Dzień był bardzo słoneczny. Po wizycie u specyficznego w charakterze Asgardczyka, gdzie stałam się "bardziej miastowa", William zabrał mnie na coś co przypominało bazar. Zewsząd dochodziły mnie kuszące zapachy i tak wiele dźwięków, że ciężko było się skupić na którymkolwiek z nich. Mieszkańcy śmiało chodzili pomiędzy stanowiskami, targowali się, plotkowali. Kowal podkuwał konie, garncarz z wielką ostrożnością wyciągał z pieca garnki, a jakiś inny mężczyzna ze skupieniem zdobił naczynia. Woźnica przysypiał, czekając na swego pana, jakieś damy wzdychały zaskoczone, oglądając pokaz połykacza ognia, a jakiś wielmożny lord przechadzał się dumnie, podpierając się laską, otoczony wianuszkiem służby. Kilku strażników jak zwykle kontrolowało bezpieczeństwo.
Przemieszczając się pomiędzy kolejnymi kramami i barami, które — według zapewnień Lannistera — najliczniej zapełniały się wieczorem, nie mogłam nacieszyć się tą chwilą. W końcu widziałam miasto i nawet spacer po bazarze był dla mnie magiczny. Kaptur peleryny skrywał moje oblicze przed światem, a jej poły — moje tatuaże sugerujące pochodzenie. Byłam anonimowa, a co za tym idzie czułam się bezpiecznie. Kupcy nie tracili rezonu i wciąż zachwalali swoje towary. Ich głosy, damskie i męskie, były bardzo donośne i niosły się wiele alejek dalej. Przeplatały się ze sobą, tworząc niepowtarzalny klimat tego miejsca.
— Świeeeeże owoce i warzywa! — Krzyczała gruba kobieta w międzyczasie obsługiwania przybywających licznie klientów.
— Zimne napoje! Świeżo wyciskane, tylko z najwyższej klasy owoców — kusiła inna z szerokim uśmiechem.
— Najlepszy jedwab we Wszechświecie! Delikatny jak pióro, piękny jak kwiat! — Wołał brodaty mężczyzna znad różnobarwnych tkanin.
— Przyyyprawy z dalekich krain! — Krzyczał inny.
— Biżuteria! Może ciesząca oko błyskotka dla zacnej pani? — Zaczepił mnie jeden z kupców z dziwacznym turbanem na głowie, widząc jak zawiesiłam na dłużej oko na ładnej srebrnej bransolecie z fioletową lilią.
— Nie, dziękuję — pokręciłam głową, na co tamten wzruszył ramionami i począł krzyczeć dalej. Westchnęłam napawając się widokiem targu i uczuciem wolności. — Jest pięknie — uśmiechnęłam się do Willa, który konsumował swoje obiecane karmelizowane jabłka.
Były tak duże jak te ziemskie, nadziane na patyk i obficie polane karmelem. Nie skusiłam się na to aby spróbować. Nie byłam na tyle odważna. Ale Will zamówił dwie potrójne porcje i pałaszował ze smakiem, całkiem zapominając o dobrych manierach.
— Aszpart ma szwój ulop — wybełkotał znad deseru, co miało zapewne znaczyć "Asgard ma swój urok".
— Nie mów z pełnymi ustami, to obleśne — skrzywiłam się.
— Szto? — Podniósł głowę, całkowicie nieświadomy moich słów.
— Nic — westchnęłam. — Ile to kosztuje? — Zapytałam kupca, który sprzedawał przepiękne husty, którymi okrywało się ramiona.
— Trzy srebrne monety, moja pani — odpowiedział mi.
Zakupiłam zatem jedną zieloną i srebrną dla siebie oraz jedną fioletową i szarą w duże kwiaty dla Neny. Z tego co zauważyłam wiele kobiet nosiło tu podobne rzeczy i były naprawdę ładne. Zapłaciłam i odebrałam pakunek. Zapytacie się pewnie skąd mam tutejsze pieniądze? Cóż, powiedzmy, że tatulek przed wyjazdem podrzucił mi coś w stylu kieszonkowego.
— Dobrego dnia — pożegnałam się grzecznie, uśmiechając się do sprzedawcy. Wtem moją uwagę przykuł schowany w cieniu stary sklepik, przy którym krzątał się starzec, rozwieszając zioła. Biło od niego coś dziwnego, coś co sprawiło, że zatrzymałam się, poświęcając mu więcej uwagi. — A tu co jest? — Zapytałam Willa, który widząc miejsce, na które patrzę, zbladł i chwycił mnie pod ramię, próbując odciągnąć.
CZYTASZ
Dziecko boga: Krew nocy
FanfictieLudzkość nie wiedziała, że jej losy nie zależą od nich samych. Ani od znanych im bohaterów. Nie wiedziała, że wśród nich krąży ktoś tak niebezpieczny, że sam nie wie o swojej potędze. Nikt nie spodziewał się, że córka boga i Nocnego Łowcy sprawi, że...