Tego dnia Peter zdał sobie sprawę, z tego jak bardzo Dick i jego rodzina postanowili mu zaufać. Wszyscy musieli wyjść na cały dzień i zostawili Livy pod jego opieką. To co prawda tylko kilka godzin, ale i tak musiało to od nich sporo wymagać.
Dlatego, kiedy poszli razem do Barbary (jednocześnie cały czas będąc przekonanymi, że posterunek policji w najbardziej przestępczym mieście w Stanach Zjednoczonych nie jest odpowiednim miejscem dla małej dziewczynki), a potem do sądu, Livy natychmiast zaczęła mu pokazywać swoje zabawki, których do tej pory nie zdążyła użyć.
- Trampolina? - uniósł brwi, kiedy rozpakowali wielką paczkę schowaną w garażu. - Jest Twoja?
- Tak, od dziadka Bruce'a. - przytaknęła, kiedy wspólnie udało im się ją postawić. - Kupił mi ją w San Francisco, żebym nie skakała po meblach w starym mieszkaniu. A potem w domu.
Peter pokiwał głową i wziął głęboki oddech. Livy nie skakała po meblach. Nie przy nim i nie tutaj. Może po prostu zostało jej to zakazane, bo niektóre z kanap obitych skórą są stare? Nie mógł tego całkowicie wykluczyć.
- To dlaczego była złożona w garażu? - zapytał, mając zamiar drążyć temat.
- Kory powiedziała, żeby na razie jej nie wyciągać, bo i tak dawno jej nie używałam. - wzruszyła ramionami. - Ale Dick powiedział, że lepiej ją zabrać, przynajmniej na wszelki wypadek.
No dobrze, ich dzień pakowania musiał być komiczny. Tyle wiedział na pewno. Nie miał pojęcia które z rzeczy, których używali były już w tym domu, a które przywieźli ze sobą.
Livy zbliżyła się do niego na kolanach i kazała mu się pochylić, jakby miała zamiar podzielić się z nim jakąś bardzo skrywaną tajemnicą. Posłuchał jej, a ona chwyciła go za kołnierzyk koszuli, przez co musiał przybrać bardzo niewygodną pozycję. Miał nadzieję, że nie potrwa to zbyt długo.
- Niedługo będę się nazywać tak samo jak Dick. - wyszeptała konspiracyjnie.
Wtedy zaświeciła mu się czerwona lampka. Każde z nastolatków, które Dick przygarnął nadal miało swoje nazwisko. Nie wiedział jak to wygląda od strony formalnej, wiedział tylko że adopcja Livy jest już dawno klepnięta, a decydująca rozprawa w sprawie Hope ma się odbyć właśnie teraz, ale nie miał pojęcia, na jakich zasadach to ma wyglądać.
- Dlaczego? - palnął, zanim zdołał ugryźć się w język.
- Bo moja ciotka jest palantem. - odpowiedziała rezolutnie, odsuwając się od niego na kilkadziesiąt centymetrów, dzięki czemu znów mógł przybrać wygodną pozycję.
- Nie mów. - prychnął z niedowierzaniem. - Kobieta nie może być palantem.
- Kory powiedziała, że może. - wzruszyła ramionami, sięgając po jedną ze swoich książeczek. - Tylko zabroniła mi o tym mówić Dickowi.
Dobra, robiło się coraz ciekawiej. Czyli Kory chciała zachować w tajemnicy przed Dickiem, że uczy ją negatywnych słów. A przynajmniej tych o ostrzejszym znaczeniu. Zastanowił się, czy w nowym słowniku Livy funkcjonują przekleństwa, ale zdecydował, że lepiej o to nie pytać.
- A co jeszcze robi Kory w tajemnicy przed Dickiem? - zapytał, otwierając pudełko z kulkami do gry, które mu podsunęła.
- Że czasami pozwala Rachel jeść więcej słodyczy, niż Dick pozwala, albo że pije więcej niż Dick myśli. - wzruszyła ramionami, wysypując kulki na ręcznie robioną planszę z wysokimi ściankami.
- Pije alkohol? - zmarszczył brwi, mając w tej chwili na uwadze wszystko, co mała brała do rąk.
- Tak, bardzo to lubi. - przyznała. – Mówi, że to jedna z niewielu zalet mieszkania na Ziemi.
CZYTASZ
Witamy w Gotham || DC Titans on Max & MCU Crossover
Fiksi PenggemarBarbara Gordon prosi Dicka Graysona, żeby przyjechał do Gotham. Tego samego dnia do miasta trafia ktoś, kogo nikt się nie spodziewał. Opowiadanie jest crossoverem fanfików „Między nami Mścicielami" i „Troska".