawe jak długo tu leże..
Usiadłam i rozejrzałam się dookoła. Wstałam, wzięłam koc i okryłam nim chłopaka. Poszłam do kuchni. Przechodząc przez korytarz zauważyłam zaschniętą plamę krwi na podłodze. Poczułam ukłucie w sercu. Łzy napłynęły mi lecz szybko je powstrzymałam i poszłam dalej. W kuchni nalałam sobie wody do szklanki i się napiłam. Usiadłam na krześle przy stole w jadalni. Ręce położyłam na stole, a głowę na nich. Nie wiem jak długo tam siedziałam, bo straciłam poczucie czasu. Wkońcu usłyszałam kroki. Zbliżyły sie do mnie. Ucichły.
-Czemu mnie nie obudziłaś?-do moich uszu dobiegł cichy i łagodny głos Gilbert. Wzruszyłam ramionami. Nie miałam ochoty rozmawiać. Nawet nie miałam sił podnieść głowy i spojrzeć na chłopaka.
- Co z Julią i mamą? -spytałam cicho.
-Twoja siostra jest w szpitalu. Wyjdzie z tego, ale twoja mama.. -położył mi rękę na ramieniu. Po moim policzki spłynęła łza lecz szybko ją starałam -muszę iść, bo mam pare spraw do załatwienia. Poradzisz sobie? Później do ciebie przyjdę - kiwnęłam głową, że tak, w odpowiedzi. Chłopak wyszedł z domu. I znów zostałam sama. A na dodatek w domu w którym umarła moja mama..
Dobrze, że był chociaż Gilbert. Znałam go od niecałego tygodnia, a czułam jakbym go znała od zawsze. Wstałam i udałam sie do ogrodu gdzie szybciej leżała moja siostra. Nadal było widać plamę krwi. Wzięłam głęboki oddech. Wyszłam z mojej posiadłości i poszłam wolnym krokiem przez miasto. Ludzie się na mnie dziwnie patrzyli. Jedni ze współczuciem inni jakby mnie oskarżali. Było to małe miasteczko więc odrazu każdy wiedział co i gzie się stało. Weszłam do szpitala, dowiedziałam sie gdzie leży moja siostra i poszłam do niej. Leżała nieprzytomna na łóżku. Była blada i miała podłączone pełno kroplówek. Łezka zakręciła mi się w oku. Jak można być tak podłym? I dlaczego akurat my? Czym zawiilśmy?
Niestety nie potrafiłam sobie na te pytania odpowiedzieć. Nikt nie potrafił.
Siedziałam u Julji około dwie godziny. Wkońcu postanowiłam iść. Była już 18:15, a przed powrotem do domu chciałam iść jeszcze na spacer. Szłam zamyślona dłuższy czas. Nawet nie zauważyłam gdy weszłam do lasu. Gdy sie o tym zorientowałam nie było juz widać żadnych budynków, a mnie okrążały drzewa i ciemność. Stanęłam w miejscu.
-Ali! Co ty tu robisz? Tu jest niebezpiecznie!- Gilbert przyszedł niewiadomo skąd i krzyczał na mnie lecz jak najciszej sie da
-Poszłam na spacer.. a skoro tu jest tak niebezpiecznie to co ty tu robisz? -spytałam lekko zdziwiona jego obecnością. Po za tym chciałam odwrócić uwagę od mojej osoby.
- Nie ważne. Musimy stąd iść. Już!-złapał mnie za rękę. Już chciał mnie pociągnąć w stronę miasta gdy na końcu drogi pojawiła sie czyjąś postać. Niestety nie było widać kto to. Był jak cień. Tylko kształt przypominał człowieka. Nagle coś sie poruszyło wśród drzew. Strzała zaczęła lecieć w stronę Gilberta. Odepchnęłam go tak jak w wizji. Chłopak zdążył mnie pociągnąć za sobą przez co grot tylko lekko mnie zahaczył czyli inaczej niż w wizji, bo tam mi sie wbił. Spojrzałam znów w stronę miasta. Nie było już tej postaci. Byliśmy znów sami. Fioletowooki spojrzał na mnie złym wzrokiem.
-Idź do domu! -rozkazał mi i sam poszedł w inną stronę. Siedziałam tak jeszcze przez pare minut patrząc sie na krwawiącą ranę. Wstałam i ruszyłam w stronę domu. Robiło sie juz ciemno wiec na ulicy nie było prawie ludzi, a ci co byli nie zwracali na mnie uwagi. Gdy już wróciłam poszłam do łazienki gdzie przemyłam ramie i je zdyzynfekowałam. Usłyszałam pukanie do drzwi, a potem że ktoś wchodzi.
-Ali? Gdzie jesteś? - odezwał sie znajomy głos. To Gilbert. Nie miałam zamkniętych drzwi wiec wszedł do łazienki akurat gdy chciałam zabandażować sobie ranę. Podszedł do mnie, wziął mi bandaż i zrobił to za mnie.
- Przepraszam za moje zachowanie w lesie. Poprostu nie chciałem by ci sie coś stało, a wizje to nie żarty.. -westchnął cicho. Słychać było że jest mu przykro.
- Jak możesz sie o mnie martwić skoro mnie prawie nie znasz? A jeśli nawet to dlaczego uciekłeś i zostawiłeś mnie samą? -mówiłam cały czas ze spuszczoną głową. Przez chwilę panowała cisza. Chyba chłopak nie wiedział co powiedzieć. Wyglądał jakby walczył sam ze sobą.
-Nie muszę kogoś znać na wylot by sie martwić o tą osobę, a zostawiłem cię, bo musiałem coś załatwić.. -wkońcu sie odezwał. Teraz ja umilkłam. Trochę mi sie głupio zrobiło że tak powiedziałam, ale z drugiej strony lubiłam go, a on mnie tak poprostu zostawił samą.. ranną..
Ktoś zapukał do drzwi. Założyłam szybko czystą bluzę która wisiała na krześle i poszłam zobaczyć kto to. Była to jakaś kobieta. Otworzyłam jej drzwi niepewnie. Gilbert usiadł na kanapie w salonie i obserwował co sie dzieje.
-Dzień dobry- odezwała sie brązowooka- Czy zastałam może Alije Kieł?
-Tak, to ja, a o co chodzi? -spytałam niepewnie.
- Jestem Patrycja Kleszczyńska. Pracuję w Opiece Społecznej. Mam sprawdzić jak sobie radzisz -mówiła poważnym głosem. Czułam że nie tylko po to przyszła
-Zatem zapraszam- sztucznie sie uśmiechnęłam. Poszliśmy do salonu. Usiadłam obok Gilberta a ona naprzeciw nam. Chłopak zrobił sobie i jej kawę, a mi herbatę.
- Nie było potrzeby sie do mnie fatygować. Czuję sie dobrze, Gilbert mi pomaga i mnie wspiera..- starałam sie mówić spokojnie. Kobieta wszystko notowała.
- No dobrze. Ale mam do ciebie jeszcze jedną sprawę.. -patrzyła to na mnie to na chłopaka - Nie możesz sama mieszkać. Jesteś jeszcze niepełnoletnia i nie dasz sobie rady sama z siostrą.. muszę was zabrać do Domu Dziecka..
-Ja nigdzie nie idę! Julji też nie oddam!- krzyknęłam na nią
-Spokojnie Alicjo- odezwał sie Gilbert - proszę pani. A nie ma takiej możliwości bym ja się nimi zajął? Mam swoje mieszkanie. Może nie jest wielkie, ale jest.. albo mogę sie do nich przeprowadzić..
-Nie, nie jest pan ich prawnym opiekunem. Po za tym pan w takim młodym wieku to pewnie nawet nie ma pracy..-ta kobieta zaczynała mnie denerwować.
- Uczę sie i pracuje w kawiarni. Może dużo nie zarabiam, ale damy radę..-Gilbert próbował jakoś mi pomóc
-Przykro mi, ale nie mogę sie zgodzić. Może pan sie kierować z pisemną prośbą do kierownictwa Domu dziecka, ale nie wiem po co. Tam będzie miała kontakt z rówieśnikami, a szkole będzie miała na miejscu- Pani Patrycja nie dawała sie przekonać -idź spakuj swoje i siostry rzeczy i jedziemy. Jeśli tego nie zrobisz to sami to zrobimy i weźmiemy tylko najpotrzebniejsze rzeczy.
Z łzami w oczach wstałam i poszłam nas spakować. Słyszałam jeszcze że nie musimy sprzedawać mieszkania. Że Gilbert może sie nim zająć jeśli sie zgodzę. Po pół godziny przyszłam z dwoma torbami. Chłopak podszedł do mnie i mnie przytulił
-Przepraszam. Nie udało mi sie jej przekonać -szepnął mi do uszka. Wziął ode mnie torby i poszliśmy do samochodu. Kobieta prowadziła, a Gilbert musiał iść juz do siebie. Siedziałam na tylnim siedzeniu sama, czekając aż dojedziemy. Było to na skraju miasta.

"Wszystko sie zmienia"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz