───[ ᴀʟᴛᴇʀɴᴀᴛɪᴠᴇ ᴇɴᴅɪɴɢ]───
—ᴄʜᴀᴘᴛᴇʀ_ᴛᴡᴇʟᴠᴇ—
ᴏᴄᴛᴏʙᴇʀ ɴɪɢʜᴛ
・—— ・・—— ・ ୨୧ ・—— ・ ・—— ・
Dopóki nie ujrzałem stosu nieuporządkowanych kaset Black Sabbath w samochodzie Sana byłem święcie przekonany, że chłopak należał do grupy osób słuchających mieszanego rapu z hip—hopem a wybierając się na samotne przejażdżki nocą po mieście, studiował szaleńcze teksty piosenek odtwarzając je w zapętleniu. Hard rock jednak całkowicie do niego pasował — nie mówiąc o czarnym Subaru, w którym te stare kasety były jak idealnie pasujący element układanki.
San zgodził się odwieźć mnie do domu choć był nieco zdumiony, że w ogóle odważyłem się o to zapytać. Dziwne bo nie kwestionował mojej odwagi w chwili gdy dosłownie się o niego ocierałem na otwartej imprezie — kolegom chyba nie przystało robić takich rzeczy, prawda? Nie tym, którzy jeszcze nie tak dawno żywili do siebie pewną urazę;
— Powiesz mi co się stało? — spytał gdy stanęliśmy na kolejnym ze skrzyżowań. — Chciałbym wiedzieć.
Noc zdawała się dłużyć w nieskończoność bo ilekroć spoglądałem na zegarek, tylekroć jego wskazówki stały w jednym i tym samym miejscu. Nie miałem pojęcia dlaczego tak się działo choć przypuszczałem, że sprawcą był siedzący obok czarnowłosy chłopak, który litościwie uratował mnie tamtego dnia przed upadkiem na przysłowiowe dno. Byłem psychicznie wykończony i jedyne o czym myślałem to ciepłe łóżeczko — ciśnienie jak na złość rozsadzało moją głowę. Słuchając wypływającego z głośników samochodu głosu Kate Bush, wpatrywałem się w widok za oknem opierając głowę o chłodną szybę. Tamta noc a raczej losowa przejażdżka była tak upojna, że żywcem zasnąłbym na fotelu gdyby nie San — spoglądając na seulskie dzielnice doszedłem do wniosku, że nocą miały one swój specyficzny klimat, którego brakowało im w blasku dnia. Po zmroku każdy szklany kolos był zwierciadłem odbijającym światła ulicznych lamp. Gdy wnętrze wozu wypełniały płynące z radia dźwięki gitary elektrycznej, wszystko na zewnątrz grało jej do rytmu.
— Chyba nie warto o tym rozmawiać — nie widziałem żadnego sensu w ponownym wałkowaniu tematu Yeonjuna i jego żałosnego romansu z Seonghwą.
— Czasami warto się uzewnętrznić — stwierdził czarnowłosy. — Nie mówię tak bo jestem ciekawski i chcę o wszystkim wiedzieć.
— Więc mówisz to—
— Dlatego, że gdy coś nam ciąży, to warto to z siebie wyrzucić. Ty nie byłeś tak po prostu zły na tej imprezie, Wooyoung. Przemawiało przez ciebie coś więcej.
— Poważnie? — spojrzałem na niego zastanawiając się czy mówi całkiem serio czy może robi sobie ze mnie jakieś żarty. — San?
— Co? — tylko na chwilę oderwał wzrok od widoku za kierownicą by rzucić mi jedno z tych swoich intrygujących spojrzeń.
— Nie wierzę, że to powiedziałeś — zaśmiałem się obracając do niego. — Zaczynasz mnie coraz bardziej intrygować.
Za kierownicą ten człowiek był nieprawdopodobnie majestatyczny — i tak cholernie przystojny. Byłem zbyt zmęczony by kwestionować czy słowa pojawiające się na końcu mojego języka były odpowiednie i czy w ogóle poprawnym było myśleć o czarnowłosym w sposób w jaki myślałem. Chyba najzwyczajniej w świecie chełpiłem się faktem, że naprawdę poczynało mnie łączyć z tym człowiekiem coś lepszego — z pewnością innego niż nienawiść.
CZYTASZ
ᴀʟᴛᴇʀɴᴀᴛɪᴠᴇ ᴇɴᴅɪɴɢ • ᴡᴏᴏsᴀɴ
Fanfiction「#ᴍʏᴍᴇᴍᴏɪʀ」 Wooyoung w ostatnim momencie decyduje się zapisać na licealną wymianę do Korei Południowej, do czego gorąco zachęca go jego najlepszy przyjaciel - Yeosang. Chwilę przed wylotem dowiaduje się, że jego rodziną zastępczą będzie urocze małże...