Adam nienawidził tego, że gdy chłopacy wychodzili z sali, on mógł jedynie odprowadzić ich wzrokiem. Najchętniej poszedłby razem z nimi, zabrał swoje rzeczy z szatni i w popłochu zwiał, nim trener zdążyłby zauważyć jego zniknięcie. Niestety nie miał tej możliwości. Dębicki chyba nawet wyczuł, że Rosół planował wyparować, bo gdy tylko powiedział, że na dzisiaj już koniec, położył Adamowi rękę na barku, przytrzymując go tu w razie czego. A on tylko westchnął ciężko, bo co innego mu zostało?
Już żałował, że rano wygrzebał się z łóżka. Miał zakwasy od tych przeklętych brzuszków. Nawet przewrócenie się na drugi bok i zawinięcie się w kołdrę bardziej stało się z dnia na dzień trudniejsze, prawie niemożliwe. Z podniesieniem się było jeszcze gorzej, dlatego Adam zaczął rozważać, czy może nie powinien zostać dzisiaj w domu. Wymówka z bólem brzucha wcale nie byłaby jakąś wielką ściemą, a powodów do niewychodzenia było znacznie więcej niż do wychodzenia. Same w sobie lekcje jakoś jeszcze by uszły, ale ten trening na koniec... No nie, to miała być jakaś masakra. I Adam najpewniej by się ostatecznie nie podniósł, gdyby nie to, że w chwili, gdy z powrotem zamknął oczy, jego telefon piknął, informując o przychodzącej wiadomości.
Ostatecznie Adam wstał, pojechał z ciotką do szkoły, a teraz pragnął zniknąć i to wszystko przez przebiegłego Huberta, który napisał mu, że będzie dobrze i poradzi sobie. Faktycznie, poradził – na tych wszystkich lekcjach, które nie były treningiem w towarzystwie Sebastiana. Zresztą, to nawet nie musiał być sam w sobie trening. Adam czuł się okropnie nie tylko wtedy, bo i gdy mijał Sebastiana na korytarzu. Ledwo na siebie spojrzeli, Adam przyśpieszył i uciekł, ale mimo to i tak jego gardło zacisnęło się mocno, w środku coś zawrzało. Tę złość było widać na pierwszy rzut oka. Nawet jakiś pierwszak przy automacie zapytał się, czy wszystko w porządku. Adam nie miał pojęcia, że byłby w stanie burknąć tak na kogoś, kto nie był Sebastianem, a tu proszę...
– Piętnaście minut na podania, może być w miejscu, tylko żebyście nie stali jak kołki. Nabieg, wycofanie, powodzenia. – Trener klepnął Adama w plecy, popychając go tym samym w stronę Sebastiana.
Adam nie chciał tu być, nie chciał dłużej ćwiczyć i nie chciał łapać piłki, którą podał mu Sebastian. Nikt go jednak nie pytał o zdanie, wszyscy wychodzili z założenia, że skoro nie chce, to niech zrobi to niechętnie. I tyle. Tak się zresztą stało. Niechęć miała wielki wpływ na jakość wykonywanego ćwiczenia. Adam może i nie rozrzucał piłki na wszelkie możliwe strony, żeby Sebastian musiał po nią biegać, a podania były precyzyjne. Gorzej, że poza tym były też po prostu mocne. Wiadomo, szybkie, celne podanie zawsze było mile widziane, ale teraz Sebastianowi wydawało się, że było zbyt silne. Ta, wydawało – on dobrze wiedział, że Adam po prostu w niego rzucał. Każde kolejne niby podanie było mocniejsze od poprzedniego.
Sebastian w pewnym momencie zaczął się nawet zastanawiać, czy Adam dalej się zwyczajnie wyżywa i nie umie opamiętać, czy może faktycznie z premedytacją próbuje powyłamywać mu palce. Chyba że chciał w ten sposób pokazać, jak bardzo nie podobało mu się, że Sebastian się tu pojawił, tworzył sobie jakieś teorie spiskowe i ani mu się śniło odpuścić.
Każde podanie było swoistym wyznaniem uczuć. Tej nienawiści, która napędzała Adama. Pogardy, jaką okazywał także swoim wrogim spojrzeniem, gdy jego wzrok padał na Sebastiana. Żalu, złości. Było ujściem dla obezwładniającej frustracji, cichym krzykiem, który jeszcze bardziej naciągał i tak napiętą już atmosferę.
A Sebastian znosił to w milczeniu, pozwalając Adamowi się wyładowywać. Nie rozmawiali ze sobą tego dnia, następnego też, w trakcie kolejnych również. Nie było lepiej. Być może obaj pomyśleli, że czas sprawi, że intensywne emocje opadną, ale tak się nie działo. Adam wciąż czuł złość, która paliła go od środka, która sprawiała, że marszczył brwi i zaciskał szczękę, która nie pozwalała mu się uspokoić. Widział Sebastiana codziennie, a fakt, że tylko on przeżywał każde spotkanie tak silnie, jeszcze bardziej go drażniło. Bo Sebastian nie robił niczego, żeby pokazać, że coś jest nie w porządku. Pewnie, te dwa razy próbował porozmawiać z Adamem, ale to tyle. Co prawda Adam nie za bardzo mu na cokolwiek pozwolił, ale czemu by miał? Przecież to było oczywiste, że Sebastian tylko spróbowałby się wybielić, tłumaczyłby się głupio i wciskał Adamowi, że to on za bardzo wszystko przeżywa. Jeszcze padłoby jakieś uspokój się, a w takim wypadku Adam nie ręczył za siebie. Już i tak sobie nie radził. On czuł, jakby miał zaraz wybuchnąć, a Sebastian nawet się nie odzywał, ale to chyba lepiej, bo Adamowi ciężko było sobie wyobrazić, co by było, jakby jeszcze miał go słuchać.
CZYTASZ
Na szkolnym boisku
Fiksi Remaja"Jak zniszczyć życie chłopakowi, który się w tobie bujał, a potem bezkarnie testować jego cierpliwość." Poradnik według Sebastiana widziany oczami Adama. Czyli gdy Rosół znalazł swoje miejsce, drużynę i przyjaciół, na których może liczyć, ale jego b...