4 tygodnie

502 32 2
                                    

Chciałem go odwiedzać regularnie, ale przez ostatnie tygodnie miałem nawał pracy i dopiero teraz znalazłem czas, żeby pójść do niego. Miałem nadzieję, że się nie martwił. Nie mogłem przecież napisać do niego, gdy nie miał telefonu, więc nie miał żadnych informacji.

Po chwili wszedłem do jego sali. Rzuciłem wzrokiem na niego. Chyba wyglądał już trochę lepiej niż ostatnio. Szału nie było. Leżał pod kocem i od razu uśmiechnął się, widząc, że to ja wszedłem. Podszedłem do łóżka i usiadłem na skraju.

- Cześć skarbie - delikatnie położyłem dłoń na jego ramieniu i pogłaskałem go.

- Cześć, James - powiedział, obracając się na bok, twarzą do mnie. - Tęskniłem - podniósł się do siadu i usiadł mi na kolanach bokiem.

Uśmiechnąłem się i pocałowałem go w skroń, obejmując w talii.

- Ja też. Bardzo bardzo.

- A czemu tak długo nie przychodziłeś?

- W pracy miałem zapierdol i ledwo miałem czas żeby się wyspać. Wybacz, słońce.

Właściwie pracę podjąłem nie do końca z własnej woli. Chciałem studiować prawo, to było moje marzenie. Ale musiałem skądś mieć czas i pieniądze na leczenie Regulusa. Dlatego w wieku 20 lat rzuciłem studia i podejmowałem się praktycznie wszystkiego. Jego rodzice tylko na początku dawali pieniądze na jego leczenie. Gdy rzucił pierwszą terapię praktycznie się go wyrzekli. Moi natomiast bardzo nas wspierali, ale przecież Regulus był moim chłopakiem. Nie mogłem ich wykorzystywać. Brałem od nich tylko w ostateczności.

- Jasne - wsunął dłoń w moje włosy i pocałował mnie w policzek, na co lekko się uśmiechnąłem.

Takie czułości przypominały mi o naszych dobrych czasach.

- Kocham cię. Bardzo bardzo bardzo - uśmiechnął się szerzej i właśnie chciał mnie pocałować, gdy do pomieszczenia weszła pielęgniarka.

Młodszy jedynie odsunął swoją twarz i spojrzał na nią, dalej siedząc na moich kolanach.

- Ja tylko z jedzeniem - powiedziała kobieta, kładąc na szafce przy jego łóżku talerz z obiadem. - Nie przeszkadzajcie sobie - uśmiechnęła się lekko i zaraz wyszła.

- Zna cię. Znaczy, zna dzięki mnie - spojrzał na jedzenie i zszedł z moich kolan, siadając bliżej szafki.

- Opowiadasz o mnie pielęgniarkom?

- Tylko Pandorze. Przynajmniej z nią coś czasem porobię, żeby się nie nudzić. Lubię ją - wzruszył lekko ramionami, zaczynając jeść.

- Obgadujesz mnie?

- Skądże. Same dobrze rzeczy o tobie mówię.

- Mam nadzieję.

Przysunąłem się bliżej, zaczynając głaskać go po włosach.

- Jak wyjdę to pójdziemy na randkę? - zapytał po chwili.

No właśnie. Jak wyjdzie. A ja się tak cholernie bałem tego momentu, nie chciałem, by znowu wrócił do tego wszystkiego. Nie raz tak było. Wychodził ze szpitala, miał podjętą terapię, po tygodniu nieustannego pilnowania go w końcu wychodzę i jak wracam to go nie ma i jest gdzieś naćpany. Zwykle jego trzeźwość kończyła się po trzech miesiącach maksymalnie. Dobrze, że teraz był tutaj. Może chociaż ośrodek zamknięty dobrze na niego zadziała.

- Jasne - powiedziałem w końcu, wzdychając lekko.

Po chwili skończył jedzenie i znowu usiadł na moich kolanach. Przytuliłem go, przez co znowu poczułem jego wystające kości.

𝐇𝐢𝐬 𝐥𝐨𝐯𝐞 | JegulusOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz