Rozdział 10

346 24 0
                                    

Od rana zajmowałem się bardzo mocno osadą, a pracy jak na złość było dwa razy więcej niż zwykle. Na szczęście udało mi się ze wszystkim uporać na czas.

Wszedłem do kuźni, gdzie ochoczo pracował nad jakimś mieczem Pyskacz.

-Witaj, Czkawka co cię sprowadza ?

-Witaj Pyskacz. Wiesz, że Sączysmark wyzwał mnie na pojedynek ?

-Coś obiło mi się o uszy.

-No i właśnie przyszedłem cię prosić o jakąś broń, bo wszystko, co mam w domu, jest dla mnie za ciężkie i takie jakieś nie dla mnie.

-Czkawka, nie musisz prosić, możesz wziąć, co ci się na da.

-Dzięki Pyskacz.

Podszedłem do miejsca, gdzie składowaliśmy broń. Spędziłem godzinę na oglądaniu każdej broni i wszystko było dla mnie, za ciężcie, za duże albo kompletnie nie dla mnie. W końcu, gdy traciłem nadzieję, znalazłem odpowiedni dla siebie miecz. Leżał na samym dnie i był owinięty w kawałek materiału.

Wszedłem z powrotem tam, gdzie pracował Pyskacz.

-I jak chłopce znalazłeś coś dla siebie ?

Pokazałem mu miecz, a on ostrożnie wziął go w ręce i bardzo pieczołowicie oglądał.

-Pyskacz coś jest nie tak z tym mieczem ?

-Wręcz przeciwnie, jest to najlepszy miecz, jaki kiedykolwiek zrobiłem.

-To dlaczego leżał na dnie sterty ? - powiedziałem to z nie ukrywanym zdziwieniem. Pyskacz na moje pytanie smętnie westchnął.

-Jest to miecz, który twój ojciec zamówił dla twojej matki. Kiedy się urodziłeś, twój ojciec bał się o was podczas nalotów, więc kazał mi wykonać najlepszy miecz, jaki mogłem, aby twoja matka mogła was ochronić. Nie zdążyła go jednak użyć, więc niech teraz, chociaż tobie służy.

Po tym podał mi go z szacunkiem.

Następnie pożegnałem się z Pyskaczem i wyszedłem z kuźni i poszedłem do umówionego miejsca w lesie, gdzie czekała już na mnie Astrid.

-Witaj Astrid.

Myślałem, że się na spokojnie przywita, ale się bardzo pomyliłem.

-No nie ma co tracić czasu, zostało nam dwa dni, więc zaczynamy.

Nie chcąc się kłócić, szybko zdjąłem pas, aby nie przeszkadzał, wyciągnąłem miecz z pochwy i stanąłem naprzeciwko Astrid.

-Dobrze teraz uważaj, pozycja bojowa.

Zrobiłem tak, jak pokazywała Astrid.

-Dobrze, a teraz kiedy przeciwnik uderza z góry, musisz zrobić...

Ćwiczyliśmy tak do zachodu słońca, wszystko mnie bolało.

-Całkiem nieźle, jeszcze jutro poćwiczymy i coś może z tego będzie.

-Dzięki.

Astrid poszła prosto do domu, ja natomiast odwiedziłem jeszcze Szczerbatka.

Następny dzień wyglądał podobnie, tylko zamiast mnóstwa obowiązków, była tylko jedna rzecz do roboty, a mianowicie to, że, bliźniaki zniszczyły pola trzech wikingów. Bliźniaki mają teraz zajęcie na trzy tygodnie.

Szkolenie z Astrid wyglądało tak samo jak we wczoraj, trenowaliśmy, dopóki nie zrobiło się ciemno.

Wracaliśmy razem do wioski.

-Całkiem nieźle Czkawka.

-Dzięki, jak mogę ci się odwdzięczyć ?

-Dokop jutro porządnie Sączysmarkowi. - Astrid się przy tym uśmiechnęła, zdziwiło mnie to bo Astrid rzadko się uśmiecha.

-Jak sobie życzysz.

Astrid pobiegła do swojego domu, a ja powoli poszedłem do mojego. 

Umarł wódz niech żyje wódzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz