Lecieli tak szybko, że nie miała pojęcia, który kraj właśnie mijali. Na szczęście nie musiała się nad tym długo głowić, gdyż ląd już zmieniał się w jakieś morze. Jedynym, czego była pewna, to to, że nie kierowali się na północ.
- To nie jest droga do Londynu - zauważyła Mia.
- Masz rację, nie jest - zgodził się James, siedzący za sterami myśliwca. Miał niezłego farta, że przez tyle lat służby w L.A.S.T. przeszkolono go z obsługi pojazdów nie tylko lądowych, ale też niektórych powietrznych i morskich. Pozostali nie dostąpili tego zaszczytu, dlatego małżeństwo Hallów dostało myśliwiec tylko dla jednego pilota.
Mia nie bardzo wiedziała, co ze sobą zrobić. Czuła się dość niezręcznie, kiedy tak wszyscy, z wyjątkiem pilotującego Jamesa, na nią patrzyli, jakby czegoś oczekiwali. Wyjaśnień? Dalszego rozwoju akcji? Jakiejś... awantury?
Nie, nie zamierzała się kłócić. Nie miała na to siły. Poza tym przez ostatnie kilka dni, parę razy ocierając się o śmierć, chyba coś zrozumiała. Albo nawet poczuła. Może jednak taktyka odgradzania się od innych nie była wcale taka wspaniała?
- Więc... dokąd zmierzamy? - zapytała odważnie, próbując ukryć uczucie dyskomfortu. Chyba nikt się w tym nie połapał, bo cały czas próbowali na niej wymusić reakcję na ich gapienie się na nią. A, nie. Philip już się poddał. Spojrzał w kierunku sterów i podszedł z zaciekawieniem do Jamesa. Ale Cassie była wyjątkowo twarda. Gdyby miała trochę więcej charakteru, mogłaby się na nią zaraz rzucić i udusić gołymi rękami. Bogu dzięki, że wolała siedzieć cicho jak mysz pod miotłą.
- Dobre pytanie - podchwycił Philip, opierając się o fotel pilota. - Dokąd zmierzamy, kapitanie?
- Auckland. Podobno dzieją się tam jeszcze dziwniejsze rzeczy niż we Włoszech - odpowiedział James.
- Co się działo we Włoszech? - dopytywał kolega. Ależ byli niepoinformowani!
- A, takie tam. Spędzaliśmy właśnie miesiąc miodowy na plaży, a tu bum! Etna przemówiła. I nawet wiem, co powiedziała - opowiadał zafascynowany szatyn. Ostatnie zdanie wyjątkowo zaciekawiło pozostałych.
- Co takiego ci powiedziała? - zapytał Philip, czując ten dreszczyk emocji.
- W zasadzie to pokazała. Ale nieważne. Przekaz był jasny: nadciąga cholerne niebezpieczeństwo i sam nie wiem, czy nasza czwórka sobie z tym poradzi.
Cassie wstała z siedzenia, odrywając momentalnie wzrok od siedzącej naprzeciwko Mii, i podeszła do męża.
- Jakie niebezpieczeństwo? - Słysząc słowa małżonki, James nerwowo przełknął ślinę. - Kochanie, czemu mi nie powiedziałeś?
- Nie chciałem cię martwić. Poza tym... teraz mogę wam to wszystkim powiedzieć raz, nie trzy, i za każdym denerwować się tym, co ma nastąpić - wyznał szczerze. Gdyby mógł, spojrzałby na nią i posłał pokrzepiający uśmiech, ale wolał nie dekoncentrować się. - Nadciąga meteoryt. Przyciągają go nowe kamienie. Albo może nasze. Nie mam pojęcia. Ważne jest to, że lada moment uderzy w nas i wszystko zmiecie w ciągu minuty.
- Gdzie konkretnie uderzy? - zapytała nagle Mia, która także do nich podeszła. Było to całkiem logiczne pytanie, choć Jamesa i tak zaskoczyło. A może raczej zgniotło.
- Nie... nie mam pojęcia - szepnął, ale wszyscy byli na tyle blisko, że go usłyszeli.
- Co?! - zirytowała się szatynka. - Przecież to tak ważne! Czemu akurat tego Etna ci nie "pokazała"?
- Mia, spokojnie - pohamował ją Philip. Miał wrażenie, że była gotowa uderzyć Jamesa, nie zważając na to, że właśnie sterował myśliwcem, w którym też i ona była. - Spokojnie.

YOU ARE READING
Elements 3
FantasyWiele się zmieniło od ich ostatniej wspólnej misji. Kto by pomyślał te pięć lat temu, że tak się to wszystko potoczy? Na Ziemię spadły kolejne kosmiczne kamienie, a ich potęga przewyższyła oczekiwania najśmielszych agentów L.A.S.T. Konkurencyjna org...