Adam, adoptowani synowie i pojedynek

648 51 376
                                    


Sebastian był co najmniej zirytowany i nawet tego nie ukrywał, przez co Adam zaczynał sądzić, że być może to co najmniej zirytowany w rzeczywistości oznaczało poważnie wkurwiony. Może byłoby inaczej, gdyby nie to, że przez cały ostatni tydzień Sebastian chodził zmęczony i to głównie dlatego, że okazał się nie być takim dupkiem, za jakiego miała go Alicja.

Z tego, co Adam zdążył się dowiedzieć, gdy tylko Ala dostała od niego zdjęcia przyszłego sprawdzianu, zaczęła się przygotowywać razem z Hubertem. O ile test Sebastiana miał wypisane wszystkie odpowiedzi, o tyle druga grupa była pusta i Hubert musiał trochę posiedzieć nad książkami z Alicją. Gorzej, że sam miał problem z chociażby zrozumieniem niektórych pytań. Dlatego któregoś wieczora Hubert zdecydował się zadzwonić do Sebastiana przez Messengera z konta Ali i poprosić o wyjaśnienie. W ten sposób Sebastian został wrobiony – o ile wytłumaczenie poleceń było chwilą, o tyle Alicja, gdy tylko zobaczyła, że owszem dało się przetłumaczyć chemiczny bełkot na język polski, przełknęła dumę i zmusiła Sebastiana do wyjaśnienia całej reszty. Wiadomo, nie zrobiła tego od razu – był to plan długoterminowy. Po jednej ledwo przespanej nocy, była kolejna, po niej następna, a gdy data napisania sprawdzianu zbliżyła się na tyle niebezpiecznie, że Ala niemal czuła jej obślizgły jęzor na swoim karku, żarty się skończyły. Sebastian został zaatakowany na przerwie, potem następnej i jeszcze jednej. I znów. W kółko przez cały tydzień.

Do tego dochodziło jeszcze to, czyli nagły telefon od jego totalnie zagubionego chłopaka, który nie miał zielonego pojęcia, co najlepszego narobił. Tyle dobrego, że Sebastian znalazł jakąś wymówkę, przy której nie musiał się za bardzo wysilać, jeśli o umiejętności aktorskie chodziło, więc całkiem szybko przyszedł. A właściwie to przyjechał, autobusem, czego Adam w życiu by dla niego nie zrobił. Nie żeby Adam się tym teraz jakoś bardzo przejmował, miał na głowie trochę bardziej palący problem niż taki wkurzony Sebastian, który już na wejściu zrobił mu niezły raban, Bóg wie z jakiego powodu.

– Dobra, Jezu, o co ci chodzi? – sapnął w pewnym momencie Adam, któremu ani się widziało pozwalać, żeby Sebastian robił mu problemy na dzień dobry. Co prawda wiedział, że Sebastian był naprawdę wykończony tym tygodniem, bo rozmawiali o tym w szkole, a on tylko zwalał mu na głowę dodatkowe problemy, ale bez przesady! No, może to miało jeszcze coś wspólnego z tym, że gdy Adam przed chwilą do niego zadzwonił, to najpewniej go obudził, co poznał po jego zaspanym głosie, ale halo! Miał pewne dwa małe problemy niecierpiące zwłoki!

Sebastian zacisnął usta i spojrzał wprost w oczy Adama. Patrzył tak chwilę w milczeniu, aż wreszcie westchnął głośno i zmęczony przetarł twarz dłońmi.

– Ja pierdolę... O nic mi nie chodzi, po prostu zadzwoniłeś nagle i panikowałeś, a jak zapytałem, co się stało, to kazałeś przyjechać, więc się zerwałem, bo myślałem, że coś ci się stało i... Kurwa – sapnął. Odgarnął nerwowo włosy do tyłu i znacznie słabiej dodał: – Nie strasz mnie tak więcej.

– Więc... – Adam czuł, jak jego policzki zaczynają piec. Zbliżył się i ułożył jedną z dłoni na karku Sebastiana, palce drugiej splótł z tymi jego. – Martwiłeś się? – upewnił się. Gdy Sebastian posłał mu spojrzenie, które bardzo wyraźnie mówiło nawet mnie nie denerwuj, uśmiechnął się przepraszająco i cmoknął go w usta. – Okay, dobra, mój błąd – przyznał – ale chodź!

Od momentu, w którym Adam pociągnął Sebastiana do swojego pokoju, minął dobry kwadrans. Adam krążył w kółko przed swoim biurkiem, na którym stał całkiem duży, ale płytki, pojemnik z wodą i dwoma aksolotlami, a Sebastian siedział na łóżku jak jakiś Seba, tylko że z różowym monsterkiem w łapie zamiast puszki piwa, ubrany w za dużą koszulkę z nadrukowanym na niej sucharem o babie przychodzącej do lekarza, a nie w dresie.

Na szkolnym boiskuOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz