10: Chardonnay

320 19 30
                                    

Głośny, agresywny dźwięk przychodzącego połączenia przedarł się przez moją głowę. Jęknęłam i z największym wysiłkiem, na oślep sięgnęłam ręką po telefon leżący na stoliku nocnym. Odgarnęłam z twarzy włosy, które przesłoniły mi obraz i ospałym, niedokładnym ruchem przeciągnęłam po ekranie zieloną słuchawkę.

– Tak, słucham? ­– wychrypiałam markotnie, wygodniej sadowiąc się na łóżku.

– Cześć, Malvoe. Obudziłem cię?

Z nikim innym nie pomyliłabym tego barytonu. Szereg wspomnień z ubiegłej nocy zalał mój umysł, powodując, że leniwy uśmiech wpłynął na moje usta. Środkiem mojego kręgosłupa zbiegł szereg miłych dreszczy.

– Obudziłeś. – wymamrotałam w odpowiedzi, ziewając. Szybkim ruchem odsunęłam telefon od ucha, by zerknąć na godzinę, po czym z wolna kontynuowałam. – Ale nic nie szkodzi, bo i tak już późno. Co się stało, że dzwonisz i... gdzie ty w ogóle jesteś?

– Jesteśmy u Liama. To znaczy stoję przed budynkiem. Mam przerwę na szluga, bo chłop wyprowadza mnie z równowagi. – odparł i choć w jego głosie wyraźnie wybrzmiało poirytowanie, to wyczułam także luźną nutę rozbawienia.

– Rozumiem. – odparłam, przecierając dłońmi opuchnięte oczy. – Oby szybko poszło.

– Dzwonię, bo Catalina ma dzisiaj wpaść, ogarnąć gdzieniegdzie. I jako, że powoli zbliża się godzina jej przybycia, a ona oddała mi klucze, gdy wyjeżdżała na urlop to...

– Catalina? – uśmiechnęłam się, zaciskając i rozprostowując palce na białej poszwie kołdry. – Zdążyłam się stęsknić. Pewnie, otworzę jej.

– Dziękuję. Powinienem wrócić niedługo, skoczę jeszcze tylko na zakupy. I... – jego wypowiedź przerwało słyszalne, ciężkie westchnięcie. Założyłabym się, że właśnie w tamtej chwili rzucał niedopałek na ziemię i przydeptywał go butem. – A gdyby coś się działo, to dzwoń, dobrze?

– Dobrze. 

A potem bez słowa rozłączył się, zostawiając mnie osamotnioną w jego własnej sypialni.

Ponownie opadłam w pościel, nie mogąc powstrzymać głupiego, szerokiego uśmiechu, który wywołał swoimi słowami. Jeszcze chwilę leżałam, wpatrując się w sufit, a kiedy na dobre opuścił mnie senny letarg, rozciągnęłam ramiona i powoli zwlekłam się z łóżka.

Przeglądając media społecznościowe, doczłapałam do łazienki. Pozwoliłam sobie na nieco dłuższą niż zwykle kąpiel i wykonałam rozległą pielęgnację. Przebrana w luźne, czarne spodnie i biały t-shirt należący do Alexa, zbiegłam do kuchni, by przygotować sobie herbatę.

Znalazłam się tam akurat w chwili, gdy zapukała Catalina. Poczułam wzbierającą się ekscytację, na myśl, że ją zobaczę i w kilku podskokach znalazłam się przy drzwiach. Z rozmachem otworzyłam drzwi. Kobieta, jednakże, zajęta była szukaniem czegoś w swojej torebce i chwilę zajęło jej zorientowanie się, że w ogóle ktoś przed nią stoi.

Wtem jednak, uniosła głowę i jej zmarszczone brwi wystrzeliły do góry. Cofnęłam się o krok, by zrobić jej miejsce w przedpokoju.

¡Hola bebé!  Jak ja cię długo nie widziałam... – krzyknęła, stawiając swoje torby tuż obok drzwi. Objęła mnie swoimi silnymi, spracowanymi ramionami i wyściskała. – Jesús María, ależ ty się zmieniła, dziecko... – obejrzała mnie ze wszystkich stron, a następnie jeszcze raz przytuliła. Odwzajemniłam uścisk, czując, jak przez ciągły wyszczerz, wszystkie mięśnie twarzy zaczynał powoli chwytać piekący skurcz.

Catalina była niską, przysadzistą kobietą, która kojarzyła mi się z najcieplejszą i najbardziej rozrywkową ciotką. Pochodziła z Hiszpanii i mimo że wychowała się w Anglii, szczerze kochała swoją ojczyznę i jej kulturę. Często odwiedzała tam rodzinę, dlatego często też brała urlop, lecz zawsze, gdy wracała, przywoziła do ponurego Sheffield dostatecznie dużą dawkę Słońca, by rozweselić je od zachodu po wschód.

Electricity || Arctic MonkeysOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz