Rozdział 28

216 19 6
                                    

~Czkawka~

Wszyscy schroniliśmy się w Wielkiej Sali, to była najrozsądniejsza rzecz, jaką mogliśmy zrobić, ze względu na to, że cała wyspa płonęła. Szczerbatek i Wichura zostali razem z innymi smokami. Szczerbatek został alfą, więc musi teraz strzec swego ludu, tak jak ja teraz musiałem zaopiekować się swoim.

-No dobrze wodzu mów co to miało być ?

Zapytał się mnie ktoś z tłumu.

-Właśnie co to za smok ?

-Co to za kobieta ?

-Co teraz mamy zrobić ?

-Czy wódź jeździ na smoku ?

Te i wiele pytań padało od strony moich ludzi.

-Dobrze, spokój ! Uspokójcie się !

-Cisza !

Astrid nie wytrzymała i z wściekłością wbiła siekierę w stół, wszyscy zamilkli.

-Dziękuje ci.

Powiedziałem to cicho do Astrid, a ona skinęła głową.

-Dobrze, najlepiej będzie, jak opowiem wam wszystko od początku.

Usiadłem wygodnie na krześle.

-Usiądźcie, to będzie dość długa historia.

Wszyscy usiedli tam, gdzie mieli miejsce i zacząłem swoją historię. Opowiedziałem im wszystko od tego, jak uwolniłem i poznałem Szczerbatka. Jak nauczyłem się na nim latać. Jak razem doprowadziliśmy do końca najazdów. Jak Astrid poznała prawdę o smokach. Jak znalazłem swoją mamę. I najważniejsza rzecz to o tym, co wydarzyło się na Berk. Kiedy opowiadałem im swoją historię, ich wyrazy twarzy zmieniały się od dumy i podziwu po strach, nie chęć i nie ufność. Wreszcie skończyłem, a ich wyraz twarzy mówił, że nie wiedzą, co powiedzieć, nie dziwie im się, dla mnie to już za dużo jak na jeden dzień, a co dopiero dla nich. Na szczęście z pomocą przyszła moja mama.

-Może się prześpimy, a rano zdecydujemy co robić ?

Wszyscy skinęli głowami i poczęli znajdować sobie jakieś miejsce do spania. Znalazłem sobie kawałek podłogi i od razu zasnąłem.

Następnego dnia obudziliśmy się dość wczas, kiedy wszyscy już wstali, wyszliśmy z Wielkiej Sali. Widok, jaki zastaliśmy to popiół, wiele domów spłonęło, a te nielicznie które się ostały to tylko dlatego, że wciąż były pokryte lodem.

-Nie ma strachu Czkawka, odbuduje wioskę.

Powiedział to Pyskacz, ale w wielu twarzach było widać zwątpienie.

Zawołałem Szczerbatka i wznieśliśmy się nad Berk. Cała wyspa była spalona, nawet nie ostał się kawałek lasu, tylko jakieś pojedyncze drzewa. Wylądowaliśmy z powrotem.

-Nie Pyskacz, nie da się, cały las spłonął.

-To, co my teraz zrobimy ?

Nie chciało mi to przejść przez gardło.

-Musimy opuścić Berk.

Od razu podniósł się krzyk oburzenia, ale wystrzał plazmy Szczerbatka ich uspokoił.

-Wiem, że to nasz dom od pokoleń, nasi przodkowie go bronili od wieków, ale nie mamy wyjścia. To, co nazywamy domem to nie skały czy rzeki, to miejsce, które jest w nas. Dlatego znajdziemy nową wyspę i zamienimy ją w nasz dom. Dla nas i dla tych którzy po nas będą. Co wy na to ?

Dało się słyszeć mieszane opinie, podeszła do mnie Astrid i chwyciła mnie za rękę, a mama objęła.

-Jestem z tobą Czkawka.

Odezwał się Pyskacz.

-Ja też.

Poparł go Sączyślin.

-Ja też.

-I ja.

Cała wioska zaczęła się zgadzać ze mną.

-Dziękuje wam.

-No tak wszystko fajnie, tylko jak ją znajdziemy, bo przecież wszystkie łodzie są zniszczone ?

Zadał to pytanie Mieczyk, czasem nie wiem, czy on jest szalony, głupi czy genialny, chyba wszystko na raz.

-Tak to jest problem.

Popatrzyłem się na smoki.

-O nie chyba nie masz na myśli...

Wykrzyknął to Pyskacz.

Bez żadnych uprzejmości skinąłem głową.

-O Odynie, czemu nie dałeś mi polec z honorem w walce ?

Lamentował Pyskacz. 

Umarł wódz niech żyje wódzOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz