Rozdział 2

42 3 1
                                    

Odetchnęłam z ulgą, gdy zeszłam z wybiegu, a w moją stronę podeszła asystentka reżysera i gestem ręki wskazała pomieszczenie, gdzie mogłam się spokojnie przebrać. W pokoju nie było nikogo oprócz mnie, co przyjęłam z dużą dozą ulgi. Ostrożnie zdjęłam srebrną suknię wieczorową, w której miałam okazję zamknąć dzisiejszy pokaz Versace. Uśmiechnęłam się szeroko, dziękując w duchu Donatelli, że nie zrezygnowała ze mnie, mimo całego szumu wokół. Miałam nawet dziwne wrażenie, że było jej to na rękę, bo gdy przed samym wyjściem na wybieg podeszłam do niej i przytuliłam, to machnęła tylko i uśmiechnęła się zagadkowo.

Głosy i krzyki dobiegające zza drzwi przywróciły mnie do rzeczywistości. Za chwilę pojawiła się Cathy, ściągając z siebie sukienkę z prędkością błyskawicy. Nie lubiła takich strojów i na ogół wybierała takie pokazy, co do których była pewna, że nie skończy wciśnięta w jakąś małą czarną. Jej pozycja w modelingu na to pozwalała, ale w tym przypadku zniosła tę chwilową torturę, bo kto mógłby odmówić Versace.

- Nie było tak źle – stwierdziłam, gdy już przebrałam się w sukienkę, którą wybrałam na dzisiejszy bankiet.

- Mogłabym rzec, że było nawet nawet – odparła Cathy i zapięła czerwony kombinezon. – Pamiętasz, że siedzimy tylko chwilę, a potem zmywamy się do klubu? – spytała, patrząc na mnie z uśmiechem.

- Jasne – odparłam.

Klub to nie było to, o czym teraz marzyłam, ale wolałam iść z Cathy i znajomymi, niż siedzieć tutaj i myśleć czy się pojawi. A na pewno by się pojawił. Nie po to przecież dwa tygodnie temu dzwonił kilkanaście razy, by w końcu napisać mi wiadomość. Mimo że skasowałam smsa zaraz po odczytaniu, no może po odczytaniu i wypiciu dwóch lampek wina, to jego treść wyryła mi się w pamięci jak dobrze nauczony wiersz. Wiedział, że wrócę, bo przecież sam kazał mi to zrobić kilka tygodni temu, gdy już byłam na skraju wytrzymałości. To właśnie nagrał na poczcie głosowej: Nigdy nie powinnaś odchodzić. Wracaj. Zrobiłam dokładnie to, co powiedział i wróciłam do Los Angeles. Do miasta, w którym on żył i które pewnie okaże się za małe dla nas dwoje, ale nie chciałam mieszkać nigdzie indziej. Tutaj było moje mieszkanie, tutaj została mi garstka znajomych, którzy jeszcze chcieli ze mną rozmawiać. Tutaj mieszkała też Cathy, a jej wiara we mnie i w to, że nie miałam nic wspólnego z tym, co wyprawiał Mark, stawiała ją w gronie najbliższych mi osób. Nie mogłam tego tak po prostu zostawić. Nienawidziłam samotności, a na to byłabym skazana w każdym innym miejscu niż Los Angeles.

Kolejną godzinę spędziłam u boku Cathy. Napiłyśmy się całkiem niezłego szampana i zjadłyśmy kawałek łososia w zielonym sosie ze szparagami, aż w końcu uznałyśmy, że pora zmienić otoczenie. Złapałyśmy taksówkę i po dwudziestu minutach byłyśmy na miejscu. Przed klubem utworzyła się już spora kolejka i wyglądało na to, że będziemy musiały chwilę poczekać. Nie byłam z tego szczególnie zadowolona, bo było już dobrze po dwudziestej trzeciej, koniec listopada, a moja sukienka zakrywała mnie tylko do połowy uda. Piętnaście stopni w nocy nie było oszałamiającą temperaturą, a na dodatek zaczął wiać wiatr. Godzina czekania nie wchodziła w grę. Kiedy miałam powiedzieć do Cathy, że chyba odpuszczam i wracam do domu, to podszedł do nas jeden z ochroniarzy.

- Wchodzicie bez kolejki – powiedział, prowadząc nas do wejścia. 

Podniósł czerwony sznurek, zawieszony między dwoma słupkami. Przyjaciółka pociągnęła mnie za rękę, widząc moje wahanie i zaraz znalazłyśmy się w środku. Zostawiłyśmy płaszcze w szatni, zapłaciłyśmy kasjerce i założyłyśmy czerwone opaski na rękę, które nam dała.

- Tam są . – Cathy wskazała palcem naszych znajomych, którzy zajmowali jedną z większych loży. 

Kiedy podeszłyśmy rozległy się okrzyki i śmiech. Za chwilę siedziałyśmy już z nimi, a kelnerka podeszła by zebrać zamówienia. Po pierwszym drinku czułam, że to był dobry pomysł. Po kolejnym wiedziałam, że nie mogłabym wyjechać, gdzie indziej. Los Angeles to był mój dom.

*

Impreza w klubie rozkręciła się w najlepsze. Pełen parkiet ludzi ocierających się o siebie, a przy barze nie było miejsca, by wcisnąć się i zamówić drinka. Jednak jakimś cudem udało mi się znaleźć wolny stołek. Usiadłam i machnęłam do jednego z barmanów, który po kilku minutach podszedł i odebrał moje zamówienie. W oczekiwaniu na wódkę z colą, wyciągnęłam telefon z torebki. Była już prawie druga w nocy. Żadnych nowych wiadomości ani nieodebranych połączeń. Może dał sobie spokój? Może zrozumiał, że nie mam ochoty z nim rozmawiać, a tym bardziej go widzieć? A może jestem już tak wstawiona, że wierzę w coś, co na pewno nigdy się nie wydarzy? Zachichotałam pod nosem. Sięgnęłam po drinka, gdy po jednej mojej stronie pojawiła się dłoń, a następnie po drugiej stało się to samo. Przymknęłam oczy, gdy czyjaś twarz zanurzyła się w moich włosach, a ja sama zostałam otoczona i odcięta od wszystkich znajdujących się w klubie.

- Powinnaś była odebrać ten cholerny telefon. – Cichy głos odezwał się przy moim uchu, a ja zesztywniałam. 

Proszę, nie dziś! Nie teraz! Nie kiedy ledwo wiążę myśli w jedną całość, a w głowie mi szumi, jakbym tam miała ogromny las.

Chciałam się odwrócić i spojrzeć na niego, ale przysunął się do mnie tak blisko, że na plecach czułam bicie jego serca. Wyciągnął z mojej dłoni szklankę z drinkiem i odstawił na ladę przede mną. Po chwili poczułam jak opuszkami palców wodzi od mojego ramienia aż do koniuszków palców, by następnie odsunąć się tak gwałtownie jak się pojawił. Odczekałam kilkadziesiąt sekund nim odwróciłam się od baru, ale nikogo za mną już nie było. Sięgnęłam po odstawionego drinka i jednym tchem wypiłam do dna. Rzuciłam pieniądze i nie czekając na resztę zeskoczyłam ze stołku. Mimo że wokół panowała gorąca atmosfera to ja cała drżałam i czułam, że jestem zupełnie trzeźwa. Na tyle trzeźwa, by wiedzieć, że to czas uciekać do domu. Nic lepszego dziś mnie już tu nie spotka.

Siedząc już w taksówce, podałam kierowcy adres, a potem, gdy ruszyliśmy, rozprostowałam kartkę, którą od spotkania przy barze, trzymałam ściśniętą w dłoni. Wizytówka. Na odwrocie była nazwa mojej ulubionej restauracji i godzina. Westchnęłam cicho i przymknęłam oczy.

Mogłam odebrać ten cholerny telefon.

Miłość w cieniu HollywoodOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz