Rozdział 10: Święta część 2

2K 165 119
                                    

No i wiadomo, upadłem twarzą na ciemną podłogę z twardego drewna, a okulary zsunęły mi się z nosa. Brak dźwięku wskazywał na to, że wylądowałem na dywanie. Podarunek dla Draco na szczęście nie został zgnieciony, choć gdyby tak się stało, byłbym zaskoczony swoim ciężarem.

Wiele kroków skierowało się w moją stronę, gdzie usłyszałem głosy rozmawiające między sobą.

- Och. - Kobieta cicho sapnęła. - Może powinnam była sama odebrać chłopca.

- Nonsens, Narcyzo. - Mężczyzna uspokoił kobietę. - Draco już wyjaśnił, że to najlepsza forma transportu dla Harry'ego, on po prostu nie jest przyzwyczajony do takiej podróży.

Ktoś podszedł bliżej i pomógł mi wstać. Z przymrużonymi oczami i sadzą musiałem wyglądać idiotycznie. Czarny kleks z bladymi plamami zafalował i zauważyłem, że moje pokryte sadzą ręce zostały wyczyszczone. Kleks, który pomógł mi wstać, był mojego wzrostu, więc musiałem założyć, że to Draco, ale trzeba było się jeszcze upewnić.

Bezceremonialnie położyłem rękę na jego twarzy, poklepałem ją kilka razy, zanim znalazłem nos.

- No dobra, jesteś Draco! - Teraz już potwierdzony Draco szarpnął głową do tyłu i popędził w stronę fragmentu podłogi, który był bardziej falisty niż reszta otoczenia, pochylił się i wrócił do mnie. Skrzywiłem się, gdy nagle pojawiła się wyrazistość, - Przepraszam, nie spodziewałem się, że wyląduję tak mocno. Moje okulary zwykle pozostają na twarzy... Woah...

W filmach dwór Malfoyów nie został dobrze przedstawiony. Jasne, wszystko było ciemne, z czarną, błyszczącą drewnianą podłogą i staromodnymi drewnianymi ścianami z misternie ułożonymi kamiennymi płytami prostopadłymi do desek. Ale każdy mebel wyglądał tak, jakby zlecił go i zaprojektował wiktoriański gotyk. Gustowne srebro było subtelnie wszyte w tkaninę kanapy i foteli. Z sufitu zwisały czarne jak obsydian żyrandole z misternie wykonanymi nogami z winorośli, a białe świece świeciły słabo, mimo to dom był dobrze oświetlony. Wszystko wyglądało idealnie i szczerze mówiąc, trochę się onieśmieliłem, żeby usiąść na jednym z foteli.

Na środku salonu stali Narcyza i Lucjusz Malfoy, oboje obserwując moją postawę. Narcyza trzymała się z gracją i godnością, ale za jej oczami kryło się miłe rozbawienie. Lucjusz wyglądał po prostu na eleganckiego i zadowolonego z siebie... niewielka zmiana.

Spojrzałem na Draco z szerokim uśmiechem.

- Jasna cholera, Draco, twój dom jest niesamowity! - Zamarłem, Draco wyglądał na zdziwionego, i nagle nabrałem ochoty, żeby zwinąć się w kłębek i gdzieś schować. Mój akcent zmienił się z typowo wschodnio-brytyjskiego na... cóż... amerykański. Nie potrafiłem wskazać konkretnego stanu, ale na pewno był to stan zachodni.

Draco, biedaczek, gapił się jak ryba, próbując odpowiedzieć.

- Hermiona miała rację! Zmieniasz swój akcent bez zastanowienia!

- Uh... ja... ahem. - przełknąłem, starając się przywrócić swój akcent na właściwe miejsce.

- Tak czy inaczej. - Draco przerwał to, co bez wątpienia miało być jeszcze większym bełkotem. - Pozwól, że przedstawię ci moich rodziców. - Draco złapał mnie za nadgarstek, zdając się ignorować fakt, że dopiero zaczynam dochodzić do siebie po zażenowaniu, i pociągnął mnie do swoich rodziców. - Mamo, ojcze, to jest Harry Potter.

- U-um... miło mi państwa poznać, panie Malfoy, pani Malfoy. - Zaraz, mam się ukłonić? Podać im rękę? Co mam robić przy tego typu ludziach?! Draco, pomóż!

-I nawzajem, Draco mówi o tobie z sympatią. - Lucjusz wyciągnął rękę i szybko ją uścisnąłem. Wow, miał pewny uścisk, jak prawdziwy polityk. Ale nie podobało mi się jego spojrzenie, czyżby oceniał moje ubranie? Nie, chodziło o coś innego, ale nie mogę... W ogóle nie poznaję tego spojrzenia.

(1) Harry Potter and the Reluctant Rebirth  || tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz