Rozdział 4: Zapoznanie, czyli jak Vegeta po raz pierwszy przegadał Goku

145 9 0
                                    

Goku obudził się z bólem głowy. Jego zmarła żona dała mu popalić! Sayianin był już przekonany, że nigdy więcej nie wyrzuci jedzenia. Nigdy. Gdy udało mu się wygramolić z łóżka zauważył, że zapomniał się przebrać po treningu. Chichi z pewnością byłaby teraz na niego zła. Szczęście w nieszczęściu, że teraz mogła nawiedzać go już tylko w koszmarach. Goku wyszedł z sypialni. Miał nadzieję zastać Vegetę w korytarzu. Przeliczył się. Książe Sayian z pewnością dalej trenował.

- Witaj, Kakarot - Goku usłyszał zza swych pleców.

- Vegeta? Myślałem, że dalej trenujesz - powiedział zaskoczony Sayianin.

- Sprowadziła mnie tu ważniejsza sprawa.

- Jaka? - spytał zaciekawiony Goku.

- Kakarotto, czy pamiętasz jeszcze o czymś takim, jak podróże w czasie?

- Oczywiście, jak bym mógł zapomnieć! Ostatnio było tego sporo! Jaki to ma z tym związek?

- Bo widzisz, Kakarot, nie wiem, jak ci to racjonalnie wytłumaczyć, ale jakimś cudem ktoś dostał się do naszych czasów bez żadnej maszyny czasowej. To twoi rodzice, Kakarotto.

Goku myślał, że jego szczęka zapadnie się pod podłogę. Jego rodzice? Jak?

- A...Ale...

- Nie patrz tak na mnie, też nie rozumiem! - prychnął z przekąsem Vegeta.

Gdy Goku miał zadawać kolejne pytania, zza drzwi jednego z pokoi gościnnych wyłoniła się pewna postać. Była ona kobietą. Sayianką. Goku nie miał wątpliwości. Przecież miała ogon!

- Vegeto, czy wiesz może gdzie jest kuchnia? Chciałam przygotować Bardockowi... - gdy zauważyła rozdziawioną minę Goku, zamarła. - Kakarotto, czy... czy to naprawdę ty? Pamiętasz mnie? To ja, Gine, twoja mama...

Goku dalej nie był w stanie wykrztusić ani słowa. Gapił się tylko w swoją "mamę". Vegeta zauważył jego zakłopotanie.

- Kakarot, nagle zabrakło ci języka w gębie? Wczoraj na treningu ciągle tylko paplałeś!

- Mama... - z trudem wykrztusił Goku.

- Tak, to ja... Oh, Kakarotto, twoja głowa! Poczekaj, za chwilę przyniosę opatrunki! Vegeta, gdzie tu są opatrunki?

- W kuchni, jest na końcu korytarza.

Gdy kobieta poszła, Goku zastanowił się, co ją zmartwiło. Czuł się całkowicie dobrze. Postanowił zapytać się o to Vegety.

- Co się stało, Vegeta?

- Kakarotto, czy ty wogule jeszcze odczuwasz ból? Masz na swoim pustym łbie guza wielkości marchewki!

Szopa obok domu Goku

Bardock, podobnie jak każdego dnia w przeszłości, trenował. Nie mógł w końcu stracić formy. Walka była jego życiem. Obecnie ćwiczył mięśnie brzucha zawieszony nogami o belkę łączącą dwa filary wewnątrz szopy. Przy okazji rozglądał się po budowli. Póki co jednak wywnioskował jedynie, że wszędzie było siano. Gdy doszedł do podniesienia osiemsetnego, zrobił przerwę. Wisiał teraz do góry nogami na belce. Zamknął oczy i zaczerpnął tchu. Wiedział, że zbyt dużo odpoczywa. Powinien przerwać conajmniej po tysięcznym podniesieniu, a nie ledwie osiemsetnym! No ale cóż, stało się. Teraz musi brnąć dalej. Być może teraz uda mu się zrobić tysiąc? Otworzył powoli oczy, czego później żałował...

- Dzień dobry! - powiedział chłopiec stojący tuż przed nim.

- Aaaa! - krzyknął zaskoczony, po czym upadł na ziemię.

- O, kim jesteś? - spytał chłopak.

- Eh, yh... Mogłeś mnie nie zaskakiwać, młody. Goten, tak?

- Skąd znasz moje imię?

- Wczoraj cię widziałem, gdy spałeś.

- Co? Ale jak? Kiedy? Przecież wyczułbym obcą ki! - powiedział chłopiec lekko zmieszany.

- Widocznie się przeceniasz, dzieciaku - prychnął Bardock.

- Nie nazywaj mnie tak! Jak już, to mów do mnie Goten!

- Tak jest, wasza ekscelenjo Gotenie! - mówił mężczyzna, nabijając się z chłopca.

- A skąd jesteś? - spytał chłopak, starając się zmienić temat.

- Powiedzmy, że z daleka.

- Jak daleka?

- Ponad czterdziestu lat.

- Co? Umiesz podróżować w czasie?

- Z pewnością nie umiem tego robić świadomie, młody.

- A czemu tu trenujesz? Kto cię tu wpuścił?

- Vegeta IV.

- Vegeta jaki? Mówisz o wujku Vegecie? - spytał zdezorientowany chłopiec.

- Hm, a więc już tak się poniżył. Nie czują do niego respeku nawet małe dzieci.

- Nie jestem dzieckiem! Mam 14 lat! - powiedział urażony Goten.

Bardock spojrzał na niego z niedowierzaniem. 14 lat? Wyglądał bardziej na dziewięć! Z jednej strony bawiło go to, a z drugiej martwiło. A co, jak jego wnuk będzie jeszcze niższy od Vegety? Nie mógłby wtedy już nawet spojrzeć w oczy Sayiańskiemu monarsze. Przynajmniej tytularnym monarsze.

- Czemu nic nie mówisz? Nie pozwolę ci się ze mnie nabijać! Zmierz się ze mną! - krzyczał chłopak.

- Nie - odpowiedział krótko Bardock.

- Co, dlaczego? Strach cię obleciał?

- Nie, po prostu nie chcę ci porechotać kości.

- Drwisz sobie ze mnie? Walcz! Bo powiem wszystkim, że jesteś tchórzem!

- A znasz moje imię?

- Co?

- No właśnie, nie mam się o co martwić - powiedział starszy Sayianin wstając i udając się w stronę drzwi szopy.

- Czekaj, jeszcze nie skończyłem!

- Ale ja tak, młody.

Następnie Bardock wyszedł z szopy, zostawiając chłopca samego. Żałował, że nie miał przy sobie skautera. Mógłby dzięki niemu zmierzyć poziom jego ki. Jednak z rozmyślań wyrwała go pewna, nieoczekiwana sytuacja...

Chłopak go zaatakował.








Dragon Ball AS 1: Saga AureliusaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz