Chcieć... a może miłość?

335 19 4
                                    

Kendra stała przyparta do chłodnej, betonowej ściany w ciemnej uliczce miasta. Przed nią stał ON. Chłopak, który był nieziemsko przystojny, inteligentny, wysoki, zabawny, ale podły. Gavin Rose.
Trzymał nóż, co prawda skierowany trzonkiem w jej stronę, ale jednak nóż. Drugą rękę położył na jej talii, a na twarzy malował mu się zadziorny uśmiech, od którego miękły nogi. Patrzyła mu w oczy, choć nie chciała patrzeć. Czuła jego dotyk, choć nie chciała czuć. Wiedziała, że tu jest, choć nie chciała wiedzieć. Miała go dość, a jednocześnie uwielbiała go całym sercem.
Uwielbiała, ale nie kochała. Miłość to co innego, miłość zanikła, kiedy zdradził ją i jej przyjaciół.
Patrzył na nią z tym pięknym wyrazem w spojrzeniu, tym który wielbiła, chociaż nie chciała. On już nie jest właścicielem jej serca. On jest tylko chłopakiem, który zawiódł ją, ale i obronił.
Nóż nagle obrócił się w jego dłoni. Ostrze dotknęło biodra i zostawiło lekkie nacięcie, które nie dosięgnęła skóry. Dżinsy się zaszyje, to żaden problem.
Czuła, jak jego ciepła dłoń trzyma ją za pas z prawej strony. Rozpływała się od tego dotyku.
Nie chciała.
Chciała uciekać, krzyczeć, wołać o pomoc, chociaż go odepchnąć.
Nie mogła. Nie potrafiła. Za bardzo jej zależało.
To musi być jakiś wpływ czegoś, może on jej coś podał, coś zatrutego? Tak, żeby tuż przed śmiercią w męczarniach przypomniała sobie ich dawne uczucia?
Możliwe.
Nóż bez ostrzeżenia wszedł głęboko w jej ciało. Zatrzymał się dopiero na kości. Chciała coś zawołać, płakać, krzyczeć, ale nie mogła.
Zamknął jej usta pocałunkiem. Nigdy jeszcze tego nie zrobił.
Teraz zrobił się jeszcze bardziej boski.
On ją tak dogłębnie zranił? Przecież to nie jego wina. Na pewno miał jakiś powód. Może ona mu kiedyś coś zrobiła? Na pewno! Ten facet był spełnieniem jej marzeń, on był tym jedynym, tym, z którym chciała spędzić całe życie.
Oddała pocałunek. Ta chwila musi trwać.
Poczuła, jak coś ją rozrywa od środka. Zakręciło jej się w głowie. Gavin odchylił jej usta i uśmiechnął się w ten najcudowniejszy sposób.
Wtedy nagle odskoczył od niej, poślizgnął się i wywrócił.
Zaraz. Coś tu nie gra.
On wcale nie odskoczył, tylko ktoś go odepchnął. Nie poślizgnął się i nie wywrócił, tylko siła odrzutu tak zadziałała. Nagle już nie wydawał się taki zabójczy. Był przystojny i to bardzo, ale wydawał się znacznie większym draniem, niż przed chwilą. Zdradził ich. Zabił Dougana. Prawie zabił Marę. Był okropny. Jak mogła jeszcze przed chwilą myśleć, że jest najlepszy na świecie?
Nóż wyszedł, gdy Gavin ją puścił. Broń upadła na ziemię metr od dziewczyny. Z rany sączyła się krew obfitym strumieniem. Ktoś ją przytrzymywał. Paprot. Boże. Paprot.
Zakręciła się, zawirowała i nagle znalazła w jego ramionach. Paprot posadził ją delikatnie pod ścianą, o którą wcześniej się opierała. Pogładził po głowie, zgarnął kosmyki włosów z twarzy i odszedł.
Zrobiło się ciemno.
Gdzie oni są?
Paprot?
Gavin?
Ktokolwiek?!
Halo!!
Gdzie się wszyscy podziali?!
Otworzyła oczy, ale zobaczyła ciemność. Prawdziwą, nieprzeniknioną ciemność.
Z trudem wstała, podpierając się o ścianę, i wyjrzała zza rogu. Ciemną ulicą ktoś szedł. Ktoś pod latarnią, w ciemnym płaszczu aż do ziemi.
- Halo?! - zawołała.
Nie odwrócił się, może nie słyszał jej wołania. Bolało ją biodro, gdzie widniała rana. Od pasa w dół cała we krwi pokuśtykała chodnikiem. Nie zauważyła krawężnika, a była zbyt słaba, by cokolwiek zrobić. Runęła na ulicę. Uderzenie było jeszcze bardziej bolesne, niż się spodziewała.
Coś ją oświetliło. Nie miała siły wstać, zobaczyć co to. Usłyszała krzyk, szuranie, pisk, uderzenie, poczuła chwyt i szarpnięcie, a po chwili leżała znów w ramionach Paprota. Obok leżał Gavin. Nie poruszał się, ale oddychał.
Teraz już nic nie chciała.
Teraz czuła się doskonale, całkowicie bezpieczna, pod opieką ukochanej osoby. Wiedziała, że Paprot ją obroni. Niemiłosierny ból odbierał jej czucie. Nic już nie chciała.
Tylko umrzeć.
To za wiele.
Tylko umrzeć.
Pod jej lewą ręką leżał nóż. To była jej szansa, szansa na lepsze jutro.
Chwyciła trzonek i z całej siły wbiła go sobie w serce.
Usłyszała przeraźliwy krzyk. I swoje imię.
- Przepraszam...
Nie wiedziała, czy to powiedziała ona, czy kto inny.
Poczuła jedno. Najlepsze na świecie.
Poczuła drugi pocałunek na ustach.
Ostatni pocałunek.
Ostatni w jej życiu.
Drugi i ostatni.
Przestało ją cokolwiek boleć.
Wszystko było już dobrze.
Rany się zagoiły, ciało naprawiło.
Otworzyła oczy.
To nadal był ten świat.
Paprot trzymał ją na kolanach. Patrzył na nią wyczekująco, a gdy otworzyła oczy, uśmiechnął się, a w jego srebrno-niebieskich oczach pojawiło się ogromne szczęście i... Miłość.
Miłość.
Miłość.
Miłość.
Miłość, o jakiej marzyła przez całe życie.
Bajkowa miłość, która nie opuści jej już nigdy.
Będzie zawsze trwać.
Na wieki wieków.
Wszystko było już dobrze, rany się zagoiły, ciało naprawiło. To nadal był ten świat.
Paprot przytulił ją z całych sił i znów nie pozwolił się odezwać.

Baśniobór; One Shots; BrackendraOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz