───[ ᴀʟᴛᴇʀɴᴀᴛɪᴠᴇ ᴇɴᴅɪɴɢ]───
—ᴄʜᴀᴘᴛᴇʀ_ᴛʜɪʀᴛᴇᴇɴ—
ꜰᴀᴋᴇ ᴠᴇɴᴇᴛɪᴀɴ ᴍɪʀʀᴏʀ
・—— ・・—— ・ ୨୧ ・—— ・ ・—— ・
— Co tu się wyprawia — było pierwszym pytaniem jakie wypłynęło z moich ust po powrocie na miejsce felernej imprezy.
Znalazłem się na niej w przeciągu dziesięciu minut gdyż San za kółkiem czarnej wyścigówki stawał się prawdziwym kierowcą rajdowym kiedy tylko zachodziła taka konieczność. Nie miałem pojęcia ile razy chwytałem się obejmującego mnie pasa przy własnym fotelu — na każdym zakręcie dusza opuszczała moje biedne ciało nie mogąc znieść diabelskiej prędkości jaką stale rozwijał czarnowłosy.
A San był okropnie wściekły i jak Boga kocham, niszczył wszystko co tylko stało na jego drodze do Seonghwy. Dowiedziawszy się co zrobił Hwang i jak na tym wyszedł jego najlepszy przyjaciel, zapłonął żywym, diabelskim ogniem. Płonął tak samo jak atmosfera, którą wytworzył swoją agresywnością. Gdy dotarliśmy do apartamentu Suho postanowiliśmy się rozdzielić jeszcze przed samym wejściem do środka gdyż głupio byłoby wparować tam razem. Nikt z pewnością nie zwróciłby uwagi na tak drobny szczegół jak obcy z Ameryki w towarzystwie Choi Sana jednak dla samej zasady i powierzchownego bezpieczeństwa — tak było najlepiej.
— Nie widzisz? — Minho zdawał się mieć niezły ubaw z zaistniałej sytuacji gdyż płacząc ze śmiechu ocierał mokre od łez policzki rękawem bluzy. — Istny kabaret na kółkach. Cyrk jeszcze nie odjechał, klauny nadal się bawią.
Nie musiałem się upewniać by wiedzieć, że brunet był kompletnie pijany. Znajdował się w naprawdę złym stanie — gorszym gdy go zostawiłem jeszcze przed wyjściem z imprezy. Gdy zostawiłem wszystkich moich przyjaciół.
— Przestań rżeć jak koń, debilu — Yeosang podzielający stan Choia walnął go w ramię, śmiejąc się przy tym do rozpuku. — Gdzie byłeś, Wooyoungie? Tęskniliśmy za tobą.
— Byłem w drodze do domu — westchnąłem. — Możecie mi wyjaśnić co tu się dzieje?
Oczekiwałem bardzo szczegółowego sprawozdania. Bym je otrzymał, stojący u boku Minho Han pociągnął mnie za rękę stawiając przy sobie — uniósł wtedy dłoń wskazując palcem gdzieś w eter a trafiając przy tym w dziurę tworzącą się między tłumem nastolatków, obejmujących całą powierzchnię apartamentowego salonu. Niewidoczny tunel prowadził prosto do parkietu, na którym jeszcze nie tak dawno skakała roześmiana grupa dziewczyn. W chwili gdy na nich patrzyłem obejmowały się w żalu przy na wpół leżącym na kolorowych płytkach Park Seonghwie.
— Odzyskał przytomność jakieś dziesięć minut temu — odparł Jisung z kompletnie niewzruszonym wyrazem twarzy. — Nie przyznał się, że to Yeonjun go tak urządził.
— Skąd więc wiadomo, że to on? — spytałem zastanawiając się nad jego śmiertelną powagą.
— Jedna z dziewczyn widziała jak Hwang wychodząc z kibla wycierał brudne od krwi ręce o swoje spodnie
— To jakieś żarty — powtarzałem się.
Nie spuszczałem wzroku z Seonghwy, który by złapać oddech musiał kurczowo trzymać się siedzącej przy nim Kariny. Ślady krwi pokrywały większość jak nie całą jego twarz i mogłem przysiąc, że najbardziej ucierpiała jego głowa — włosy chłopaka skleiły się od nadmiaru szkarłatnej cieczy, wypływającej z przykrego rozcięcia blisko jego czoła. Nie byłem w stanie zliczyć ile osób nagrywało całe to zdarzenie a ile hucznie płakało nad tym, że Park Seonghwa został tak okrutnie potraktowany. Przyzwyczaiłem się, że to durne społeczeństwo w tak absurdalnych chwilach wolało wcielać się w rolę teatralnego aktora aniżeli pomóc — tak to już wyglądało.
CZYTASZ
ᴀʟᴛᴇʀɴᴀᴛɪᴠᴇ ᴇɴᴅɪɴɢ • ᴡᴏᴏsᴀɴ
أدب الهواة「#ᴍʏᴍᴇᴍᴏɪʀ」 Wooyoung w ostatnim momencie decyduje się zapisać na licealną wymianę do Korei Południowej, do czego gorąco zachęca go jego najlepszy przyjaciel - Yeosang. Chwilę przed wylotem dowiaduje się, że jego rodziną zastępczą będzie urocze małże...