R 1. VI

660 59 2
                                    

Zmęczony młody alfa szedł ciemnym korytarzem w stronę lecznicy Malika. Mógł tam iść z zamkniętymi oczami gdyż budynek znał na pamięć i to nie ze względu na to że długo tu był, wszak w tym mieście był od pół roku ale, dlatego że większość budynków które wykorzystywane były przez władze państwa właśnie tak wyglądały. Jak miał być całkowicie szczery nie podobało mu się to ani trochę, tapety w wilcze wzory jak i wykładziny, obrazy przedstawiające naturę a czasami jakieś rzadkie, zagrożone wyginięciem zwierzę bądź już całkowicie wymarłe, budziło w nim jakąś odrazę. Jeszcze obrazy mógł zrozumieć ale pozostałe rzeczy wymieniłby natychmiastowo. 

Przystanął przy drzwiach prowadzących do lecznicy Malika, a raczej jak jego zespół mówił, do jego siedziby. Zapukał kilka razy wiedząc że beta nie lubi jak ktokolwiek z samego rana pałęta się po jego terytorium bez jego wiedzy. Przez dosyć długi czas nie usłyszał żadnych dźwięków, jakby w środku nikogo nie było. Nie zamierzał tam wchodzić gdyż nie miał dokładnie pojęcia jakie to leki miał wziąć dla Hallana. 

Tak jak przypuszczał, Malik wykrył w jego organizmie spore ilości Larcum. Dało to becie podstawy by przypuszczać że chłopak przez długi czas zażywał narkotyk a obecnie był na "odwyku" i to nie z własnej woli. To tłumaczyło jego wagę jak i zmiany zachowania które przez ostatnie dni szalały. Nawet jego matka tak nie zmieniał swojego zachowania podczas ciąży a potrafił szaleć. Z odważnego omegi stawał się kłębkiem nerwów który nie chciał dopuścić do siebie swojego alfy. Dobrze pamiętał jak to ojciec musiał spać poza domem bo matka wyczuwał jego zapach i go to strasznie denerwowało. Zdarzyło się to raz, lecz dobrze to sobie zapamiętał.

Uniósł dłoń by zapukać jeszcze raz, nim zdołał uderzyć w śnieżnobiałe drzwi, te otworzyły się. W pośpiechu wyszedł ze środka Resmir który wydawał się czymś mocno zdenerwowany. Warczał pod nosem niezrozumiałe słowa jakby rzucał na kogoś klątwę w pradawnym języku. Quinn spojrzał do środka, Malik stał przy umywalce i mył ręce. Był w dziwnie dobrym humorze, co było dziwne bo zazwyczaj Resmir był tą osobą która mu niszczyła humor a nie poprawiała. 

Wszedł do środka kiedy dostał wyraźny sygnał. Przez chwile przyzwyczajał się do dziwnego, niespotykanego mu zapachu który emanował w powietrzu. Zazwyczaj nie można było tu wyczuć czegokolwiek. Malik zauważył dziwny wyraz twarzy Quinna, na sekundę spuścił wzrok po czym wrócił do złotookiego alfy.

-Mały wypadek.. kilka fiolek mi się rozlało. -Dla alfy było to dobre tłumaczenie. Większość leków jakie beta im dawał smakowały okropnie a część z nich wydzielała zapach jeszcze gorszy od smaku. Choć ten który unosił się w lecznicy nie był zły, trochę zagraniczny, dziki co mu się odrobinę podobało i denerwowało zarazem, co dawało mu złudną nadzieje że leki które będzie zażywał w przyszłości będą przynajmniej znośne. -Weź tą małą białą buteleczkę. -wskazał palcem przedmiot o którym mówił. -Jak czuje się Hallan?

-Ciężko powiedzieć. -Uśmiechnął się smutno. Podszedł do szafki która miała szklane drzwiczki i zaczął się rozglądać. Nie wiedział jaką białą buteleczkę ma wziąć, w środku oprócz białych były również pomarańczowe. -Większość czasu śpi, coś zje, i zaczyna od nowa że chce wyjść, nie mam prawa, za kogo się uważam. -Chwycił pierwszą z brzegu i pokazał Malikowi by upewnić się czy na pewno o to mu chodziło. -Każdej nocy próbuje uciec.. zmienia dosyć często swoje zachowanie.. co również wyczuwam przez jego zapach. Zmienia to tak gwałtownie że sam czuje się.. jakby to powiedzieć.. niekomfortowo. 

-Możesz to jakoś opisać? -Wziął butelkę z rąk alfy by odłożyć ją na miejsce i zabrać tą przeznaczoną dla Hallana. -Raczej nic się nie zmieni w mojej ocenie ale, wole mieć pełny obraz. Lepiej bym wiedział wszystko a od twojego omegi.. raczej nic się nie dowiem.  

Lacrum |ABO| OMEGAVERSE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz