Rozdział 19

68 11 2
                                    

Tego ranka Petera obudziła cisza. Chociaż brzmiało to paradoksalnie, to przyzwyczaił się, że w tym domu zawsze był jakiś hałas. Wczoraj na przykład Gar postanowił zrobić Bruce'owi meble ogrodowe ze starych palet i od samego rana ciął coś na dworze. Skończył dopiero późną nocą, zostawiając za sobą ogrodowy kącik relaksacyjny. Ale to jeszcze nic, bo tydzień temu Hope puszczała „Footloose" na pełną głośność, niemal rwąc wszystkich do tańca.

Ale nie dzisiaj.

Dzisiaj całe otoczenie wypełniała cisza. Dlatego Peter wstał szybciej niż zazwyczaj i wyjrzał przez okno. Pod laskiem niedaleko rezydencji też nikogo nie było. Dziwne, zazwyczaj tam zbierali się wszyscy, chociażby po to, żeby grać w „Kamień, papier i nożyce", dopóki nie ustalą kto z nich ma zrobić coś, czego żadne nie ma zamiaru. W to akurat Petera nie mieszali. A szkoda, bo czasami chodziło o zwykłe przyniesienie chrustu na wieczorne ognisko, albo rozłożenie wielkiego namiotu w ogrodzie, co zwykle robili razem.

Pośpiesznie się ubrał i zszedł na dół. Nikogo nie było, jakby wszyscy nagle zniknęli. Rozejrzał się po pokojach, wytężając słuch. Może po prostu wszyscy siedzieli w ogrodzie, tylko ich nie widział?

Wyszedł na zewnątrz i dopiero wtedy zauważył całą dziwną rodzinę w komplecie. Wszyscy siedzieli na meblach ogrodowych wykonanych przez Gara.

- Dlaczego mnie nie obudziliście? - zapytał, kiedy Dick sięgnął po kolejną kanapkę.

- Myślałem, że znowu się źle czujesz. - Conner wzruszył ramionami. - Byłeś trochę... Oporny na budzenie. Robiłem wszystko, a Ty nadal spałeś.

- Wszystko? - uniósł brwi, patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Tak. - pokiwał głową.

- A z łóżka mnie zrzucałeś? - zapytał, sam nie wierząc w to, co mówi.

Wszyscy zamilkli, patrząc na niego z zaskoczeniem. Nie powiedział nic aż tak głupiego, żeby patrzeć na niego jak na idiotę.

- Dlaczego ktoś miałby Cię zrzucać z łóżka? - zapytała Kory, która jako pierwsza odzyskała zdolność do mówienia.

- Nie wiem, widziałem to kiedyś w telewizji. - wzruszył ramionami. Obszedł naokoło stolik i zajął wolne miejsce między Garem, a Rachel.

Jak tylko przetarł oczy, zauważył, że Rachel podsunęła mu wielki talerz z gotowymi tostami. Podziękował, zabierając jednego i nadgryzając go.


Przed południem Peter zorientował się, że jest niedziela i to jedyny dzień tygodnia w który Dick pozwalał na pełne lenistwo. Nie dziwił się, że Hope postanowiła spędzić go przed telewizorem, oglądając siódmy sezon „Jak poznałem Waszą matkę". Żałował, że na tej Ziemi nie powstał „Świat według Malcolma", bo to ten oglądał razem z Wandą.

- Humor trochę przestarzały, ale daje radę. - powiedziała, wkładając sobie do ust kolejną łyżkę płatków. - Trzeba mieć do tego odpowiednie podejście.

- To wyzwanie. - oznajmił, przypominając sobie wszystko, co słyszał kiedyś o budowaniu komedii w sitcomie. - Twórcy rzucają widzom wyzwanie, poruszając kontrowersyjne kwestie i pokazując je w humorystyczny sposób.

- To powstało z dziesięć lat temu. - zauważyła. - Pojęcie humoru trochę się zmieniło, na mniej można sobie pozwolić. Myślisz, że mógłbyś być komikiem? - zapytała, odstawiając na pół zjedzone płatki. Nie wiedział, czemu wybrała akurat je.

- Raczej nie. - pokręcił głową. - Nie lubię dużej widowni. A Ty?

- Ja chyba już się do niej przyzwyczaiłam. - wzruszyłam ramionami. - Ale nigdy nic przed nią nie mówiłam, tylko grałam. W orkiestrze...

Witamy w Gotham || DC Titans on Max & MCU CrossoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz