Był kolejny poniedziałek, a ja pierwszy raz od dłuższego czasu nie miałam kaca. Wstałam przez to od razu w świetnym humorze. Puściłam playlistę od Taylor Swift i wzięłam się za ogarnianie. Nawet postarałam się. Zrobiłam mocny makijaż z kreskami, sztucznymi rzęsami i burgundową pomadką. Cały czas sobie podśpiewywałam. Robiłam to tak głośno, że aż Ellie krzyczała na mnie, żebym przestała, bo jej uszy pękną. Utalentowana muzycznie to ja nie jestem, ale chyba nie jest aż tak źle. Co ja się oszukuję, śpiewam okropnie.
Klasycznie ubrałam top, tym razem postawiłam na biały z dekoltem w serek z koronką. Do tego dobrałam klasyczną czarną spódniczkę oraz czarne sandałki na koturnie. Mamy już maj, więc jest szczególnie ciepło w Kalifornii. Przez takie długie ogarnianie się w końcu zapomniałam zrobić sobie śniadanie, więc w drodze zajechałam z blondynką do Starbucksa. Klasycznie wzięłam sobie latte i do tego waniliowego muffina z borówkami.
Równo o ósmej dojechałam na uczelnię. Dzisiejsze wykłady to była istna katorga. Nie dość, że klima się zepsuła to jeszcze była dziś pełna sala, że też wszyscy uznali, żeby dziś przyjść. Mój poranny makijaż praktycznie cały się stopił. Ja i moje szczęście.
Równo o piętnastej w końcu byłam wolna, ale jak się okazało na nie długo. Moja przyjaciółka pojechała do kosmetyczki na nowe paznokcie, więc miałam jechać z moim ochroniarzem. Niestety po ostatnich wydarzeniach jeździ ze mną nawet na uczelnię. Na szczęście nie rzuca się w oczy. Gdy podeszłam w jego stronę od razu szeroko się do mnie uśmiechnął.
- Ktoś tu chyba potrzebuje się trochę odprężyć po ciężkim dniu. - odezwał się swoim zachrypniętym głosem.
- Jakbyś czytał mi w myślach. - uśmiechnęłam się zadziornie.
- Chyba mogę w tym pomóc. - puścił mi oczko.
- To do mnie czy do ciebie? - spytałam, ale naszą rozmowę przerwał mój dzwoniący telefon. Przewróciłam oczami i wyciągnęłam go z czarnej, skórzanej torebki.
Andrew wskazał mi, żebym odebrała. Jak się okazało był to mój jakże kochany ojciec, którego mam już trochę dość. Teraz traktuje mnie jak jakąś małą dziewczynkę. Doskonale wiem, że jestem jego oczkiem w głowie, bo jestem jego jedyną córką i mocno przypominam mu moją matkę, ale bez przesady. To już lekka przesada, żeby Andrew na imprezach chodził za mną nawet do łazienki . Dobrze, że chociaż w kabinie mogę być sama. Ostatnio nawet chodził za mną jak cień w małym osiedlowym sklepie. Oczywiście nie winię za to ciemnowłosego, bo takie ma rozkazy. Dobrze, że chociaż czasem udaje mi się go namówić, żeby dał mi trochę więcej luzu i przestrzeni. Oboje na tym korzystamy.
Odeszłam kawałek od chłopaka i niechęcią wcisnęłam zieloną słuchawkę. Odebrałam, przykładając telefon do ucha. Od razu usłyszałam jego niski głos:
- Alice mam dla ciebie dobrą wiadomość. - zdziwiłam się na jego wesoły ton.
Czyżby w końcu jakaś akcja? Chociaż nie, wtedy nie byłby aż tak zadowolony.
- To słucham, jaką? Co znowu ciekawego, czyżby znowu nasza kolejna suczka się oszczeniła? - spytałam sarkastycznie.
Tak ostatnio zadzwonił do mnie właśnie z taką wiadomością, bo jak to on powiedział ,,to był twój ulubiony pies w dzieciństwie". Może i był, ale na litość boską ja mam już dwadzieścia lat, a nie pięć. Także jakoś ostatnio nie zbyt jestem chętna na rozmowy z nim.
- Otóż nie tym razem. Przyjeżdża mój brat ze swoją żoną oraz synem. Pamiętasz małego Toma? Podobno ostatnio wyprzystojniał. Aj, pamiętam jak się bawiliście razem w piaskownicy. - przewróciłam oczami na jego słowa. Już naprawdę mam go dość. Chciałabym, żeby traktował mnie jak kiedyś.
CZYTASZ
Mystery [18+]
Lãng mạnAlice to na pozór zwykła dziewczyna o ostrym charakterku, która skrywa rodzinny sekret. Wystarczy przypadek w klubie, zakład z przyjaciółką, żeby jej życie zmieniło się diametralnie. Michael to spokojny, ułożony student, który stracił jedyną, ukocha...