Gorzej być nie może, ale mam zakład do wygrania!
Dotarcie do położonego na obrzeżach miasta, pośrodku ośnieżonych pól domku należącego do rodziców Alistera zajęło im niemal cały dzień. Zbliżał się wieczór, gdy w końcu w oddali mężczyzna zauważył obwieszony kolorowymi światełkami choinkowymi budynek. Jego mama zawsze miała obsesję na punkcie ozdób i rodzinnych tradycji praktykowanych, odkąd byli małymi dziećmi więc co roku zaganiała swojego męża a jego tatę do wspinania się na drabinę i dekorowania domu. Efekt końcowy zapierał mu dech w piersiach za każdym razem i zawsze wywoływał przyjemne wspomnienia.
Przez szybę samochodu dostrzegł czekającą na schodkach kobietę owiniętą w szary puchaty koc. Na ten widok nie był w stanie powstrzymać uśmiechu. Diana Verge zupełnie nie zmieniła się od ich ostatniego spotkania. Wciąż była tak samo pełna radości, światła i wigoru a także troski, którą obdarzyła go, gdy tylko wyszedł jej naprzeciw. Z ulgą objął matczyne ramiona wdychając zapach kobiety, który tak bardzo kojarzył mu się z dzieciństwem. Rodzicielka spojrzała na niego z uwagą powoli dotykając ciepłej skóry jego twarzy swoimi zimnymi dłońmi.
‒ Jesteś szczęśliwszy ‒ zauważyła opuszczając ręce. ‒ To jej zasługa?
Kiwnęła w stojącej z tyłu Selene która rozglądała się po okolicy z nieprzeniknioną miną. Z uwagą skanowała otoczenie choć półmrok nie był w stanie zdradzić prawdziwego piękna tego miejsca.
‒ Musisz zaczekać do rana ‒ dodała kobieta zwracając się w jej kierunku. Stalowoszare tęczówki dziewczyny zwróciły się w jej kierunku, kiedy mówiła. ‒ O poranku widok jest wprost niesamowity.
‒ Jestem Selene ‒ przedstawiła się wyciągając w jej kierunku dłoń na powitanie. Diana wywróciła oczami i ignorując jej gest przytuliła ją mocno sprawiając, że ciemnowłosa spięła się nieznacznie. Przebywanie wśród członków jego rodziny, zwłaszcza gdy Alister co chwilę zerkał na nią kontrolnie już na samym początku stanowiło nie lada wyzwanie.
‒ Zabierzcie rzeczy i chodźcie do środka. Kolacja czeka.
Po tych słowach zniknęła za drzwiami kierując się do jadalni, w której para znalazła się chwilę później. Pomieszczenie utrzymane było w bieli przełamanej w niektórych miejscach brązem a także butelkową zielenią. Niemal wszystkie meble wykonane były z ciemnego drewna a w kątach i na półkach królowały rośliny. Na ścianach natomiast zawieszono obrazy, które jak się później dowiedziała Selene były autorstwem matki mężczyzny. Jej wzrok padł na zajmującego miejsce przy stole Alistera, gdzie rozłożone już zostały talerze i reszta zastawy wyraźnie czekająca na ich przybycie. Ciemnowłosa zacisnęła dłoń w pięść, wzięła głęboki oddech i również zajęła miejsce.
Podczas jedzenia bardziej przysłuchiwała się prowadzonej przez mężczyznę i jego matce rozmowie niż sama otwierała usta, a mimo to powoli się rozluźniała nie wyczuwając z ich strony zagrożenia. Nawet świdrujące ją spojrzenie ojca Alistera, który dołączył do nich w trakcie nie sprawiło, że straciła dobry nastrój.
‒ Gdzie podziały się dziewczyny? – Padło pytanie z ust niebieskookiego, gdy kończąc posiłek przenieśli się na kanapę w salonie.
– Chwilę przed waszym wyjazdem wyszły na jakieś spotkanie z dawnymi znajomymi, obiecały, że wrócą na czas – wytłumaczyła Diana marszcząc brwi. Jej córek nie było już dobre dwie godziny, więc zaczęła się martwić. Dlatego sięgnęła po swój telefon i szybko wystukała wiadomość do najstarszej z nich. Wkrótce przyszła odpowiedź. – Lauren pisze, że był wypadek na drodze i droga jest nieprzejezdna. Musieli zawrócić do miasta.
– Nic im nie jest? – zaniepokoił się jej mąż.
– „Wszystko z nami w porządku, nie martwcie się. Przekaż Aliemu, żeby nie zjadł całej szarlotki, bo go znajdę i uduszę” – przeczytała na co wspomniany przez siostrę ciemnowłosy parsknął cicho.
CZYTASZ
Agony
RomanceSelene była kobietą z duszą diablicy. Alister był mężczyzną z duszą anioła. Zniszczyła go. Zbrukała jego duszę by na końcu uśmiechnąć się ze świadomością, że odniosła upragnione zwycięstwo będące początkiem jej upadku. UWAGA! W opowiadaniu występuj...