Rozdział 6

78 13 0
                                    

Dick i Hope wrócili do Gotham zaraz po pogrzebie jej rodziców. Trochę trwało, zanim pojechali do jej starego domu i spakowali wszystkie rzeczy, które chcieli zabrać. Potem odesłali wszystko do San Francisco i mogli wracać.

- Jak było? - zapytał Gar, kiedy Hope opadła obok niego na kanapie.

- A jak może wyglądać małżeński pogrzeb na pół gwizdka z portretem faceta, którego nigdy w życiu nie widziałam w ołtarzu? - westchnęła, wyjmując z torebki niewielki notesik. - Normalnie.

Wszystkich zatkało, kiedy Hope nie wydawała się tym zbytnio przejęta. Oczywiście, okazało się, że rodzice adopcyjni traktowali ją przedmiotowo. Same obowiązki, zero dzieciństwa. Zaplanowane całe życie, które łączyło się z pracą w Operze Moskiewskiej, albo w Mediolańskiej Orkiestrze. Patrząc na Hope i jej styl ubierania się, nikt z nich by nie powiedział, że ktokolwiek starał się zorganizować jej pracę w elitarnej orkiestrze. I to wyjaśnia, dlaczego jej żałoba przebiegła w takim błyskawicznym i specyficznym tempie.

- Trenowaliście? - zapytał Dick, zdejmując marynarkę od garnituru, który zazwyczaj wkładał do pracy. - Mam nadzieję, że tak, bo dzisiaj mam zamiar odpuścić.

- Tak, nie przejmuj się. - powiedziała Rachel, kiedy Dick zdejmował buty. - Kory jest okropnym trenerem, ale raczej jej tego nie mów...

- A Livy? - westchnął, siadając na fotelu i zamykając oczy.

- Bruce jej czytał. - odpowiedział Gar, starając się zajrzeć Hope przez ramię.

Dick otworzył gwałtownie oczy, jakby zdał sobie sprawę z tego, co właśnie usłyszał.

- Bruce jej czytał? - wrzasnął przerażony, zwracając na siebie uwagę wszystkich zebranych, w tym Connera który chrupał jabłko ze słuchawkami na uszach. - Jezu!


Czuł na sobie spojrzenie Bruce'a, który obserwował go z uwagą. Okazało się, że nie czytał Livy nic o dominacji i terrorze, tylko jakimś cudem odnalazła się tutaj stara książka ze zbiorem baśni Braci Grimm. Był w szczerym szoku, bo przez cały czas był pewien, że w tym domu nie ostała się ani jedna książka dla dzieci, nie mówiąc już o jej używaniu.

- Jesteś na mnie zły? - zapytał po dłuższej chwili ciszy.

- Nie. - pokręcił głową. - Tylko zaskoczony. Dzieciaki nie sprawiały problemów?

Bruce pokręcił głową i podszedł do niego bliżej. Zbliżył się do Dicka i usiadł naprzeciwko niego.

- Wyglądasz jakbyś się na mnie wściekał. - stwierdził.

Dick popatrzył na swojego dawnego opiekuna z uwagą. Zastanawiał się o czym myśli. On nigdy nie był prostym człowiekiem. Nie dawało się go tak po prostu rozgryźć, a teraz siedział naprzeciwko niego. Przez pół dnia opiekował się dziewczynką, którą wychowywał. Jego tak jakby syn miał wątpliwości, czy zostawienie go z nią na kilka godzin to dobry pomysł. Przez cały czas jak by starał się tym nie przejmować, tylko poświęcał prawie całą uwagę Hope.

- Co jeszcze robiłeś z Livy? - zapytał po dłuższej chwili.

- Nic szczególnego. Nie włączałem telewizji tak jak prosiłeś. Nie rozumiem dlaczego postawiłeś akurat taki warunek.

Dick zamyślił się na chwilę. Miał mu to powiedzieć, czy może nie, bo starszy uzna to za coś głupiego?

- Po prostu nie chcę żeby dzieci oglądały wiadomości kiedy nie ma mnie w pobliżu. Szczególnie w Gotham, gdzie dzieją się te wszystkie porąbane rzeczy. - wyjaśnił, decydując się na szczerość.

Witamy w Gotham || DC Titans on Max & MCU CrossoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz