Rozdział 13

120 10 0
                                    


Once I was seven years old, my mama told me
Go make yourself some friends or you'll be lonely
Once I was seven years old

--------------------------

Dwójka małych dzieci - brązowowłosy chłopak z opaloną karnacją i dziewczynka z białą jak śnieg skórą oraz włosami w podobnym odcieniu, chorowała na albinizm. - Poznali się na placu zabaw. Spędzali ze sobą każdy kolejny dzień - zaprzyjaźnili się. Nie wyróżniali się z tłumu, byli zwyczajni, no może poza pewnymi cechami wyglądu, ale nie rzucali się w oczy, normalne, zwykłe pierwszaki. Między sobą jednak wiedzieli, że są inni, ale ignorowali to, liczyła się dla nich tylko wzajemna przyjaźń, tylko możliwość spotkania się wzajemnie.

----------

William poszedł właśnie odwiedzić grób Mare, podszedł do niego, uklęknął przed nim na ziemi i pozwolił łzom spływać po jego policzkach - jak przez ostatnie 8 lat. Wpatrywał się w ilustracje i nazwisko ukochanej godzinami, nie miał poczucia czasu, gdy przebywał w tym miejscu, czuł aurę, jakby Mary starała się mu tym pokazać, że jest przy nim. Za każdym razem gdy siedział na cmentarzu myślał o wszystkich smutkach, radościach, żalach i łzach. Tym razem nawet zabrał ze sobą album z zdjęciami jego i dziewczyny, by przypomnieć sobie wszystko dokładniej. Wyciągnął go więc z torby, delikatnie przetarł dłonią jakby chciał zetrzeć z niego niewidzialny kurz i otworzył na pierwszej stronie, na pierwszym wspomnieniu.  

----------

Było to zdjęcie, które swego czasu wykonała mama dorosłego już mężczyzny. Mare i Will siedzieli koło siebie trzymając się za dłonie, albinoska miała całą twarz ubrudzoną czekoladą, a Will bitą śmietaną. Nikt do teraz nie wiedział jak to się stało poza tą dwójką. Wyglądało to mniej więcej tak.  

---

-Mary! - zaśmiał się chłopak wpadając na "cudowny" pomysł

-Co je- - zaczęła lecz po chwili czekoladowe ciasto wylądowało na jej twarzy - Wilby!

-Wyglądasz cudownie - zachichotał chłopak. Nie trzeba było długo czekać, aż on też był w masie, jednak dla odmiany śmietanowej. - pożałujesz!

-No chyba ty! - krzyknęła młodsza i złapała ponownie śmietanę wysmarowując w niej twarz przyjaciela. - Klaun.

-Krasnolud. - odrzekł chłopiec

-Olbrzym.

-Maluch.

-Koniec! - krzyknął ojciec chłopaka - Co za apokalipsa tu przeszła?

-To nie moja wina - rzuciła dwójka dzieci jednocześnie patrząc na śmietanę i czekoladę znajdującą się dosłownie wszędzie

-Tak, to wszystko magiczne wróżki i smerfy - podszedł do dzieci i je przytulił

---

Tak zleciał czas do wieczora, przeglądanie zdjęć i przypominanie wszystkiego - nic nowego. Niczym ta miłość pomiędzy Willem i Mare, rozpoczęta od przyjaźni przechodząca przez to cudowne uczucie, aż do zapomnienia - nie zaskakująca.

-----------------------

410 słów

7 years || Wilbur SootOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz