Rozdział 17

62 13 0
                                    

Tego dnia Peter zdał sobie sprawę, z tego jak bardzo Dick i jego rodzina postanowili mu zaufać. Wszyscy musieli wyjść na cały dzień i zostawili Livy pod jego opieką. To co prawda tylko kilka godzin, ale i tak musiało to od nich sporo wymagać.

Dlatego, kiedy poszli razem do Barbary (jednocześnie cały czas będąc przekonanymi, że posterunek policji w najbardziej przestępczym mieście w Stanach Zjednoczonych nie jest odpowiednim miejscem dla małej dziewczynki), a potem do sądu, Livy natychmiast zaczęła mu pokazywać swoje zabawki, których do tej pory nie zdążyła użyć.

- Trampolina? - uniósł brwi, kiedy rozpakowali wielką paczkę schowaną w garażu. - Jest Twoja?

- Tak, od dziadka Bruce'a. - przytaknęła, kiedy wspólnie udało im się ją postawić. - Kupił mi ją w San Francisco, żebym nie skakała po meblach w starym mieszkaniu. A potem w domu.

Peter pokiwał głową i wziął głęboki oddech. Livy nie skakała po meblach. Nie przy nim i nie tutaj. Może po prostu zostało jej to zakazane, bo niektóre z kanap obitych skórą są stare? Nie mógł tego całkowicie wykluczyć.

- To dlaczego była złożona w garażu? - zapytał, mając zamiar drążyć temat.

- Kory powiedziała, żeby na razie jej nie wyciągać, bo i tak dawno jej nie używałam. - wzruszyła ramionami. - Ale Dick powiedział, że lepiej ją zabrać, przynajmniej na wszelki wypadek.

No dobrze, ich dzień pakowania musiał być komiczny. Tyle wiedział na pewno. Nie miał pojęcia które z rzeczy, których używali były już w tym domu, a które przywieźli ze sobą.

Livy zbliżyła się do niego na kolanach i kazała mu się pochylić, jakby miała zamiar podzielić się z nim jakąś bardzo skrywaną tajemnicą. Posłuchał jej, a ona chwyciła go za kołnierzyk koszuli, przez co musiał przybrać bardzo niewygodną pozycję. Miał nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo.

- Niedługo będę się nazywać tak samo jak Dick. - wyszeptała konspiracyjnie.

Wtedy zaświeciła mu się czerwona lampka. Każde z nastolatków, które Dick przygarnął nadal miało swoje nazwisko. Nie wiedział jak to wygląda od strony formalnej, wiedział tylko że adopcja Livy jest już dawno klepnięta, a decydująca rozprawa w sprawie Hope ma się odbyć właśnie teraz, ale nie miał pojęcia, na jakich zasadach to ma wyglądać.

- Dlaczego? - palnął, zanim zdołał ugryźć się w język.

- Bo moja ciotka jest palantem. - odpowiedziała rezolutnie, odsuwając się od niego na kilkadziesiąt centymetrów, dzięki czemu znów mógł przybrać wygodną pozycję.

- Nie mów. - prychnął z niedowierzaniem. - Kobieta nie może być palantem.

- Kory powiedziała, że może. - wzruszyła ramionami, sięgając po jedną ze swoich książeczek. - Tylko zabroniła mi o tym mówić Dickowi.

Dobra, robiło się coraz ciekawiej. Czyli Kory chciała zachować w tajemnicy przed Dickiem, że uczy ją negatywnych słów. A przynajmniej tych o ostrzejszym znaczeniu. Zastanowił się, czy w nowym słowniku Livy funkcjonują przekleństwa, ale zdecydował, że lepiej o to nie pytać.

- A co jeszcze robi Kory w tajemnicy przed Dickiem? - zapytał, otwierając pudełko z kulkami do gry, które mu podsunęła.

- Że czasami pozwala Rachel jeść więcej słodyczy, niż Dick pozwala, albo że pije więcej niż Dick myśli. - wzruszyła ramionami, wysypując kulki na ręcznie robioną planszę z wysokimi ściankami.

- Pije alkohol? - zmarszczył brwi, mając w tej chwili na uwadze wszystko, co mała brała do rąk.

- Tak, bardzo to lubi. - przyznała. – Mówi, że to jedna z niewielu zalet mieszkania na Ziemi.

Witamy w Gotham || DC Titans on Max & MCU CrossoverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz