Adam był pewny, że to, co miało przed chwilą miejsce, nie było snem. Nawet jego koszmary nie były tak pojebane, nie wymyśliłby tego sam. Pewnie, miał w głowie mnóstwo swoich własnych teorii i wielokrotnie powtarzano mu, że ma się ogarnąć, ale tym razem, to się działo naprawdę. Sebastian wyznawał mu miłość. Nie wierzył. Nie, gorzej – Sebastian chciał go pocałować. On chciał pocałować Sebastiana.
Chciał? Zmarszczył brwi. Poprawił swoją torbę na ramieniu i przyśpieszył. Chciał to teraz uciec jak najdalej stąd. Ale nie oddalił się, gdy Sebastian się do niego przysunął. Przeciwnie, sam się do niego pochylił. Co w niego wstąpiło? Powinien od razu powiedzieć mu, że nie ma na co liczyć, ale zupełnie stracił rezon. Wszystkie słowa uciekły mu z głowy i nim w ogóle zrozumiał, co się działo, dzieliło ich jedynie parę centymetrów.
Dlaczego na to pozwolił? Nie chciał go pocałować, prawda? A może... może chciał? Jego gardło zacisnęło się, twarz zaczerwieniła. To był Sebastian. Adam aż skrzywił się na tę myśl. Rozmawiali ze sobą swobodniej, potrafili razem grać, ale to dalej był on – manipulant, kłamca i zdrajca, a w dodatku jego były. Toksyczna szmata, jak to mówiła Alicja za każdym razem. Powinni częściej o nim mówić, żeby Ala mogła powtarzać to w kółko – kto wie, może za którymś razem dotarłoby to do tego pustego łba Adama i zrozumiałby, że powinien się trzymać od Sebastiana z daleka. Nie pchałby się wtedy w znajomość, dla której nie widział żadnej przyszłości. Nie brnąłby w nią i ostatecznie nie uciekałby ze szkoły tak szybko, jak to robił teraz. Nawet nie pomyślał o tym, żeby się przebrać, jedynie zgarnął swoje rzeczy i niemal wybiegł z szatni, modląc się, by po drodze do wyjścia, nie wpadł na Sebastiana. Na szczęście się nie minęli.
Jego krok był szybki, oddech także. Myśli tłoczyły się w jego głowie, ale mimo to Adam nie potrafił dojść do wniosku, że właśnie idzie zrobić kolejną głupotę. Może poza wiecznym analizowaniem wszystkiego i rozkładaniu każdej sytuacji na czynniki pierwsze powinien jeszcze spróbować wyciągać jakiekolwiek wnioski. Niby ludzie uczą się na błędach, najwyraźniej Adam był kosmitą. Bardzo głupim kosmitą, który wiedział, że Sebastian nawet by się nie zawahał przed skrzywdzeniem go, a mimo to przez ostatni czas pozwalał mu się ze sobą śmiać i rozmawiać, i nawet wracali razem ze szkoły, a teraz...
Naprawdę chciał go pocałować. Sebastian do niczego by go nie zmusił. Adam zacisnął usta. Był aż tak napalony, że ciągnęło go nawet do Sebastiana? A może wcale nie ciągnęło go do niego z tego powodu, tylko... Nie. Nie, nie, nie. Pokręcił głową. Dorastał, to było normalne, że chciał kogoś mieć i był ciekawy bliskości z innymi. Tymczasem nie miał na oku ani żadnej pięknej dziewczyny, ani przystojnego chłopaka. No, prawie.
Zadzwonił do drzwi. Jako że nawet teleportacja chwilę trwa, nikt nie otworzył mu w tej samej sekundzie. W tym momencie Adam był bardzo niecierpliwy, miał wrażenie, że samo podniesienie ręki do dzwonka trwało długie godziny, dlatego gdy już do niego sięgnął, zaczął naciskać go raz po raz, jakby za punkt honoru brał pobicie rekordu w byciu najbardziej irytującym gościem na świecie.
Nawet nie zdążył się przywitać. Gdy tylko Hubert otworzył drzwi, Adam zarzucił mu ramiona na szyję i przylgnął do niego ciasno. Może i znał jego ciało, ale nie w ten sposób. Nigdy nie wpychał mu rąk pod ubrania, nie gładził skóry w tak zachłanny sposób. Oczywiście nieraz obejmowali się i leżeli wtuleni w siebie, zasypiając, ale teraz było inaczej. Teraz Adam pragnął go dotykać w ten sensualny sposób, chciał go rozpalić, bo i sam był rozpalony.
Skoro z Hubertem też mógł się tak zbliżyć, wiadomym stawało się, że Adam wcale nie był zakochany – ani nawet zauroczony – w Sebastianie. Był po prostu niewyżyty i podniecony. Jak każdy nastolatek, proste. Bez sensu pomyślał o tym, że mógłby znowu coś do niego czuć.
CZYTASZ
Na szkolnym boisku
Teen Fiction"Jak zniszczyć życie chłopakowi, który się w tobie bujał, a potem bezkarnie testować jego cierpliwość." Poradnik według Sebastiana widziany oczami Adama. Czyli gdy Rosół znalazł swoje miejsce, drużynę i przyjaciół, na których może liczyć, ale jego b...