Adam, czasem miła szmata i Ksiądz

679 53 308
                                    


To było nieludzkie, że cała drużyna miała być na lekcjach w poniedziałek, mimo że przez cały weekend dzielnie reprezentowała szkołę. Nawet nie było jak się wyspać po meczach, bo wrócili w środku nocy, a lekcje jak zwykle zaczynały się stanowczo za wcześnie. Powinni kiedyś zrobić petycję i zażądać zwolnień z zajęć na dzień po zawodach. Na razie jednak musieli siedzieć w tym więzieniu. Tyle dobrego, że teraz była długa przerwa, więc dało się chociaż trochę odetchnąć przed resztą godzin.

– Więc? – zapytał uśmiechnięty Adam.

– Więc co?

– Rozmawiałeś z chłopakami w drodze powrotnej, czy jak zwykle siedziałeś w słuchawkach i grałeś w pasjansa?

– A, o to... Przez pierwsze dziesięć minut próbowałem słuchać muzyki...

– Ale? – wtrącił się Adam, nawet nie próbując ukryć uśmiechu, który pląsał mu pod nosem. Domyślił się, że Sebastianowi nie udało się wykonać pierwszego planu, jaki miał.

– Ale ludzie siedzący na tyłach, to banda dzikich ekstrawertyków, którzy nie umieją siedzieć cicho i nie rozumieją, że podróż to byłby idealny moment na sen i odpoczynek, gdyby nie przeszkadzali – wyjaśnił. – Naprawdę, nawet słuchawki ich nie zagłuszyły.

– Wierzę. – Adam się zaśmiał. – I jak? Jak już się poddałeś, to zacząłeś z nimi rozmawiać?

– Trochę.

– Polubiłeś kogoś?

Sebastian nie odpowiedział od razu. Chwilę się zastanowił, jakby musiał prześledzić w pamięci wszystkie rozmowy, jakie odbył z chłopakami, żeby móc stwierdzić, czy któryś z kolegów z drużyny zyskał chociaż trochę jego sympatii.

– Marcel? – Zdziwił się. – Zawsze myślałem, że wolisz bardziej pewne siebie osoby...

– Bo wolę – przytaknął szybko. – Chodziło mi o drugiego.

– Kuba? Przecież on jest wredny – ocenił zdziwiony, ale Sebastian tylko kiwnął głową. – I co? Roastowaliście się na zmianę?

– Błagam cię... – Spojrzał na Adama wymownie.

– Okay, okay. – Uniósł ręce na wysokość ramion, jakby się poddawał. – Rozumiem, że gdybyś na serio go zroastował, to miałby traumę do końca życia, ale no... – Westchnął i posłał Sebastianowi delikatny uśmiech. – Dobrze, że się dogadaliście, przyda ci się tu jakiś przyjaciel...

– Mam ciebie.

– Ale nie jestem przyjacielem. – Zmarszczył brwi.

– Nie jesteś? – Udał zaskoczonego.

– A jestem?

– A nie?

Adam milczał chwilę, obserwując twarz Sebastiana. Oczywiście niczego z niej nie wyczytał, bo Sebastian pozwolił mu na zobaczenie jedynie tego mało autentycznego zdziwienia, które zagrał.

– Nie wrzucasz mnie właśnie do friendzone, co nie? – zapytał wreszcie, a gdy Sebastian nie odpowiedział, tylko wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym złośliwie, Adam uderzył go lekko w ramię. – Ej, no! Jesteś okropny!

– Dobra, dobra, żartuję – powiedział. Znał Adama na tyle, że mógł się spodziewać, że ten zacząłby świrować, gdyby nie usłyszał tego wprost. – A już tak poważnie, to w sobotę ma padać i myślałem, czy może nie wolałbyś odpuścić sobie biegania i wpaść do mnie?

Na szkolnym boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz