W następnych tygodniach wszystko wróciło do normalności. Harry się uczył, on pracował, więc nie mieli dla siebie tyle czasu ile chcieliby mieć, ale dorobił chłopakowi klucze, więc mógł wpadać kiedy tylko chciał i oczywiście z tego korzystał.
Nie ukrywał, że miło wracało się z pracy, kiedy Harry czekał na niego w mieszkaniu z gotowym już obiadem. Jako, że sam miał dwie lewe ręce jeśli chodziło o gotowanie, naprawdę to doceniał. Przez wszystkie wcześniejsze miesiące, kiedy zwykle musiał radzić sobie sam, nie chcąc spalić kuchni, musiał ratować się zamówionym jedzeniem, ewentualnie liczyć na swoją mamę, która równie często wpadała z niezapowiedzianą wizytą tylko po to, by dostarczyć mu pojemniki wypełnione domowym jedzeniem.
Z perspektywy czasu zauważył także, że ośmiomiesięczne rozstanie z Harrym nie do końca było czasem straconym. Mógł nawet uznać to za lekcję życia. Harry stał się zdecydowanie bardziej dojrzalszy, nie czepiał się wszystkiego, nie robił problemów, gdy coś mu się nie podobało. Miał wrażenie, że obaj zrozumieli swoje błędy dzięki czemu żyło się lepiej, bo nawet jeśli pojawiał się jakiś problem, potrafili go rozwiązać bez zbędnych krzyków i pretensji do siebie nawzajem. Zaczęli bardziej doceniać to, co mieli.
Któregoś razu chłopak nawet przypomniał mu o wyjeździe do Szkocji. Mieli odwiedzić jego dziadków, ale jedne wakacje już im uciekły, dlatego postanowili zrobić to w czasie przerwy wiosennej w maju. Chłopak miał wtedy dwa tygodnie wolnego, a i z jego urlopem nie było problemu. Był podekscytowany na samą myśl, bo nie pamiętał kiedy wyjeżdżał gdzieś dalej, nie licząc podróży do Holmes Chapel końcówką stycznia czy krótkich weekendowych wycieczek po za miasto na jakie czasem wybierał się wraz z Harrym.
Do tego jednak czasu został jeszcze cały miesiąc. Tymczasem wychodził z Asdy ze wzrokiem utkwionym w telefonie, kiedy gdzieś przed sobą usłyszał ciche przekleństwa. Automatycznie uniósł wzrok chcąc zobaczyć co się dzieje i zatrzymał w pół kroku widząc Liama z wózkiem i rozsypaną po chodniku zawartością jednej z siatek, która najwyraźniej musiała się przerwać, rozsypując dookoła kilka jabłek i pomarańczy. Jedna z nich wylądowała tuż pod jego nogami, więc nie wiele myśląc podniósł ją, podchodząc bliżej.
Początkowo szatyn nie zauważył jego obecności, mamrocząc ciche 'dziękuję', gdy podał mu pomarańczę. Dopiero, gdy podniósł się z kucek, skrzyżował z nim spojrzenie.
Minął rok od ich ostatniej rozmowy, a raczej od momentu, kiedy dość dosadnie oznajmił mu, że ma wynosić się z ich życia. Teraz jednak jego emocje nieco się ostudziły. Na tyle, że był w stanie unieść kąciki ust, gdy chłopak będący nieco zmieszany całą sytuacją wciąż na niego patrzył. Możliwe, że duże znaczenie miały tu słowa Zayna, który jakiś czas temu oznajmił mu, że możliwe iż mógłby ponownie spróbować się z nim zaprzyjaźnić. Co prawda wciąż nie zrobił nic w tym kierunku i nie wiedział czy w ogóle ma taki zamiar, ale nauczony doświadczeniem postanowił pozostać miły. Zwłaszcza, że Liam wyglądał dość mizernie.
- Louis.
- Tak mam na imię. - przytaknął, ale jego wzrok uciekł w kierunku wózka, co nie umknęło chłopakowi. Miał wrażenie, że zmieszał się jeszcze bardziej. - Więc to jest Olivier. - podszedł bliżej, spoglądając na okrytego kocykiem niemowlaka.
To był pierwszy raz, kiedy miał okazję go widzieć i musiał przyznać, że był podobny do Liama. Brązowe tęczówki wpatrywały się w niego jakby z zaciekawieniem, kiedy próbował wsadzić swoją pulchną rączkę do buzi.
Ponownie przeniósł wzrok na wpatrzonego w swoje buty Liama. Chłopak przygryzał nerwowo wargę, co kompletnie nie pasowało mu do zachowania Liama, którego znał. Tamten Liam był pewny siebie i zawsze patrzył rozmówcy w oczy.
CZYTASZ
My happiness' name is your name
FanfictionHarry i Louis od niedawna są w związku. Każdy z nich jest inny, ale to nie przeszkadza im każdego dnia zakochiwać się w sobie coraz bardziej i bardziej. Czy kiedy przyjdzie im zmierzyć się z problemami - błędami, kłótniami i złymi wyborami, będą w...