Rozdział 35: Gryzonie

25 5 0
                                    

Caulifla spojrzała na bladolicego z zadumą. Dziś... Bała się. Po prostu. Był to jeden z niewielu dni, w które się czegoś bała. Była nieugiętą wojowniczką, a teraz... Na ziemi zdarzyło się jej to już kolejny raz. Westchnęła. Trening z Goku udoskonalił jej technikę i umiejętności. Poznała wszystko do perfekcji... A przynajmniej w obrębie zwykłych Super Sayian. Zdołała nawet połączyć SSJ III z Kaiokenem, jednak... Czuła, że to zbyt mało. Prychnęła. Co jej szkodzi? Może wygrać bądź przegrać. Nic pomiędzy. Strach był tu zbyteczny.

- Oberwiesz! - krzyknęła w jego stronę, gładząc pięść.

- Spróbuj - odparł rozbawiony, zakładając ręce na siebie.

Ruszyła. Z początku nie przybrała żadnej lepszej formy. Liczyła na element zaskoczenia. I... No cóż, prawdopodobnie się przeliczyła...

- Co? A-ale... - jąkała, gdy Aurelius chwycił ją za rękę.

- Spadaj - parsknął, po czym puścił ją znienacka.

Upadła na ziemię z chrupotem.

Gdy wstała posranowiła, że czas przejść do konkretów. Przybrała formę SSJ III. A następnie...

- Kaioken! - ryknęła. - Dziesięciokrotny!

Czerwona aura objęła jej ciało. Czuła w sobie istną potęgę, lecz wiedziała, że moc, jaką dysponowała mogła nie wystarczyć. Nie martwiła się tym zbytnio. Przybrała pozycję bojową. Czekała.

Upadły anioł postąpił podobnie. Stali tak w miejscu, każde oczekując na ruch przeciwnika. Caulifla prychnęła. Jej cierpliwość wisiała na włosku. Nigdy nie lubiła czekać.

Aurelius uśmiechnął się pod nosem. Wiedział. Udało mu się ją rozgryźć. Za chwilę zaatakuje. A jako zwykła Super Sayianka nie ma z nim najmniejszych szans...

Zblokował jej pierwsze uderzenie. Drugie podobnie. Zdziwił się. Jej moc... Była niezwykle bliska SSJ God. Jakby... Powoli przeistaczała się w tą formę... Nie, nie! Nie mógł do tego dopuścić! Nie tym razem! Wiedział, do czego ci ignoranci są zdolni! A on... No, mówiąc kolokwialnie, stracił nieco na formie.

Dziewczyna piekliła się niczym diablica. Jakim cudem? Dlaczego żaden z jej ciosów nie trafił w punkt? Czternaście lat... Czternaście lat na nic? Prychnęła wściekle. Darła się głośniej i głośniej. Próbowała przybrać nową formę. No właśnie. Próbowała. Mimo szczerych chęci... Nie dawała rady. Zaklnęła. Musiała więc znaleźć inny sposób...

Zmieniła styl swych ataków. Zamiast używać standardowych uderzeń, zdecydowała się na korzystanie z ki. Aurelius w momencie był niemalże oblepiony natłokiem ataków. Ledwo uszedł z tego cało. Jednak wtedy...

Dziewczyna zadała mu cios w przeponę, którego nie zdążył zablokować.

Zgiął się w pół. Przez poprzednie walki jego moc schodziła powoli do lamusa. A przynajmniej starał się, by w to uwierzyli. Liczył, że w ten sposób dadzą z siebie więcej. I się nie mylił. Ba! Miał pełną rację!

Dziewczyna uderzyła go w krocze kopniakiem z półobrotu. Również go zabolało. Padł na kolana. Po czym energicznie wstał. Nie. Nie będzie przed nikim klękał. Nigdy. To reszta... Reszta będzie klękać przed nim!

Sparował kilka kolejnych ataków.

Dziewczyna zaciągnęła powietrza. Była zmęczona. Ten drań rzadko się mylił!

Zaczęła krzyczeć. Wysiliła wszystkie mięśnie. Jeśli ma coś osiągnąć, to właśnie teraz. Jej aura powoli zaczynała przemieniać się z czerwonej na płomienną. O tak! Próbowała zapobiec przedwczesnej euforii. Darła się dalej. Jej włosy skróciły się nieco, a talia zwężyła. Jeszcze tylko trochę...

Osiągnęła poziom God...

- Ło... - zastygła oszołomiona. "Wreszcie" - dodała w myślach.

Aurelius zaklnął soczyście. Na nic... To było na nic, do diaska! Dała radę się przemienić! Zacisnął pięści. Starał się nie okazywać nerwów. Wychodziło mu to całkiem nieźle. Wiedział, jak zatajać emocję. W końcu był aniołem!

Dziewczyna pogładziła ręce. Były... Czystsze. Jakby... Świeże. Powoli przybrała pozycję bojową. Ta forma... Ta forma nadawała jej zupełnie inną pozycję. Widziała, co innym udawało się w niej osiągnąć. I, no cóż... Nie zamierzała od nich zbytnio odstawać!

- A masz! - warknęła, zadając bladolicemu soczystego kopniaka.

- Masz słabego cela - odparł, uchylając się przed ciosem.

"Drań" - pomyślała, wyprowadzając kolejny atak. Zaszła go od tyłu i zadała mocne kopnięcie z półobrotu. Poleciał nieco do przodu. Odruchowo złapał się za plecy i przyklękł. Nie cierpiał ich. Tych Sayian. Gdy myśli, że ma ich już w garści, oni... Oni zawsze potrafią się mu wyrwać. Ta rasa... Może i nie budziła w nim podziwu, ale coś na pewno. Nawet znalazł nazwę dla tego uczucia. Odraza. Tak. Budziła w nim odrazę. Wielką, nieposkromioną odrazę...

Oberwał kolejny raz padł na ziemię plackiem. Dość! Tym razem to była przesada! Jak śmiała... Jak śmiała powalić go na twarz? Był od niej lepszy! Doskonalszy! Nie miała prawa...

I jeszcze przygwoździła mu twarz butem!

- I co? Teraz nie taki twardy? - zadrwiła.

- Mylisz się - odparł, łapiąc ją za kończynę. Następnie również ją wywrócił.

- Ty draniu! - zawyła wściekle.

Wstał. Zebrał w sobie nieco mocy i dokładnie wymierzył. Czas to skończyć...

Wystrzelił. Dziewczynie jednak udało się umknąć pod jego nogami. Prychnął. Jego cierpliwość do tej gówniary się kończyła. Ta walka trwała za długo. O wiele za długo. Jak on mógł tak długo to ciągnąć? I... Jak ona to wytrzymywała? Prychnął. Nie mógł przegrać. Zwłaszcza z taką miernotą!

Rzuciła się na niego z impetem. Postanowił, że tym razem odłoży kulturę na dalszy plan. Chciał po prostu wygrać. Styl nie był dla niego ważny. Chwycił ją za włosy. Krzyknęła zdenerwowana.

- Ty... Ty... Puszczaj! - warknęła.

- Nie - odpowiedział bezpardonowo.

- Ach tak? - spytała krzykliwie, po czym ugryzła go w drugą dłoń.

- Aa! - ryknął wściekły. - Cholerni Sayianie... Czemu wy ciągle gryziecię?

Po tych słowach nie wytrzymał i puścił jej gęste kłaki. W odpowiedzi skosiła mu kolana i mocnym przednim trafiła go między oczy. Prosto w nos.

Zaklnął mocno. Tak mocno, że aż boję się tego przytaczać. Ból przeszywał cały jego łeb. Migrena wystrzeliła mu w chwilę. Padł plackiem ponownie. Tym razem jednak z własnej woli. Musiał uśnieżyć ból.

Dziewczyna nie czekała. Zaczęła okładać go kolejnymi salwami kihon. Kopała leżącego! Takie bestialstwo nawet w jego nieczułym sercu wywołało złość. Wstał powoli, mocno poturbowany. Zebrał w sobie energię. Mnóstwo energii. Dziewczyna nie przestawała atakować. Robiła to z coraz to większą natarczywością. Jego plecy były w stanie opłakanym. Co prawda przez cały ten czas nieco je regenerował, jednak potrzebował do tego pełni skupienia. Której w tej chwili nie osiągnął. Zbierał moc. Zajęło mu wiele czasu, nim uzbierał jej na tyle, by przestać odczuwać ból zadawany przez kihony. Poczuł za to nieznaczną ulgę. Gdy wreszcie nabrał pełnię swej mocy, uszykował atak. Nie był on może ideałem, na jaki liczył, lecz powinien wystarczyć. Odwrócił się w stronę dziewczyny. I wystrzelił...

Padła, wracając do formy startowej.

Nie wygrała...

Dragon Ball AS 1: Saga AureliusaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz