Rozdział 2

298 28 3
                                    

It was a big big world, but we thought we were bigger
Pushing each other to the limits, we were learning quicker
By 11 smoking herb and drinking burning liquor
Never rich so we were out to make that steady figure
----------------------------------------------------------


Chłopak - jedenastoletni William - zabrał swoją przyjaciółkę na spacer, chodzili po całym mieście, bez stresu, bez pośpiechu. Odpoczywali. W pewnym momencie dwójka najlepszych znajomych zatrzymała się na moście za miastem. Właściwie to dziewczyna stanęła, a chłopak jak "wierny pies" nie ustąpił i również się zatrzymał. Albinoska podeszła do barierki i oparła się o nią. Brunet zaś stanął kawałek dalej by jego pech nie spowodował wypadku. Bał się o swoją znajomą, która była równie niezdarna jak on, więc miał powiedzieć, żeby odsunęła się kawałek od krawędzi, lecz to młoda kobieta była szybsza zaczynają mówić.

- Patrz Wilby - powiedziała, chłopak nie wiedział, czemu nazywała go "Wilby" lub "Wilbur", lecz nie przeszkadzało mu to, wręcz nawet się podobało to przezwisko. - to miasto wydaje się takie duże 

- Tak, a my z tej perspektywy jesteśmy więksi niż ono! - zaśmiał się chłopak - Normalnie olbrzymie potwory z nas!  

- Z ciebie to zawsze taki olbrzymi potwór będzie Wilbur - uśmiechnęła się - ale pamiętaj, ja będę tą księżniczką, której nie pozwolisz zginąć, a na końcu zabiję cię by dostać się do mojego księcia! - krzyknęła teatralnie wzdychając 

- Tak! A gdy wbijesz potworowi, czyli mi nóż w brzuch okaże się, że to on jest tym księciem, lecz będzie już za późno! - rzucił Will 

- Ale i tak postanowię zrobić wszystko by uratować mojego księcia z bajki i oczywiście mi się to uda! - stwierdziła albinoska, po czym oboje nie wytrzymali i zaczęli się śmiać jak opętani. Ludzie na nich patrzyli z pogardą i zdziwieniem, lecz im to nie przeszkadzało, przyzwyczaili się. 

Wtem jedenastolatka chwyciła rówieśnika za rękę i zaczęła biec w tylko sobie znanym kierunku potykając się o własne nogi. Po chwili przyjaciele znaleźli się w domu białowłosej, gdy byli w salonie dziewczyna puściła dłoń wyższego i pobiegła do swojego pokoju krzycząc. 

- Poczekaj chwilę!

Gdy wróciła w ręku trzymała dwie farby do włosów. Jedna była w ulubionym kolorze chłopaka - czerwonym, druga zaś w kolorze kwiatów uwielbianych przez albinoskę - była fioletowa, niczym piękny wiosenny wrzos, nie biały, nie różowy lub żółty, a fioletowy. Wyższy patrząc na barwniki do włosów prychnął.

- Wiesz, że rodzice nas zabiją za to? - zaśmiał się 

- Nie zabiją nas - uśmiechnęła się 

- Jesteś nienormalna - westchnął rozbawiony brunet 

- Nie bardziej niż ty! - rzuciła białoskóra łapiąc chłopaka za rękę i ciągnąc do łazienki by zmienić kolor jego włosów. William się nie sprzeciwiał, wręcz przeciwnie, podobał mu się pomysł przyjaciółki, przez co posłusznie usiadł na taborecie wcześniej przyszykowanym przez albinoskę, a ta zaczęła powoli opłukiwać jego włosy jak było w instrukcji, a kolejno na końcówki włosów bruneta dała czerwoną farbę. Było przy tym wiele zabawy, zwłaszcza, że później to on farbował końcówki włosów dziewczynie.  

Gdy oboje mieli już pięknie zafarbowane czupryny do domu wróciła mama niższej z przyjaciół. Spojrzała na nich i jedynie wybuchła śmiechem.  

- Jesteście nienormalni - dalej się śmiała, po czym podeszła do jedenastolatków i ich przytuliła - idźcie teraz twoim rodzicom się pokazać, Willy 

- Tak jest! - krzyknęli oboje po czym ruszyli do mieszkania bruneta. Po drodze śmiali się jak to ludzie mogą pić alkohol lub palić papierosy, skoro to ich wyniszcza. Dyskutowali na ten temat sporo czasu, nawet nie zauważyli kiedy znaleźli się na ulicy, przy której mieścił się dom chłopaka. Przed pójściem do miejsca docelowego postanowili jednak iść kupić sobie po ciastku i herbacie, taki bynajmniej mieli plan, brunet jednak po zobaczeniu pustego portfela spasował. Gdy dziewczyna to zobaczyła momentalnie poprosiła jeszcze jedną porcję taką, jaką sama sobie wzięła i podarowała przyjacielowi. Ten się uśmiechnął i westchnął. 

- Nie musiałaś - zaśmiał się

- Oj musiałam, a teraz chodź - powiedziała i łapiąc wyższego za rękę skierowała się do jego domu, po czym zadzwoniła domofonem. Drzwi otworzył im mężczyzna, będący ojcem chłopca, gdy zauważył włosy przyjaciół zareagował podobnie jak matka dziewczyny, zaczął się śmiać i zawołał swoją żonę. 

- Chodź zobaczyć co dzieciaki wymyśliły! - ta momentalnie przybiegła i również zaczęła się śmiać i żartować, jacy to oni są kreatywni i rozrywkowi. U chłopaka przyjaciele spędzili resztę dnia, o godzinie 20 mama dziewczyny po nią przyjechała i zabrała do domu, by na kolejny dzień znowu mogli się zobaczyć.


----------------------------------------------------------------------

727 słów

7 years || Wilbur SootOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz