Rozdział 5

84 13 0
                                    

Atmosfera przy stole była napięta. W skrócie wyjaśnili gospodarzowi kim są Hope i Peter, a on wydawał się to wszystko rozumieć. Mimo, że Bruce Wayne nie okazywał sprzeciwu, że ze względu na Petera chcieliby się tu zatrzymać na trochę dłużej niż na początku zamierzali to jednak dało się wyczuć niezręczność u Dicka, kiedy mu to wszystko mówił.

- Dla mnie to nawet lepiej. - powiedział tylko. - Nie będę musiał nikogo zatrudniać do pilnowania domu. Po co, skoro będzie tu rodzina.

Dick tylko pokręcił głową na widok min dzieciaków. Musiał przyznać, że Bruce nie jest zbyt rodzinnym człowiekiem, a jego kontakty z nim jako ojcem ograniczały się zaledwie do mentorstwa. Dlatego właśnie się dziwił, że jego przekonanie do dzieciaków i uznanie ich za „swoje" zabrało mu aż tyle czasu.

- Możemy nie stawiać tego w takim świetle? - poprosił błagalnym tonem. - Nie prosiłbym Cię o to, gdybyśmy nie musieli tu zostawać. Musimy przeczekać, aż Hope zostanie oficjalnie ogłoszona pod moją opieką. Potem Peter musi wrócić do domu. Dopóki się to nie stanie... Moglibyśmy zostać?

Starszy mężczyzna popatrzył przez chwilę na młodszego z nieodgadnionym wyrazem twarzy. W końcu sięgnął po swój kieliszek wina i wzruszył ramionami.

- Oczywiście. - powiedział, po czym odłożył kieliszek i sięgnął po widelec. Nabrał kolejny kęs pieczeni i przeżuł. - Wyśmienity sos. Skąd zamawialiście?

- Hope go zrobiła. - odpowiedział Conner, a dziewczyna spiorunowała go spojrzeniem. - Z resztek z lodówki. Chyba jest w tym taki wyschnięty ser pleśniowy...

- Na prawdę? - Wayne uniósł brwi i spojrzał na Hope. Ona tylko niepewnie pokiwała głową. - Robi wrażenie.

- Improwizowałam. - odparła, jakby nie było w tym nic nadzwyczajnego. Peterowi znów przewróciło się coś w brzuchu. - Ale dziękuję.

- Nie liczę na przepis, ale będę wdzięczny, jeśli nauczysz mnie kilku trików. - skinął głową, krojąc sobie kolejny kęs.

- Oczywiście, nie ma sprawy. - wzruszyła ramionami. - Po pierwsze przyprawiać na sam koniec. Czasami nie trzeba dawać pieprzu, ani nawet soli, bo niektóre z wędzonych serów są już słone same w sobie. Inne są pikantne, bo mają skórkę z przypraw.

- Kto Cię tego nauczył? - zapytał z nieukrywaną ciekawością. - Prowadzący programu kulinarnego?

- Nie, kobieta ze sklepu z serami w Paryżu. - pokręciła głową. - Tak naprawdę do czternastego roku życia nie wolno mi było oglądać telewizji, więc programy kulinarne poznałam dopiero niedawno.

Peter zamrugał. To chyba najdłuższa i najbardziej składna wypowiedź, jaką od niej usłyszał. Może jak tak dalej pójdzie przyzwyczai się do dźwięku jej głosu? Teraz, kiedy mówiła dłużej, zauważył, że jej głos był delikatniejszy niż Lizzy. Lizzy ma wciąż napięte nerwy. Hope jest... subtelniejsza. Nie ma w sobie tego gniewu, tylko milczący smutek.

Zauważył, że Gar nachyla się w jego kierunku.

- Czy ktoś wpadł, żeby zagadać ją o gotowanie? - zapytał tylko.


Dick wyprowadził zwinny cios, którego Peter z trudem uniknął. Był szybki, ale Dick szybko nauczył się przewidywać jego ruchy, przez co ledwo się wyrabiał.

- Już widzę różnicę. - wydyszał.

- Jaką różnicę? - zapytał Dick, podając mu butelkę schłodzonej wody.

- Między Tobą i Natashą. - odpowiedział, żywo gestykulując. - Ona jest bardziej agresywna. Trudno stwierdzić, kiedy chce zabić, a kiedy tylko unieszkodliwić. Ty walczysz podobnie, ale wykorzystujesz inny punkt widzenia. Używasz akrobacji, ona baletu, który zamieniła w zabójczą broń. Poza tym nie waha się strzelać. Ja nigdy nie dotknę pistoletu, ale ona używała och bez przerwy. Kiedyś tak się wkurzyła, że prawie zabiła faceta, który próbował zagazować sierociniec.

Witamy w Gotham || DC Titans on Max & MCU CrossoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz