Rozdział 6

376 20 0
                                    

Szedłem przez wioskę, która była pogrążona w śnie, jedynie gdzieniegdzie przechodzili strażnicy i paliły się pochodnie.

Najciszej jak umiałem, wszedłem do kuźni i poszedłem do mojej przybudówki. Zapaliłem kilka świeczek i usiadłem przy biurku, na którym leżały plany ogona Szczerbatka, następnie je przerysowałem. Wziąłem następnie płetwę i ją przerobiłem, według nowego projektu.

Następnie wziąłem dość spory płat skóry. Ostrożnie narysowałem węgielkiem wzór i go wyciąłem, tak samo zrobiłem z kilkoma innymi elementami, a następnie je ze sobą zszyłem.

Kiedy wszystko miałem gotowe, wziąłem to razem z planami, i poszedłem do domu.

Obudziłem przed świtem słońca, byłem wykończony, ale mam nadzieję, że mi się udało. Ubrałem się i szybko poszedłem do zatoczki.

Zobaczyłem tam mojego przyjaciela.

-Cześć Szczerbatek, wybacz, że mnie tyle nie było, ale musiałem zając się osadą. Ale zobacz co mam.

Smok podszedł do mnie zainteresowany, gdy wyciągnąłem płetwę, zaczął ją wąchać. Podszedłem do niego i mu ją założyłem, przez chwilę machał ogonem we wszystkie strony, jak by chciał ją zrzucić. Wtedy jednak płetwa się otworzyła i zaczęła naśladować ruchy właściwej płetwy.

-I jak się podoba kolego ?

Smok spojrzał na mnie z uśmiechem, wiedziałem, że mu się podoba. Wtedy to wyciągnąłem drugą rzecz, a było to siodło. Jego wyraz twarzy pokazywał zdziwienie. Ostrożnie podszedłem do niego i zapiąłem siodło, następnie wdrapałem się na niego.

-Dobra Szczerbatek tylko bez Szaleństw, bo to dopiero pierwszy lot.

Szczerbatek rozłożył skrzydła i wystartował, ale tym razem, zamiast spaść, od razu poszybowaliśmy do nieba, było to niesamowite uczucie. Widać było, że Szczerbatek cieszy się równie mocno. Jednak radość nie trwała zbyt długo, ponieważ trzeba było wylądować.

Zszedłem z Szczerbatka i sprawdziłem ogon, wszystko było na swoim miejscu.

- Widzisz Szczerbatku, teraz będziesz mógł z powrotem latać. Szczęśliwy smoczek, co ? Oczywiście, że szczęśliwy.

Robiłem przy tym głupie miny, a smok magle stanął na tylnych łapach i się na mnie położył, potem zaczął mnie lizać po twarzy.

-Nie proszę cię Szczerbatek, nie błagam !

Po chwili Szamotaniny udało mi się wziąć i wydostać, ale byłem cały oblepiony jego śliną i coś czułem, że szybko nie zejdzie, dobrze, że miałem na sobie stare ubrania.

Po tym musiałem się pożegnać i udać do wioski. 

Umarł wódz niech żyje wódzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz