Pov. Syriusz
Wszedłem do sklepu przed spotkaniem z Regulusem. Musiałem zapalić, żeby się trochę uspokoić. Problem mojego brata nigdy nie był dla mnie czymś łatwym. Tym bardziej, że często czułem się mu winny. Nigdy tego mu specjalnie nie okazywałem, ale Regulus był dla mnie ważny. W końcu był moim młodszym bratem.
To, co dla większości dzieci jest normalne i naturalne, dla nas było tym, co mogliśmy jedynie zobaczyć w telewizji lub usłyszeć od rówieśników. W naszej rodzinie zawsze brakowało wsparcia, rad, co do tego, jak postępować i jak nie, a przede wszystkim zwykłej miłości. Nie byliśmy wychowywani tak, jak inni. Nikt nie ostrzegał nas przed złem tego świata.
Na Regulusie odbiło się to w oczywisty sposób. Ja desperacko szukałem miłości, łamiąc kolejne serca, jako odskocznię traktowałem imprezy i byłem strasznym egoistą, bo po prostu nikt nie powiedział mi, że tak nie można. Tak było ze mną, dopóki Remus, Peter i James nie zabrali się za pomoc mi. Szczególnie Lupin miał duży wpływ na to, kim jestem teraz, tłumacząc mi praktycznie od postaw funkcjonowanie świata. Zawsze był szczery i nigdy nie głaskał mnie przysłowiowo po główce. Byłem mu wdzięczny za to.
Żałuję, że ja nie spełniłem obowiązku rodziców w stosunku do Regulusa. Czułem się jakby to z mojej winy pogubił się w życiu. Jednocześnie byłem tak cholernie zły za to, co ze sobą zrobił i do jakiego stanu się doprowadził. Odwiedzanie brata w ośrodku dla narkomanów nie było miłym przeżyciem.
Podszedłem do kasy i po zapłaceniu za papierosy wyszedłem ze sklepu. Usiadłem na ławce i odpaliłem jednego, po czym zaciągnąłem się dymem.
- Cześć, Syriusz - usłyszałem znajomy głos, na którego dźwięk lekko się uśmiechnąłem i spojrzałem na chłopaka przed sobą.
- Znowu palisz? - zapytał, siadając obok mnie.
- Jakoś tak wyszło. Wiem, nie lubisz jak później moje usta smakują dymem.
- Racja, ale chyba przeżyję.
Zapomniałem dodać, że ja i Lupin byliśmy parą od około roku.
- Byłeś już u Regulusa? - zapytał, łapiąc mnie za wolną rękę. - Idziesz z Jamesem czy sam?
Od razu splotłem nasze palce.
- Jeszcze nie byłem. Idę sam, James uchlał się z Lily, Frankiem i Marlene, a pijanego go nie wpuszczą.
- Serio? Czemu pił akurat dzisiaj, jak spotyka się z nim tylko raz w tygodniu?
- Miał dzisiaj wolne i chciał rano wyjść do Lily, a u niej byli już Frank i Marlene. Po chwili wyszło tak, że Frank rzucił mu wyzwanie, że nie wypije całej butelki whiskey. Cóż, dał sobie radę, ale ledwo teraz żyje - wzruszyłem ramionami z lekkim rozbawieniem. - Ponoć przez dwie godziny mu uświadamiali, że pijanego go nie wpuszczą, bo on uparcie twierdził, że musi iść do Regulusa.
- Idiota z niego - prychnął cicho Lupin. - Może pójdziemy razem? Chyba, że wolisz sam.
- Jezu, Remus, życie mi ratujesz - powiedziałem, odrzucając papierosa i łapiąc go za policzki, po czym pocałowałem go. - Tak się stresowałem tym, że będę musiał iść tam sam.
- Śmierdzisz dymem - mruknął, krzywiąc się lekko i odsuwając. - Wiem, domyśliłem się. Ja ci zawsze czytam w myślach - uśmiechnął się.
- Chodźmy - rzuciłem papierosa na ziemię, po czym zgasiłem go butem i wstałem z ławki, ruszając w stronę swojego samochodu.
Remus poszedł za mną i po chwili już parkowaliśmy przed budynkiem. Miałem nadzieję, że droga potrwa dłużej. Westchnąłem cicho i spojrzałem na Lupina.
CZYTASZ
𝐇𝐢𝐬 𝐥𝐨𝐯𝐞 | Jegulus
FanfictionRegulus ma problem, a James robi wszystko, by go z niego wyciągnąć. „𝐃𝐫𝐮𝐠𝐬 𝐠𝐚𝐯𝐞 𝐦𝐞 𝐰𝐢𝐧𝐠𝐬 𝐭𝐨 𝐟𝐥𝐲, 𝐁𝐮𝐭 𝐭𝐡𝐞𝐲 𝐭𝐨𝐨𝐤 𝐚𝐰𝐚𝐲 𝐌𝐲 𝐛𝐥𝐮𝐞 𝐬𝐤𝐲"