Cassie mało pamiętała. Chciałaby wiedzieć, jak znalazła się w szpitalu, chociaż chyba bardziej ją intrygowało, kiedy to się stało i dlaczego nie było z nią Jamesa i reszty.
Leżała w małym pokoju z jednym łóżkiem. Nie wiedziała nawet, czy jeszcze znajdowała się w Stanach, czy może już w rodzinnym Londynie. Wszystko było takie białe i oziębłe. Zdecydowanie brakowało tu kogoś, kto mógłby się zająć wystrojem tego miejsca. Na samą myśl o tym uśmiechnęła się pod nosem i odruchowo się rozciągnęła. Wtedy przez jej ciało przeszedł ból podobny do jednego z tych, które już odczuwała po każdej bohaterskiej misji. Ten przypominał uczucie, jakby cały dzień biegała na bieżni bez chwili odpoczynku. A więc czekały ją solidne, tygodniowe zakwasy.
W życiu codziennym starali się nie nadużywać mocy Jamesa i nie leczyć każdego delikatnego zadrapania czy skaleczenia, więc tym bardziej nie zmęczenia. Czasami nawet po misjach się nie regenerowali, jeżeli tylko trochę się poobijali, więc nie zakładała, żeby tym razem było inaczej. Poza obolałymi mięśniami nie czuła żadnych urazów, nie przypuszczała nawet, że była poddana znieczuleniu, które dopiero ustępowało. Lekarze podali jej także środek nasenny, a skoro ten już przestał działać, to tym bardziej niebawem Cassie zacznie odczuwać prawdziwy ból.
Podniosła rękę, żeby odgarnąć włosy z twarzy. Zazwyczaj miała je idealnie rozczesane, więc każde niesforne kosmyki ją irytowały. Dopiero kiedy dotknęła dłonią głowy wyczuła na niej bandaż, który owinięto dookoła. Przejechała palcami po nim i dotarła do grubszego opatrunku na czole nad prawą brwią. "A więc to nie tylko zadrapanie", pomyślała, czując narastający niepokój. Coraz bardziej wracało jej czucie, a więc i ból, który poza głową odezwał się też w okolicach brzucha. Cassie przesunęła rękę w dół ciała i wyczuła kolejny bandaż z opatrunkiem. Już chciała go odkleić, żeby sprawdzić głębokość rany, gdy na salę wszedł lekarz z pielęgniarką.
- Przebudziła się pani - zauważył mężczyzna. - Jestem doktor Mendez. Operowaliśmy panią cztery godziny temu. Podczas eksplozji spadła pani na ciężarówkę i doznała trzech ran kłutych. Jak na okoliczności, miała pani dużo szczęścia.
Cassie westchnęła. Nie miała siły nawet zareagować na te wieści. Miała zresztą inne zmartwienie - co się stało z jej mężem?
- Gdzie jest James? - zapytała ochrypłym głosem. Doktor Mendez wymienił się spojrzeniami z pielęgniarką, a ta coś zanotowała w pliku dokumentów, który trzymała przy piersi.
- Pani mąż również wpadł na tę samą ciężarówkę. Jego stan niestety jest nieco gorszy. Zoperowaliśmy go, ale jeszcze się nie wybudził - odrzekł lekarz.
Cassie poczuła ukłucie w sercu pomieszane z pewną dozą ulgi. Nie wiedziała, czy powinna się cieszyć z tych wiadomości. Skoro James nie mógł się wyleczyć, to gdzie się podziewał jego Element? Właśnie - bransoletka. Nie miała jej na ręce. Jej miejsce zajęła papierowa opaska szpitalna. Po tak długim unikaniu placówek zdrowotnych dziwnie było jej tu teraz leżeć. Znowu była tylko człowiekiem, nie bohaterką. Kiedyś zrobiłaby wiele, żeby usunąć to brzemię, jednak tego dnia bardzo doceniła jego posiadanie.
- Dajcie mu Element - poleciła. Widząc poważne miny doktora i pielęgniarki, sprecyzowała: - Dajcie mu bransoletkę...
Była taka słaba. Już dawno nie czuła się tak obolała i bezsilna. Miała zresztą wrażenie, że zajmowała czyjeś miejsce w tym szpitalu. Na pewno były znacznie gorsze przypadki, które wymagały natychmiastowego ratunku. James mógł bardzo szybko wyleczyć całą Legendarną Czwórkę, więc nie powinni się tu znajdować i zajmować łóżka szpitalne.
Wtem ktoś stanął w progu pokoju i zwrócił uwagę wszystkich. Podpierał się rękami o drzwi i wyglądał, jakby kogoś szukał. Pielęgniarka podeszła do niego z zamiarem wyproszenia i nakazania leżenia po operacji, gdy Cassie wytężyła wzrok i ujrzała swojego męża.
YOU ARE READING
Elements 3
FantasyWiele się zmieniło od ich ostatniej wspólnej misji. Kto by pomyślał te pięć lat temu, że tak się to wszystko potoczy? Na Ziemię spadły kolejne kosmiczne kamienie, a ich potęga przewyższyła oczekiwania najśmielszych agentów L.A.S.T. Konkurencyjna org...