Rozdział 27

231 19 4
                                    

Obudziłam się cała obolała. Każdy centymetr mojego ciała wręcz krzyczał, błagając o choć chwilę ukojenia. Powietrze ciężko przechodziło mi przez płuca, zmuszając do częstych i płytkich oddechów. Czułam się jakby coś ciężkiego uderzyło mnie w głowę. Ogłuszona i otumaniona. Niepewnie otworzyłam oczy i z prawdziwym trudem podźwignęłam się na łokciach. Gdzie ja jestem? Rozejrzałam się wokół. Prosta sala z kilkoma szpitalnymi łóżkami. Z boku małe komody. Na jednej z nich stały maści, woda i tabletki. U góry słabo świeciła się lampa, okna były zasłonięte. Zmarszczyłam brwi. Tabletki? Elektryczność? W Asgardzie tego nie ma. I w dodatku tą salę znam aż za dobrze. To tu opatrywano mi rany. Oczyszczano je i szyto. Karcono za narażanie się. Wlepiano szlaban. Zdawało się, że były to wspomnienia tak odległe, a jednocześnie bliskie. Tak bardzo bym chciała, żeby wydarzenia z Asgardu nigdy się nie odbyły. Żebym leżała tu po kolejnej trudnej misji i już w myślach przygotowywała sobie obronę na ochrzan, który mnie czekał. Jednak to wszystko nie zmieniało jednego.

Instytut. Byłam w Instytucie w Nowym Jorku. Byłam w domu.

Z ulgą opadłam na poduszki. To już koniec. Już po wszystkim. Wróciłam na Midgard, tak jak tego chciałam. Wróciłam do Nocnych Łowców nie stanowiąc już zagrożenia. Wróciłam do domu. Będę dalej tropić demony i chronić Przyziemnych tak jak kiedyś. Dlaczego mimo to boli mnie serce? Dlaczego moja dusza wyje udręczona? Dlaczego moje rany się nie goją tak jak powinny? Zostałam wygnana z Asgardu. Brutalnie pobita i sponiewierana. Heimdall otworzył przejście. Wszystko tak bardzo mnie bolało... Kiedy zawleczono mnie na Bifrost byłam półprzytomna. Nie pamiętam ani podróży, ani tego, jak się tu znalazłam. Ale czy to ważne?

W obliczu tego, co mnie spotkało wszystko inne bladło. Zostałam zdradzona. Nikt się za mną nie wstawił. A osoby, które szanowałam i kochałam porzuciły mnie na pożarcie pałacowym hienom. Upokorzyli mnie. Poniżyli. Z ich winy coś we mnie umarło. Pomimo bólu, czułam pustkę. Pustkę w sercu. Ziejącą i ropiejącą ranę, która krwawiła obficie i nic nie zapowiadało, że przestanie, choć wiele bym dała, aby tak się stało.

Drzwi do sali otworzyły się. Na widok burzy rudych włosów, odczułam taką ulgę i radość jak jeszcze nigdy. Nie minęła chwila, a zostałam zamknięta w szczelnym uścisku.

— Obudziłaś się — wyszeptała z ulgą Clary.

— Cześć — mruknęłam cicho i uśmiechnęłam się niezręcznie, niepewnie odwzajemniając uścisk.

— Martwiliśmy się o Ciebie — powiedziała, odsuwając się i siadając na brzegu łóżka, wciąż nie puszczając mojej dłoni. — Odchodziliśmy od zmysłów.

Martwili się? O mnie? Wiedzieli gdzie jestem. Przecież Clave spisało mnie na straty. W więzieniu u Avengers nikt nawet nie próbował mi pomóc. I oni twierdzili, że... Spojrzałam w duże oczy kobiety, która była mi jak matka. Zobaczyłam w nich takie pokłady troski i miłości, że ścisnęło mi się serce. Jak mogłam kiedykolwiek w nich wątpić? Wychowali mnie jak własną córkę. Troszczyli się. Kochali. Stworzyli mi dom. A ja ich opuściłam. Robiłam wszystko na przekór. Pyskowałam i kłóciłam się. Każdy przejaw ich troski traktowałam jak próbę uwięzienia mnie ze względu na moc. Och, jakaż głupia byłam! Czy naprawdę musiałam tyle wycierpieć, aby zrozumieć kim dla mnie są? Żeby zrozumieć, że tu jest mój dom i moja rodzina?

— Przepraszam — wyszeptałam, czując jak łzy zbierają mi się pod powiekami. 

Tego było już dla mnie za wiele. Nie wiedziałam, czy przepraszam za to, że zniknęłam i nie dawałam znaku życia, czy za to wszystko, co przez lata uczyniłam.

— Och, Lea... — westchnęła, ponownie zamykając mnie w uścisku.

— Ja... — wydukałam, ale gardło mi się ścisnęło. 

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 09, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Dziecko boga: Krew nocyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz