Rozdział XIV

21 7 1
                                    

-Ali. Zróbmy sobie przerwę, ja już nie mogę..- odezwała się Julia biegnące za mną.
Minęło już półtorej tygodnia od kiedy ostatni raz widziałam Gilberta. Zaczęła sie zdrowo odżywiać i ćwiczyć przez co wróciłam do formy i odpowiedniej wagi. Codziennie biegałam z Julią przez pół godziny. Ostatnio bardzo się zżyłyśmy i byłyśmy nierozłączne. Akurat biegłyśmy przez park. Zatrzymałyśmy się przy stawku i usiadłyśmy na mostku. Zaczęliśmy przyglądać się kaczkom i łabędziom, a młoda robić im zdjęcia telefonem.
-Ali.. czemu już nie spotykasz się z Gilbertem?- spytała siostra
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Nie mogłam jej chyba powiedzieć że on mnie próbował zabić.
-Gilbert jest zajęty. Nie może do nas przyjść- próbowałam ją okłamać.
-Ali, mnie nie oszukasz. Ja wiem że wy nie ćwiczeliście.. wy walczyliście ze sobą- powiedziała poważnie dziewczynka.
No tak. Ona mnie za dobrze zna. Spuściłam wzrok na wodę.
-Julia. To jest skomplikowane. Nie mogę ci powiedzieć o co chodzi. Kiedy indziej ci wytłumaczę..- spojrzałam na nią.
-Jak chcesz, ale dobrze wiesz że nie musisz nic przede mną ukrywać- powiedziała cicho i wstała- to biegniemy dalej?
Zgodziłam się. Cieszyłam się, że nie ciągnie tego tematu. Biegałyśmy tak jeszcze pół godziny..
-Ali skup się- odezwała się pani od kółka muzycznego- I raz, dwa, trzy i..
Zaczęliśmy grać. Nawet Julia była w naszym zespole. Grała na grzechotkach, tamburynach, bedenku lub na flecie zależnie od potrzeby. Moje palce wędrowały po klawiaturze pianina. Wczułam się w rytm. Zapomniałam o wszystkim, teraz tylko liczyliśmy sie ja i instrument. Wydobywały się z niego takie piękne dźwięki. Byłam coraz lepsza w tym. Ćwiczenia dawały po sobie znać. Za tydzień mamy wystąpić przed resztą dzieciaków z sierocińca. To będzie nasz pierwszy publiczny występ. W ostatnim czasie bardzo dużo ćwiczyłam więc powinno być dobrze.
Po próbie postanowiłam iść na spacer. Julia chciała iść ze mną, ale się nie zgodziłam. Chciałam sie rozkoszować ciszą, a ona jest małą gadułą.
Spacerowałam tak długi czas. Poszłam do lasu. Był tam mój ulubiony strumyk. Usiadłam przy nim i cicho westchnęłam. Zamyśliłam się..
-No no.. kogo ja tu widzę..- usłyszałam znajomy głos.
Odwróciłam się. Nade mną stała Pati bawiąc się sztyletem. W mojej ręce odrazu pojawiła się broń. Wstałam i spojrzałam poważnym wzrokiem na nią.
-Czego chcesz?- spytałam suchym tonem.
-Żebyś się odrazu poddała- zaśmiała się.
-Marzenia piękna rzecz- odpowiedziałam jej złośliwie
Zaczęliśmy walczyć. Nasze sztylety się zderzały. Kilka razy ją drasnęłam w ramię, a ona mnie. Krew powoli spływała po naszych ciałach lecz my nie przestawałyśmy. Nagle w jej drugiej ręce pojawił się ogień. Zaczęła we mnie nim rzucać przez co gdy robiłam uniki podpaliła las. Wszystko płonęło.
Po długiej walce stanęliśmy na przeciwko siebie zmęczone. Na całych ciałach naszych było pełno krwi. Dyszeliśmy ze zmeczenia. Nagle pomiędzy nas wszedł Gilbert. Miał w ręku swój sztylet lecz nie wiedział w kogo celować .
-Kochanie. Nie zostawiaj mnie. Ja cię naprawdę kocham. To przywódcy powiedzieli że mam tak powiedzieć. Dobij ją dopuki masz szansę, a znów będziemy szczęśliwi.. razem..- mówiła swoim słodkim głosikiem.
Chciałam się odezwać lecz nie wiedziałam co.
-Ona kłamie. Nie ufaj jej- powiedziałam do chłopaka.
Patrzyłam na to trochę przerażona. Chłopak patrzył sie to na mnie, to na nią niepewny co ma zrobić. Wkońcu zacisnął swoją broń w ręku i wymierzył ją..
------------
Podoba się?
Jak myślicie? W kogo wymierzył swoje ostrze?

"Wszystko sie zmienia"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz