R 1. IX

557 60 2
                                    

Po niecałym kwadransie oboje byli gotowi do drogi. Quinn śpieszył się jak tylko mógł byleby omega nie zmienił nagle zdania. To była okazja by choć w tak prosty sposób spędzić czas z nim. Samo siedzenie w jego kwaterze nie mógł zaliczyć do tego, zwłaszcza że chłopak znajdował się prawie cały czas w sypialni. Zerknął raz jeszcze do plecaka upewniając się że wszystkie awaryjne przedmioty znajdują się w nim. Wyciągnął od razu dwie przezroczyste opaski, założył jedną na nadgarstek a drugą podał Halanowi. 

Otworzył drzwi i pozwolił jasnowłosemu wyjść pierwszemu. Uśmiechnął się lekko dostrzegając poprawę w jego chodzeniu. Szedł odrobine szybciej i na pewno stabilniej. Nie bujał się na boki ani nie potrzebował obierać się o ścianę, lecz dalej jego tempo nie było jakieś zabójcze. Było to zrozumiałe, chłopak praktycznie nie miał mięśni, jego organizm wciąż był osłabiony i zanim się zregeneruje w pełni minie zdecydowanie więcej czasu. Jednak wciąż się cieszył, jak miałby być ze sobą całkowicie szczery nie wierzył by zwykłe witaminy dla omeg mogły mu pomóc, a efekt był całkiem szybki. Oczywiście dostrzegł tylko zmianę w jego zachowaniu, to co działo się w jego organizmie było wielką niewiadomą. Chciał wierzyć że też się poprawia. 

Zeszli po schodach na sam parter. Jak zwykle za ladą znajdowała się strażniczka robiąca za recepcjonistkę. Znudzona pracą w której się nic nie działo przeglądała różne fora by zabić czas. Gdy ich ujrzała odłożyła telefon. Quinn wskazał palcem jeden z korytarzy prosząc w ten sposób by odblokowała tamtejsze drzwi. Kiedy potwierdziła wykonanie polecenia lekko skinęła głową.

Ruszyli podłużnym korytarzem wyglądającym beznadziejnie względem reszty budynku. Popękane ściany, zniszczone podłogi  światło którego praktycznie nie było, zapalało się na krótkie sekundy by później zgasnąć. Jedyne co tu nie pasowało to zapach, był wyjątkowo świeży. W końcu dotarli do ostatnich drzwi. Otworzył je z lekkim problemem. Wyszli na zewnątrz znajdowało się tu kilka zniszczonych aut oraz kubłów na śmieci.

-A ty gdzie? -Rzucił do Hallana który chodził po tym, jak to Quinn nazywał, wysypisku śmieci. 

-Chciałem się przejść to to robię. -Odpowiedział bez większych emocji. Kiedy zawiał wiatr zapiął kurtkę i schował dłonie do kieszeni. Złotooki zdjął czapkę, wpół mokre włosy dotknęły jego skóry na szyi powodując przy tym nieprzyjemny dreszcz. Podszedł do omegi i wykorzystał wiedzę jaką zdobył niańcząc ostatnio młodszych braci. Jednym pewnym ruchem nałożył czapkę na jego głowę. Uśmiechnął się lekko widząc znaczną poprawę w swoich umiejętnościach. Wykorzystując ten trik na braciach czapka zwykle lądowała na ich oczach. -Co robisz? -Burknął poprawiając czapkę. 

-Tam jest cel naszego spaceru. -Wskazał palcem las który znajdował się naprzeciwko nich. 

-Chyba cię pogięło. Do tego lasu się nie chodzi. Tam są.. -zamilkł. Wyglądał na przestraszonego. Quinn dobrze zdawał sobie sprawę skąd u niego ten lęk. Większość lasów jakie istnieją na terytorium Galamy są zwykłymi pozbawionymi większego znaczenia lasami. Są jednak wyjątki do których ten las należał. Państwo strzegło jego tajemnic rozprzestrzeniając przy tym mrożące krew w żyłach historie by zniechęcić ludzi do jego odwiedzania. Tak jak z lasami, zawsze znajdują się wyjątki którzy chcą przeżyć jakąś przygodę bądź pragną udowodnić istnienie tajemniczych potworów. Takie osoby zawsze znikają bez śladu. 

-Nie masz się czego bać. -Wyciągnął rękę w jego stronę zdając sobie dobrze sprawę że i tak jej nie uściśnie. Tak jak przewidywał odtrącił ją.

-Nie zamierzam.. ryzykować bez sensu.. -Odwrócił się i podszedł do spalonego auta. 

-Hallan. -Podszedł do chłopaka błyskawicznie niemal strasząc go. Chciał uderzyć sam siebie za tak głupie zachowanie. -Powiedziałeś że chcesz się przejść. Myślisz że ja -wskazał na siebie, niemal mógł przysiąc że jedno ze świateł właśnie w tej sekundzie zapaliło się oświetlając jego postać. -naraziłbym ciebie na jakieś niebezpieczeństwo? Jestem twoim przeznaczonym, moim zadaniem jest uchronić cię od złego a nie je na ciebie sprowadzać. -Uśmiechnął się mniej zawadiacko. Nie mógł się powstrzymać i dotknął go, tylko ramienia ale jednak. -Możesz mi zaufać, jeśli mówię że tam jest bezpiecznie to tak właśnie jest.

W bordowych oczach widoczny był lęk. Według alfy był to dobry znak. Jeśli bał się o życie to jasno znaczyło że nie chce go utracić a to mogło znaczyć że próby które wcześniej chłopak dokonywał były aktami desperacji bądź, co również było możliwe, zmienionym tokiem rozumowania przez lacrum. Wahał się kilka minut, rozważając wszystkie za i przeciw. Ciekawość wygrała. 

Młody alfa wyciągnął małą latarkę kątową, uruchomił ją i włożył do jednej z górnych kieszeni swojej kurtki by oświetlała im ścieżkę. Udało mu się znaleźć drugą którą dał omedze. Szli powoli, dla Quinna był to przyjemny spacer. Przechodzenie przez powalone drzewa czy też wchodzenie po naturalnych kamiennych schodkach nie były dla niego żadnym wyzwaniem. Problem za to miał omega który przy małym wysiłku opadał całkowicie z sił.

 Widząc przed sobą kolejną górkę do pokonania zrezygnowany oparł się o drzewo. Miał dość, chciał wyjść na spacer by zażyć odrobine świeżego powietrza, zamiast tego alfa zagwarantował mu męczarnie. 

-Wracajmy.. -powiedział szeptem, nie miał sił by mówić, cały spocony i zmęczony. Cieszył się na każdy powiew wiatru który o dziwo był ciepły. Nie tak jak zwykle w tym mieście, chłodny i nieprzyjemny. Gdyby nie był wypruty z sił mógłby powiedzieć że dodaje mu to energii. 

-Jeszcze trochę i będziemy u celu. -Quinn znalazł się przy nim. Według Hallana zmaterializował się jakby był duchem. Nie miał jednak sił by jakkolwiek zareagować. -Masz. -Wyciągnął z plecaka termos z ciepłym napojem. 

-Nie mam już sił.. wracajmy.. -napił się napoju, nieco zbyt słodkiego jednak wciąż dobrego. -Co ty robisz? -Spojrzał na alfę który kucał przed nim. Klepnął się kilka razy po plecach jakby tak go naprowadzał. Najpierw pomyślał że tak go prosi by zdjął z niego liścia, podszedł bliżej a gdy znajdował się przy nim to został złapany za kolana. Instynktownie złapał się mężczyzny za szyje kiedy zaczął się podnosić. -Żartujesz sobie? 

-Jesteśmy blisko celu, a ty jesteś zmęczony. Masz inne rozwiązanie? -Złote oczy próbowały dostrzec chłopaka. Na marne. Podbródkiem opierał się o jego głowę. -Jesteś lekki jak piórko, czuje się jakbym nosił plecak.. odrobine wielki ale jednak. 

-Quinn.. 

-Może porównanie nie było dobre ale to nie zmienia faktu że praktycznie nic nie ważysz.

-Quinn. -Szepnął do niego, w jego głosie coś zadrgało jakby się czegoś obawiał. 

-Tak?  -Dłoń omegi wskazała jeden punkt, a dokładniej  dwa czerwone punkty które błyszczały się podobnie jak oczy Quinna. Usłyszeli warkot, właścicielem czerwonych oczu był wielki czarny wilk, na grzbiecie miał wiele powbijanych obiektów przypominające włócznie oraz strzały. -Podwiń rękaw i pokaż mu opaskę. -Powiedział spokojnie. Hallan bez słowa wykonał polecenie. Bestia przyglądała się kilka chwil, aż wściekły warkot znikł i również przestał obnażać kły. Jego wygląd zmienił się drastycznie jakby był przyjacielskim zwierzakiem z rzeczami powbijanymi w grzbiet. Zawył głośno. Przebiegł obok nich tak samo jak niezauważony przez Hallana drugi wilk który wyskoczył z przeciwnej strony, gdyby miał czerwone ślipia a nie niebieskie byliby identyczni. Szybko zniknęli w mrokach lasu. 

-Co to.. było? -Zająkał się choć dobrze zdawał sobie sprawę co właśnie spotkał. Vieruny, wilki przeklęte przez bogów, wygnane z wiecznych kniei. Przynajmniej takie legendy znajdowały się na licznych tablicach w mieście które informowały 'turystów' o cudach tego miejsca. 

-Jedni z naszych. Pilnują lasów by żaden nieupoważniony nie wszedł na nasz teren. -Powiedział cicho. Omega rozumiał każde słowo osobno lecz razem zdawały się bełkotem. Nie rozumiał jak coś takiego mogło być jednym z nich, a jeśli byli to dlaczego ich tak fatalnie traktują? 

Nim zdążył zadać jakiekolwiek z wielu pytań jakie kłębiły mu się w głowie oniemiał. Ujrzał wielkie, krystaliczne jezioro, niezaśmiecone jak w każdym parku, wszędzie znajdowały się duże, niebieskie kwiaty. Mógł przysiąc że błyszczą jakby były jakimiś świetlikami. Quinn kucnął by omega zszedł z niego i mógł zwiedzić teren bez jego pomocy. 

Uśmiechnął się szeroko. Był zadowolony z pomysłu zabrania go właśnie tu.  

Lacrum |ABO| OMEGAVERSE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz